Przypowieść o synu marnotrawnym jest, jak się zdaje, najczęściej
cytowaną
przypowieścią w literaturze światowej. Czemu tak przyciaga
pisarzy, poetów i eseistów?
Wydaje mi się, że odpowiedź narzuca
się sama. Każdy ambitny marzyciel - a z takich
młodzieńców rekrutują
się przecież literaci - jest lub był synem marnotrawnym. Każdy bowiem
porzuca domostwo na rzecz tego, co mu się marzy. I wyrusza - bogaty
w przeżycia
dzieciństwa i strojny we własną młodość..., a jeszcze
bardziej w wyobrażenia wspaniałej
przyszłości.
I każdy niemal w pewnym momencie musi przyznać, że ani
nie zmienił świata, ani nie
zdobył królewny, ani nie rzucił na
kolana zawistnych krytyków..., a często nie zdołał nawet
zarobić
piórem na chleb i dach nad głową.
A jeśli zachował elementarną wrażliwość, musi też przyznać,
że owe sukcesy, których
tak pożądał, mają swoją cenę i że jest
nią zwykle sprzedaż nie tylko swego dzieła, ale także
swojego sumienia
lub godności.
Można powiedzieć, że jest to zmartwienie niewielkiej
garstki wobec ogółu
społeczeństwa. Rzecz w tym jednak, że ta garstka
promowana jest przez media na jego
duchową elitę i że zastąpić
ma przede wszystkim wpływ Kościoła, a w szerszej perspektywie
światopoglądu
religijnego w ogóle.
Dlatego dobrze jest przypomnieć w Roku Wielkiego Jubileuszu,
że chrześcijaństwo
musiało przez pół tysiąca lat walczyć z kulturą
pogańską, nim ostatecznie zwyciężyło, ale
zwyciężyło w Europie,
nie w Azji, czyli tam, gdzie Chrystus przyszedł na świat. Co więcej,
choć liczne ludy Europy wraz z ludem rzymskim były już od dawna chrześcijańskie,
arystokracja i biurokracja rzymska nie nawróciła się nigdy lub też
zrobiła to tylko pro forma,
pod naciskiem z góry. Na swoim obszarze
geograficznym Europa stała się zupełnie
chrześcijańska - choć podzielona
na dwa wyznania - dopiero w 1492 r. wraz z wygnaniem
Maurów z Hiszpanii.
Ale już ćwierć wieku później nowy, jakże krwawy podział zainicjował
Luter i jego możni protektorzy.
Świadomość tego faktu powinna nas pokrzepiać. Żyjemy
bowiem w świecie dla
niektórych autorów już" zdechrystianizowanym":
chrześcijaństwo rzekomo, jak tłumaczą nam
znane nazwiska, przeżyło
się i teraz tworzymy nową, wygodniejszą kulturę na jego miejsce.
Trzy lata temu wpadł mi do ręki numer polskiej edycji międzynarodowego
pisma dla kobiet
Cosmopolitan. Zachowałem go do dzisiaj ze względu
na zawartość, którą zapowiada już
okładka: Nasz przepis na święta:
MIŁOŚĆ, SEKS I KĄPIEL W SZAMPANIE. Zaszokowało
mnie, iż redaktorki
tego pisma nie mogły sobie po prostu" odpuścić" świąt - one musiały
je
zmienić w ich przeciwieństwo, zrobić z nich wulgarną parodię.
Agnostyk przechodzi obok
kościoła, zajęty swoimi sprawami - plugawi
go tylko ten, kto na swój sposób wierzy, ale religią
wynaturzoną,
pogańską, podobną do starożytnych kultów bogini płodności.
Siła i zasięg tego ataku na religię opisane są kilkanaście
razy w objawieniach w
Medjugorie: wynika z nich, że szatan nigdy
nie był tak silny jak teraz. To zresztą jest
przyczyną, że o wiele
łatwiej niż dawniej jest dziś porozumieć się przedstawicielom
chrześcijaństwa
i judaizmu - ich wróg jest bowiem wspólny. Stąd ów zdumiewajacy
obserwatorów apel amerykańskiego polityka Josepha Libermanna, ortodoksyjnego
Żyda, do
rządzących Hollywood, by przestali promować toksyczną
kulturę wszechmocy i wulgarności
otaczającą zewsząd nasze dzieci.
Jednak trochę za łatwo byłoby zwalić wszystko na cynicznych
władców świata
mediów i show-biznesu. Nikt nas nie zmusza, byśmy
chodzili do kina czy oglądali telewizję.
Wulgarne pisma dawno by
zamknięto, gdyby nie kupowało ich odpowiednio dużo czytelników
i czytelniczek. Także tych, którzy uważają się za chrześcijan.
Dlatego przypowieść o synu marnotrawnym nie jest skierowana
do grzeszników z
drugiej strony ulicy: ona skierowana jest do ciebie
i do mnie. To my pozwalamy, by prawdziwe
bogactwo marniało i niszczało,
to my marnotrawimy spuściznę dwóch tysięcy lat.
To, co najbardziej przejmuje w tej przypowieści, to jej
realizm. Nie mówi ona o
cudownym nawróceniu. Mówi o klęsce ambitnego,
młodego człowieka, mówi o jego upadku i
opuszczeniu. Dopiero wtedy,
na dnie, gdy nędza duchowa zamieniła się w nędzę materialną,
zaś
dumne wywyższenie w zwykłe osamotnienie tych, co przegrali - syn
marnotrawny
odnajduje największy skarb: pokorę.
Tak bywa, przyznajmy, z wieloma ludźmi... że w swojej
pysze wybiorą oni raczej
zatracenia niż przyznania się do błędu.
Czy tak samo musi stać się z całym rodzajem człowieczym?
Oto najtrudniejsze z pytań, jakie stają przed nami na
progu nowego stulecia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu