Trwają prace poselskie nad kolejną zmianą prawa autorskiego.
Są one w dużej mierze inspirowane wymaganiami Unii Europejskiej.
Jest pewien aspekt tej sprawy, budzący najwyższe zaniepokojenie,
gdyż może grozić pozbawieniem szerokich rzesz obywateli dostępu do
tzw. kanonu sztuki światowej. Chodzi o te prawa autorskie, które
zupełnie już wygasły (nie żyją ani twórcy, ani ich spadkobiercy uprawnieni
do wynagrodzeń), a które w prawie UE nazwane są "domaine public payant".
Wyjaśnijmy, o co chodzi w nowym projekcie praw autorskich.
Do tej pory każdy wydawca dzieła, którego autor lub jego
spadkobiercy już nie żyją i wygasły prawa autorskie - mógł publikować
takie dzieła bez żadnych dodatkowych kosztów. Dzięki temu obywatele
mogli stosunkowo tanio nabywać książki, reprodukcje obrazów etc.,
będące dorobkiem całej niemal kultury ludzkiej, od jej zarania aż
do początków XIX wieku (twórcy XIX-wieczni mają jeszcze na ogół żyjących
spadkobierców). W nowym projekcie prawa autorskiego przewiduje się
obciążenie wydawców tego rodzaju dzieł dodatkowym podatkiem, który
płacony będzie państwu!
Ktoś, kto będzie chciał wydać np. dzieła Kochanowskiego,
Reja, Morsztyna, Krasickiego - ba, nawet opublikować anonimowy tekst
Bogurodzicy - będzie musiał zapłacić podatek. Oczywiście, będzie
go musiał zapłacić także wówczas, gdy w grę wchodzić będzie autor
zagraniczny...
Nie ulega wątpliwości, że wskutek tego podrożeją wszystkie
wydawnictwa prezentujące odbiorcy kanon sztuki polskiej, europejskiej,
światowej: bo każdy podatek jest "przerzucalny" w cenę. Komu to służy?
Chodzi o to, żeby kultura stała się droższa, więc trudniej dostępna?
I to w czasach, gdy słyszy się tak wiele "zatroskania" o to, by był "
równy" dostęp do oświaty i kultury?...
Uzasadnieniem wprowadzenia tego nowego podatku jest...
dobro kultury. Podatek ten bowiem ma iść na "popieranie twórczości
i kultury". Przyznam, że budzą się we mnie poważne wątpliwości dwojakiej
natury.
Po pierwsze: dlaczego "popieranie twórczości i kultury"
ma się dokonywać kosztem jej ograniczenia - bo przecież droższe książki
oznaczają węższy krąg ich nabywców?
Po wtóre: "popieranie twórczości i kultury" z funduszów
państwowych przybiera nagminnie postać dotowania przez upolitycznionych
urzędników państwowych (wszak demokratyczny rząd to rząd konkretnych
partii!) "swoich" twórców, bliskich własnej orientacji politycznej (stypendia, subwencje etc.). Tak naprawdę popierają twórczość i kulturę
ci obywatele, którzy kupują książki, chodzą do teatrów i filharmonii,
do muzeów... To oni - płacąc za książki czy bilety wstępu - wspierają
twórców i kulturę. Nie ma żadnych rozsądnych powodów - zwłaszcza
bliskich kulturze - aby tych właśnie obywateli karać dodatkowym podatkiem (powtórzę: wszystkie podatki są przerzucalne w ceny!) w ramach "domaine
public payant", gdyż będzie to działanie skierowane właśnie przeciwko
i kulturalnym obywatelom, i upowszechnianiu kultury. Odnoszę nieodparte
wrażenie, że jedynym realnym beneficjantem tego podatku będzie tylko
ta część biurokracji, która chce jeszcze politycznie "zawiadywać
kulturą".
Pomóż w rozwoju naszego portalu