6 września br. Sejm rozpatrzył projekty ordynacji wyborczych
do Sejmu i Senatu, opracowane przez powołaną w tym celu Komisję Nadzwyczajną.
Kiedy Komisja zaczynała pracę, słusznie liczono, że doczekamy się
wkrótce uchwalenia przez polski parlament wyborczego kodeksu z prawdziwego
zdarzenia. Większość bowiem zdaje sobie sprawę z faktu, że na kształt
demokracji danego państwa olbrzymi wpływ posiada właśnie ordynacja
wyborcza. Ta zaś, która obowiązuje w naszym kraju, już w dużym stopniu
nie przystaje do naszych czasów, a Sejm zamiast reprezentować naród,
sprawia wrażenie, jakby państwo było własnością kilku partii politycznych.
Widać to szczególnie w garniturze posłów Unii Wolności i SLD, dawnych
partyjnych dygnitarzy, potem osób zasiadających naprzeciw siebie
przy okrągłym stole, a następnie posłów wybieranych do Sejmu z listy
krajowej, czyli na zasadzie pewnego kontraktu politycznego między
PZPR-u a "Solidarnością". Można wszak zapytać, czy to uczciwe wobec
narodu, aby połowa posłów UW i PSL w obecnym Sejmie pochodziła z
listy krajowej? Niektórzy z nich otrzymali kilkaset głosów. Czy taki
partyjny relikt można utrzymywać w demokratycznym państwie prawa?
I drugi element odbiegający od oczekiwanego kodeksu wyborczego:
dotychczas obowiązująca ordynacja jest proporcjonalna zamiast większościowej,
co pozwala niezależnie od woli wyborców kształtować układ sił politycznych
w kraju. Przypomnę, że ordynacja większościowa to system jednomandatowych
okręgów wyborczych. Taką ordynację wprowadzono w 1989 r. do Senatu,
dzięki czemu 100% mandatów przypadło ludziom niezależnym od partii
politycznych, głównie osobom związanym z prawicą.
Ordynację proporcjonalną wprowadzono do tzw. Sejmu kontraktowego
w 1989 r., czyli na polecenie dawnego aparatu partyjnego, aby 60%
mandatów mogło przypaść ludziom z PZPR. Potem już tak pozostało,
a ostatnio, lękając się ordynacji większościowej, włączono zapis
o ordynacji proporcjonalnej do nowej Konstytucji, uchwalonej głosami
Sojuszu Lewicy Demokratycznej, dawnej SdRP, odgrywającego dominującą
rolę w parlamencie w latach 1993-1997. Kiedy dziś tworzymy nową ordynację
dla nowego w zasadzie państwa, czy mamy te lewicowe rozwiązania traktować
jak dogmaty?
Takie właśnie pytania padły podczas pierwszego czytania
połączonych projektów ustaw ordynacyjnych oraz ustawy o finansowaniu
partii politycznych. Niestety, jak wynika ze wstępnie zaproponowanych
zapisów nowej ustawy, zmieni się bardzo niewiele w dotychczasowych
zasadach. A więc ordynacja nadal ma być proporcjonalna, zachowuje
się listę krajową, co pozwoli wejść do parlamentu tym kandydatom,
którzy wprawdzie przegrali w swoich okręgach, ale ich partia uzyskała
wysoki wynik (lista ma być zmniejszona do 50 posłów, podczas gdy
dotychczas liczyła 69). Nadal też liczenie głosów ma się odbywać
metodą d´Hondta, czyli kto wygrywa, dostaje premię. Utrzymane będą
dotychczasowe progi wyborcze, czyli wymóg poparcia przez 5% wyborców
w skali kraju dla partii politycznych i 7% dla koalicji wyborczej.
Ma również pozostać uprzywilejowanie mniejszości narodowych poprzez
zniesienie dla nich progów.
Będzie oczywiście nowa siatka okręgów wyborczych, co
jest związane z nowym podziałem administracyjnym kraju. I jedna nowość:
okręgi wyborcze do Sejmu i Senatu będą się pokrywać. Ordynacja do
Senatu, oczywiście, pozostaje większościowa, czyli wygrywa ten, kto
zbierze najwięcej głosów. Posłowie będą wybierani w 41 okręgach,
senatorowie w 40. Nad tym, jakie będą granice okręgów, trwa praca
w komisji. Wiadomo jedynie, że okręgi wyborcze mają być średniej
wielkości, co będzie korzystne dla mniej licznych partii.
Jakie jeszcze nowości? Listy kandydatów do parlamentu
mogą zgłaszać komitety wyborcze partii, koalicji, a także komitety
utworzone przez wyborców, pod warunkiem jednak uzyskania 5 tys. głosów
poparcia. Obowiązywał będzie zakaz łączenia mandatu posła z mandatem
radnego, a także funkcją członka zarządu w jednostce samorządu oraz
w radach kas chorych.
Poddając krytyce zaprezentowany w skrócie projekt, trzeba
wspomnieć, że ordynacja ze średnimi okręgami wyborczymi promuje SLD.
Jeśli bowiem ta partia ma obecnie w sondażach 40% poparcia, da jej
to ponad 50% mandatów i możliwość samodzielnych rządów. Czy prezent
w postaci 10% mandatów za wysoko wygrane wybory nie narusza konstytucji?
Okaże się bowiem, że połowa narodu może nie mieć w Sejmie swojej
reprezentacji. Nic też dziwnego, że SLD jest zdecydowany doprowadzić
do wcześniejszych wyborów parlamentarnych, czyli na wiosnę przyszłego
roku. Trwają w łonie tej partii usilne prace nad dostosowaniem struktur
terenowych do nowego podziału administracyjnego kraju, a tym samym
do nowych okręgów wyborczych.
Druga kwestia omawianej ordynacji wyborczej dotyczyła
finansowania partii politycznych i pieniędzy na wybory. Panowała
tu zgodność, aby obowiązywała jawność finansowania kampanii wyborczych.
W projekcie postuluje się, aby wydatki komitetu wyborczego nie mogły
przekroczyć sumy 20 mln zł, a pieniądze pochodziły wyłącznie od osób
fizycznych, a na dodatek mających polskie obywatelstwo. Będzie obowiązywał
10% limit dla środków pochodzących ze zbiórek publicznych. Sprawozdania
finansowe partii będą podlegać kontroli. Rozważana jest możliwość
finansowania partii z budżetu państwa, aby w ten sposób ukrócić korupcję
i inne nieprawidłowości przy funkcjonowaniu partii politycznych.
W zamian za to partie nie będą mogły prowadzić działalności gospodarczej.
To tylko najważniejsze z proponowanych ustaleń.
Ogólnie jednak mówiąc, ten Sejm nie jest w stanie przeprowadzić
jakiejś poważnej zmiany w ustawie o ordynacji wyborczej. Nie ma ku
temu ani większości, ani nawet nie posiada takiej woli. Może to zabrzmi
bardzo pesymistycznie, ale obecne partie polityczne reprezentowane
w Sejmie będą dążyć do uchwalenia takiej ordynacji, która będzie
dla nich wygodna. Świadczą o tym wspomniane projekty, w których nie
widać woli zmiany, ale wszystko zmierza ku jeszcze większemu upartyjnieniu
państwa. Dlatego sądzę, że nie ma szans na wprowadzenie ordynacji
większościowej, jednomandatowej. Nie ma nawet woli, aby w Sejmie
o takim rozwiązaniu poważnie dyskutować. Nie nastraja optymizmem
pewna pasywność AWS-u, który jakby stopniowo godzi się z faktem,
że największe korzyści polityczne odnosi we wszystkim SLD. Nic nie
robiąc, tylko krytykując rząd i podburzając ludzi, Sojusz Lewicy
Demokratycznej sięga po władzę. Zaproponowany projekt ordynacji wyborczej
jest postkomunistom bardzo na rękę, bo może pozbawić wielu posłów
prawicy, społecznych liderów, jednak nie związanych z partiami politycznymi,
szansy na wybór do Sejmu kolejnej kadencji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu