Zdecydowałem się na napisanie tego artykułu po przeczytaniu materiału
w amerykańskim miesięczniku The Priest. Ponadto odnoszę wrażenie,
że pewne zjawiska tej samej natury dają się zauważyć również w Polsce.
Wydawałoby się, że w kraju, gdzie demokracja i tolerancja są w cenie,
takie fakty nie powinny mieć miejsca. Okazuje się jednak, że część
tzw. elit kulturalnych w Stanach Zjednoczonych odnosi się z niechęcią
do katolicyzmu, dając temu wyraz w swej działalności. Współczesny
antykatolicyzm ma inne oblicze niż ten sprzed kilkudziesięciu lat.
Dzisiejsza niechęć do Kościoła katolickiego przybrała formę bardziej
podstępną i "niewinną". Zasadniczym źródłem tej niechęci jest katolicka
wizja człowieka i świata, która diametralnie różni się od poglądów
tych elit. Podobnie wygląda sprawa w proponowanych rozwiązaniach
narastających problemów współczesnego świata. W rozwiązywaniu tych
problemów część tychże elit stawia na pierwszym miejscu przyjemność,
do której dąży się za wszelką cenę, nawet z pominięciem dobra bliźniego.
Lekceważy się takie pojęcia, jak: poświęcenie, służba bliźniemu,
poskromienie apetytów materialnych, zmiana stylu życia, odpowiedzialność
za swój czyn. Takie podejście do poruszanych problemów przybiera
konkretne oblicze w życiu codziennym. I tak - zamiast uporządkowania
życia w sferze seksualnej i poświęcenia, proponuje się zabijanie
nienarodzonych, co ma rozwiązać trudności w planowaniu rodziny, sprawę
przeludnienia i nędzy na świecie. Również eutanazja, którą popiera
część elit kulturalnych, jest "łatwym" sposobem rozwiązania problemu
ludzi nieuleczalnie chorych lub doświadczających uciążliwości wieku
starczego. Wyeliminowanie tej grupy społeczeństwa rozwiązuje problem
cierpienia tych ludzi i uwalnia od obowiązku troski o nich. Zaś Kościół,
kierując się ewangeliczną miłością, ukazuje pełnię ludzkiego powołania,
które przekracza ramy doczesności. Do pełni tej dochodzi się na drodze
miłości, która żąda czasami poświęcenia. Miłość nie pozwala na obojętność
wobec ludzkiego życia, cierpienia. Domaga się także służby i samozaparcia.
I to jest droga wzrastania ku Bogu i pełni człowieczeństwa. To zróżnicowane
spojrzenie ma wiele innych form, ale te wystarczą, aby zrozumieć
mechanizmy powstawania niechęci elit kulturalnych do Kościoła. Niechęć
ta przybiera konkretne formy. Jedną z nich jest wyśmiewanie nauk,
instytucji i praktyk katolickich. Ted Turner w jednym z programów
proaborcyjnych szydził z nauki katolickiej na ten temat, nazywając
Papieża Jana Pawła II "polskim wykrywaczem min". Stacja ABC w audycji
That´s Life pozwoliła sobie na półgodzinne kpiny z Krzyża, a w dramatycznej
scenie Ukrzyżowania wyeksponowała prezerwatywę. Podobnie w Condom
Communion Mass grupa homoseksualistów przebrana za zakonnice profaniowała
i wyszydzała Eucharystię, największą świętość katolików. W ostatnim
czasie Narodowa Fundacja Sztuki sponsorowała sztukę teatralną Papież
i czarownica, która w niewybredny sposób wyśmiewa papieża, kapłanów
i zakonnice.
Przeciwnicy Kościoła sięgają do wydarzeń historycznych,
które - ich zdaniem - mają dyskredytować Kościół. Kenneth Woodward
na łamach pisma Newsweek rozpisuje się, jak wielką hańbą okrył się
Kościół, a szczególnie papież Pius XII, przez swe milczenie w czasie
Holocaustu, pomijając przy tym, że to Kościół katolicki w czasie
II wojny światowej uratował więcej Żydów niż wszystkie organizacje
całego świata razem wzięte. Publicyści podobni do Woodwarda nie chcą
przy tym pamiętać, że ci, którzy rzeczywiście mogli coś zrobić, niewiele
zrobili w tym względzie. I tak - w 1940 r. Kongres Amerykański odrzucił
żądanie, aby otworzyć Alaskę dla uchodźców izraelskich z Niemiec,
a w 1941 r. odrzucił mediację szwedzką w sprawie przyjęcia 20 tys.
dzieci żydowskich z Europy. Nie chcą pamiętać także o tym, że władze
amerykańskie odesłały do Europy, na pewną śmierć, statek Saint Louis
z 930 uchodźcami żydowskimi.
W mass mediach dziennikarze, pisząc i mówiąc o ludziach,
którzy się dopuścili zbrodni, przestępstwa, dodają: "były ministrant", "
uczeń katolickiej szkoły", "były ksiądz". Nawet w jednej z polonijnych
gazet, bodajże w ubiegłym roku, dziennikarz opublikował artykuł pod
krzykliwym tytułem: Katolicy i Polacy skatowali czarnego. Katolickość
i polskość do meritum sprawy w tym wypadku miały się jak pięść do
nosa. Prawdopodobnie autorowi chodziło tylko o zdyskredytowanie Kościoła.
Podobnie przez pochopne osądzanie i uogólnianie wykorzystuje się
błędy duchownych. Nie tak dawno nagłośniono sprawę nieżyjącego już
kard. Josepha Bernardina. Oskarżono go o seksualne wykorzystywanie
nieletnich. Ta wiadomość podawana była wielkimi literami na pierwszych
stronach gazet. Później okazało się, że były to fałszywe posądzenia.
Opublikowano w prasie przeprosiny, ale bardzo małym drukiem.
To tylko nieliczne przykłady niechęci do Kościoła katolickiego.
Jest to działalność niebezpieczna i z tego względu, że przybierając
podstępną formę, wprowadza w błąd nawet wyznawców Chrystusa. Nie
tak dawno w muzeum brooklyńskim miała miejsce wystawa, na której
był prezentowany obraz Matki Bożej, wykonany z łajna słonia. W odpowiedzi
na oburzenie wielu, nie tylko katolików, dyrektor muzeum stwierdził,
że jest to dzieło sztuki i nie ma w tym nic złego. Niektórzy katolicy
zgadzali się z tą opinią, twierdząc, że wszystko jest w porządku.
Nie jestem pewien, czy ten sam katolik zgodziłby się na portret swojej
mamy wykonany tą techniką, nawet z pozostawioną mu możliwością wyboru
rodzaju łajna...
Pomóż w rozwoju naszego portalu