Kiedy umarła matka Misi, dziewczynę zawieziono na
cmentarz. Wokół grobu stali obcy ludzie. Byli też krewni Misi. Nikt
z nich nie podszedł do dziewczyny. Nie przywitał się, nie podał choćby
ręki. Wstydzili się kuzynki z buzią zdziwionego pięciolatka. Tylko
jakaś kobieta wręczyła jej starą fotografię legitymacyjną. Patrzyła
z niej dość młoda kobieta.
- Mama - powiedziała Misia, choć tak naprawdę nie pamiętała
dobrze matki. Z jednym wyjątkiem. Pamiętała jakąś wizytę, zapach
alkoholu. I wstyd, że ta pijana kobieta jest jej matką.
Zosia już nie pamięta małej komórki za chałupą, gdzie
spędziła część swojego dzieciństwa. Musiała hałasować, może chciała
nawet wyjść z tej wilgotnej nory, bo rodzice pętali ją powrozem jak
zwierzaka. Mocno i na długo. Od tego pętania zrobiło jej się coś
z nogami. Chodzi jak młody słoń, ciężko i energicznie zarazem, aż
ziemia drży od tych kroków-podskoków. Gehenna dziewczyny skończyła
się, gdy zabrano ją z rodzinnego domu. Sąd uznał, że rodzina jest
dysfunkcyjna, co w praktyce oznacza - alkoholiczna, zdegenerowana
i nie umiejąca zaopiekować się niepełnosprawną umysłowo Zosią.
Obie dziewczynki mieszkają więc teraz w Mocarzewie, wsi
pod Łowiczem, w ośrodku dla osób z upośledzeniem umysłowym, prowadzonym
przez Siostry Zmartwychwstanki. Są bezpieczne.
Daleko od szosy
Reklama
W tej chwili Zgromadzenie opiekuje się blisko 80 osobami, chłopcami
i dziewczętami, w wieku od 6 do 21 lat. Zakonnice prowadzą w Mocarzewie
Zespół Szkół Specjalnych i Specjalny Ośrodek Wychowawczy. W praktyce
starają się stworzyć podopiecznym świat inny od tego, który poznali
wcześniej. |wiat dobra, życzliwości, uśmiechu i spokoju. |wiat, gdzie
nie ma głodu, poniewierki, bicia, gwałtów i zamykania w ciemnych
komórkach. Gdzie człowieka niepełnosprawnego traktuje się jak człowieka,
co wcale nie jest regułą w Polsce XXI wieku.
Asia musi się przełamać, by podać komuś rękę. Podaje
ją niepewnie, tylko na ułamek sekundy i tylko same koniuszki palców.
Jej drobna, krucha dłoń szybko się cofa, a dziewczyna równocześnie
odsuwa głowę jak dziecko przyzwyczajone do tego, że bliskość dorosłego
oznacza bicie. Ma krótko obcięte włosy. Gdy cokolwiek odrosną, zaczyna
je wyrywać. Nakręca na palec i ciągnie z całej siły. Asia zna tylko
jedno słowo. Powtarza je bez ustanku, nawet gdy nikt nie słucha.
Tego słowa nie da się zapisać. To bełkot. Przypadkowa zbitka liter.
W ten sposób porozumiewa się ze światem. Niewiele o niej wiadomo.
Jedno bełkotliwe słowo nie jest w stanie wyrazić, co jej zrobiono,
że ucieka od rzeczywistości. Pierwsza dziewczynka, która trafiła
do ośrodka, miała powyrywane ze stawów ręce i nogi. Wyglądała i zachowywała
się jak dzikie zwierzątko. Miesiące minęły, nim siostry zdołały ją
oswoić. To nie jedyny przypadek dziecka maltretowanego przez rodziców.
Rodzina czy ośrodek
|rodowiska, z których pochodzą podopieczni ośrodka, to najczęściej
biedne rodziny wiejskie i małomiasteczkowe, alkoholicy, ludzie niezaradni
życiowo, bywa, że oboje są niedorozwinięci. W mniejszości to rodziny
bez patologii, które nie dając sobie rady z niedorozwiniętym dzieckiem,
szukają ośrodka, gdzie można by je umieścić. Szukają zakonnic. Panuje
przekonanie, że siostry nie zrobią dzieciakowi krzywdy, dopilnują
nauki, nauczą jako takiej samodzielności, nie spotka się u nich z
narkotykami i alkoholem. W tym względzie państwowe ośrodki są, niestety,
mniej popularne.
W Mocarzewie mieszka tylko 12 dzieci, których rodzicom
sąd odebrał czy ograniczył prawa rodzicielskie. Zdarza się, że przyjeżdżają
do ośrodka i żądają oddania potomstwa. Wówczas siostry ogłaszają
alarm i zamieniają się w ochroniarzy. Kilka kobiet pilnuje, by "kochający"
tatuś czy mamusia nie porwali dziecka. Dochodzi do karczemnych awantur,
dantejskich scen. Wiadomo bowiem, że dziecko zabrane przez takiego
rodzica już do ośrodka nie wróci. Zostanie gdzieś ukryte, będzie
maltretowane, regularnie gwałcone przez ojca i wypożyczane kumplom
od kieliszka. O przypadkach zmuszania do prostytucji osób niedorozwiniętych
siostry dowiadują się od policji i starszego rodzeństwa swoich podopiecznych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czasem aż mnie zatyka...
S. Maria Karmela, młodziutka zakonnica, jedna z opiekunek dzieci,
jest przekonana, że ich ułomności Bóg "rekompensuje" przymiotami
ducha, wrażliwością i dobrocią. Że ludzie normalni mogą się od nich
wiele nauczyć.
- Na zawsze pozostaną w mojej pamięci wzruszające rozmowy,
jakie prowadzę z dziećmi. W mojej grupie jest 8-letnia Madzia. Urodziła
się bez przetoki, przeszła już 6 ciężkich bolesnych operacji, ma
jedną nóżkę krótszą. Kiedyś, w czasie mojego dyżuru, Madzia leżała
chora w łóżku. Gdy podeszłam bliżej, złapała mnie za krzyżyk przy
różańcu. Popatrzyła na mnie badawczo i powiedziała: "Siostro, czym
ja się różnię od tego Boga? Przecież ja tak samo cierpię jak On.
Niech siostra popatrzy, On tyle dał światu. Myślę sobie, że ja też
swoim cierpieniem mogę temu światu pomóc".
- Zatkało mnie... To przecież było małe dziecko, schorowane,
niepełnosprawne, a jakie dojrzałe, jakie mądre... Madzia w ogóle
lubi zaskakiwać tak, że człowiek nie wie, co powiedzieć. Jakieś 2
lata temu zmarł jej ojciec. Dziewczynka bardzo za nim tęskniła i
kiedyś, pewna tego, że ja, jako zakonnica, mam dobry kontakt z Matką
Bożą, zażądała, bym porozmawiała z Maryją na temat spotkania ze zmarłym
tatą. Chciała, bym załatwiła jej choć na kwadrans "wejściówkę" do
nieba, a jeśli nie uda się namówić Matki Bożej na wizytę w niebie,
to żeby chociaż tata przyszedł do Madzi, do Mocarzewa. Pamiętam,
raz weszłam do jej pokoju. Siedziała na łóżku, plecami do mnie, i
głośno się modliła. Brzmiało to mniej więcej tak: "Panie Boże, ja
jestem sierotka. Nie mam już taty, więc teraz Ty musisz mi go zastąpić".
Od lat 90. do sióstr zgłaszało się coraz więcej rodzin
chcących umieścić w Mocarzewie swoje dzieci. Ośrodek pękał w szwach.
W internacie na 50 osób mieszkało 70, w parterowym baraku, w wielkiej
ciasnocie, niemal jedno na drugim. Siostry postanowiły więc zaryzykować
i rozbudować dom. Stary budynek, zdaniem fachowców, nie nadawał się
do remontu. By rozbudować ośrodek, siostry jeździły z kwestami po
całej Polsce. Widziały, jak ludzie - wstrząśnięci ich opowieściami
- płakali. Pisały listy do zamożnych firm z prośbą o pomoc, odwiedzały
zakłady pracy. Uprawiały, jak same mówią, regularną żebraninę. Zdobyły
znaczne wsparcie z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych i
Fundacji dla Wsi. Ale i to nie wystarczyło. By dokończyć budowę,
musiały zaciągnąć znaczny kredyt w banku. Z ogromnymi trudnościami
wyremontowano i wyposażono jeden budynek i postawiono drugi, nowy.
Mieszczą się w nich obie szkoły, internat dla dzieci, kuchnia i stołówka.
Siostry nadal mieszkają w starych parterowych domkach, w bardzo skromnych
warunkach. Oszczędzają, żeby spłacić długi, ale najmocniejsze nawet
zaciskanie pasa nie rozwiąże problemu.
We wrześniu w Mocarzewie znów rozdzwonią się telefony.
Od zdesperowanych rodziców, z Kuratorium, ze starostwa. Rozpocznie
się proszenie o przyjęcie kolejnych dzieciaków. Jednak przez najbliższe
2 lata miejsc wolnych w Mocarzewie nie będzie.
- 100 miejsc rozwiązałoby problem - przyznaje s. Bożena
Wróbel, dyrektorka. - Ale ich nie mam. Nie dokonam cudu. Muszę troszczyć
się o te 80 dzieciaków oddanych nam pod opiekę. A jest biednie. Rozbudowa
i remont pochłonęły wszystkie nasze oszczędności. Nie będę ukrywać,
że mamy też długi. Dzieci na przykład powinny mieć salę gimnastyczną,
gdzie się wyszaleją, gdzie można je rehabilitować.
Wśród nocnej ciszy
Może spadnie śnieg. Wtedy las wokół i polana będą wyglądać
malowniczo jak obrazek w książce z bajkami. Dzieciaki ulepią bałwana,
stoczą bitwę na śnieżki, będą miały czerwone policzki i roziskrzone
oczy. O zmierzchu siostry zabiorą je do siebie na święta. Będzie
kameralnie i rodzinnie - 12 dzieci i 9 zakonnic. Po inne przyjadą
zapewne bliscy. Będzie jak powinno być - radośnie, spokojnie, ze
świeżą choinką, kolędami, opłatkiem i Pasterką. Skromnie, może biednie,
ale swojsko. Jak w domu...
Specjalny Ośrodek Wychowawczy Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania
Pańskiego im. Matki Celiny Borzeckiej, Mocarzewo 13, 09-540 Sanniki,
tel. (0-24) 277-63-92, fax (0-24) 277-62-37.
Numer konta, na które można wpłacać datki na podopiecznych
Specjalnego Ośrodka Wychowawczego: Bank Spółdzielczy "Mazowsze" w
Płocku O/ Sanniki 90421026-127-27006-1/1.