Każdego wchodzącego do głównego holu Sejmu poruszają, a zapewne
też wielu wzruszają, dwie piękne tablice poświęcone wizycie Jana
Pawła II w gmachu polskiego parlamentu. Pisałem w tej rubryce o uroczystości
poświęcenia tych historycznych już tablic (zob. "Prosto z Sejmu",
Niedziela, nr 28/2000). Teraz nie ma dnia, aby nie było fotografujących
się przed nimi posłów czy gości. Wypada więc napisać, że te tablice
nie tylko upamiętniają wielkie historyczne wydarzenie, ale są też
znakiem nowych czasów i nowych ludzi. Dodać też trzeba, że nic nie
dzieje się przypadkowo. Skoro te dwie przez lata puste wnęki w sejmowym
holu doczekały się takiego wspaniałego zapełnienia, cóż dopiero powiedzieć
np. o historii naszego narodu, który współcześnie otrzymał niespodziewany,
choć zasłużony dar. Myślę przede wszystkim o darze wolności i niepodległości,
które odzyskaliśmy, trzeba to podkreślić, w sposób cudowny. Bezkrwawe
obalenie komunizmu w 1989 r. nie jest w pełni możliwe do zrozumienia
w inny sposób, niż jako cudowny dar z nieba. Sierpień´80 był jakby
zapowiedzią tego daru wolności. A jej zwiastunem - Jan Paweł II.
Rodzi się jednak pytanie, jak tę wolność zagospodarowaliśmy?
Jeśli bowiem została nam cudownie dana, będziemy musieli z niej zdać
rachunek. Wolność zmarnowana mści się, przepraszam za porównanie,
jak niewykorzystana stuprocentowa okazja w meczu piłkarskim.
W tym kontekście przypominam sobie bardzo mocne słowa
Jana Pawła II, wypowiedziane u progu naszej wolności, podczas czwartej
pielgrzymki do Ojczyzny w 1991 r. Wspomnę, że przewodnią myślą papieskich
przemówień był Dekalog - dziesięcioro przykazań, ukazywanych jako
Boży drogowskaz pośród pułapek świata. Dodam na marginesie, że taki
temat przemówień był nam wówczas potrzebny, ponieważ wielu wierzących
pogubiło się w nieznanych dawniej warunkach demokracji. Media opanowane
przez postkomunistów i liberałów zaczęły na nowy sposób walczyć z
Kościołem, straszyć ludzi "republiką proboszczów", "państwem wyznaniowym", "
czarną tyranią" w zastępstwie odrzuconej niedawno "czerwonej". Burzliwa
dyskusja na temat aborcji była tego najlepszym przykładem. Naród
w większości swojej wierzący nie potrafił w warunkach wolności zaakceptować
świętości życia od poczęcia.
Dlatego Jan Paweł II nie bez goryczy w wielu przemówieniach
upominał tych rodaków, którzy wolność pojmowali jako uwolnienie się
także od wartości chrześcijańskich i autorytetów moralnych. Prosił,
aby nie rozproszyć energii nagromadzonej w latach solidarnościowej
rewolucji. Zapomnienie o Dekalogu mogło wszak przynieść straszliwe
konsekwencje moralne i społeczne. Wówczas to we Włocławku 7 czerwca
1991 r. powiedział do nas Ojciec Święty:
Reklama
"Nie osiągniemy szczęścia, ani nawet zwyczajnej stabilizacji, nie licząc się z prawem Bożym. Dlatego całym sercem zaufajmy Bogu, że Jego przykazania są słuszne i że ich przestrzeganie zabezpiecza człowieka i przynosi mu radość i pokój już tu, na ziemi. (...) Nie zapominajmy, że dzieje przyniosły nam straszliwą lekcję, bolesną lekcję wolności nadużytej do obłędu!"
Co zrobić dzisiaj, żeby Ojciec Święty nie musiał martwić się
faktem źle zagospodarowanej wolności? Przede wszystkim powinniśmy
umieć pokochać odzyskaną wolność oraz zrozumieć zasady państwa demokratycznego (jak na razie jeszcze nikt nie wymyślił lepszego ustroju). Skoro więc
uchwaliliśmy np. ustawę o lustracji kandydatów na najwyższy urząd
w państwie, trzeba umieć ze spokojem zaczekać na werdykt Sądu Lustracyjnego.
Tymczasem byliśmy świadkami takiej histerii lewicy, takiego podniecenia
i nerwów, o jakich świat nie słyszał. Kiedy zaś Sąd Lustracyjny stwierdził,
że obecny Prezydent nie jest kłamcą lustracyjnym, czyli że nie współpracował
z tajnymi służbami PRL-u, ten zamiast podziękować sędziom za pracę,
pozwolił sobie na grożenie państwowej niezawisłej instytucji, że
jeszcze jej pokaże, że "wyciągnie konsekwencje" wobec tych wszystkich,
którzy ośmielili się go lustrować, tzn. wobec tych, którzy postępowali
w myśl obowiązującego w Polsce prawa.
Niezrozumiałe u wytrawnego polityka zdenerwowanie, a
także słowa przechodzące w polityczny atak świadczą o tym, że lustrowany
Prezydent ma kłopoty ze zrozumieniem demokracji, albo też stawka
tej ustawy jest znacznie większa. Trzeba wszak pamiętać, że toczy
się obecnie wiele procesów lustracyjnych o zatajenie współpracy z
SB znanych polityków lewicy, że wymienię W. Cimoszewicza, J. Oleksego,
J. Jaskiernię, M. Wagnera. Może więc groźne oświadczenie Prezydenta
należy traktować jako zapowiedź usunięcia po wygranych przez SLD
wyborach ustawy lustracyjnej? Może Prezydent wie coś, czego my nie
wiemy? Wspomnę, że ustawę uchwalono dopiero w obecnej kadencji, głównie
głosami AWS.
Podobny jazgot liberalnej lewicy spotkała uchwalona przez
Sejm i poprawiona w Senacie ustawa o powszechnym uwłaszczeniu. Podległe
lewicy media użyły nawet argumentów, że ludzie uwłaszczeni mieszkaniami
dopiero będą żałować, jak się okaże, że trzeba samemu przeprowadzić
remont. Sądzę, że ta antyuwłaszczeniowa i antylustracyjna histeria
zrodziły się z lęku, że te ustawy mogą przysporzyć zwolenników Solidarności
i zadać kłam sondażom mediów o miażdżącej przewadze lewicy. A są
to te same media, które zlekceważyły największą polską świętość,
jaką było otwarcie Polskiego Cmentarza Wojskowego w Katyniu. Podobno
naród został ukarany za to, że na tej uroczystości nie pojawił się
Prezydent RP. A nie pojawił się, bo "odpowiednik" rosyjski w randze
wicepremiera był dla niego za niski. Podobnie nie było Prezydenta
na rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Co więc w jego ustach
znaczą słowa, że chce być Prezydentem wszystkich Polaków? Wszystkich
- to znaczy nikogo, tak jak być człowiekiem zewsząd znaczy być znikąd.
I faktycznie, nie wiemy, jaki ten Prezydent naprawdę jest, bo nawet
jeśli uczestniczy w religijnej narodowej pielgrzymce do Ojca Świętego,
to też nie wiemy, w jakim charakterze - czy już się może nawrócił,
czy dopiero zamierza to uczynić. Właściwie tylko jedno jest u niego
pewne: matura, od kiedy zostało to poświadczone przez Izbę Administracyjną
Sądu Najwyższego.
Zbliżające się wybory prezydenckie, a zapewne i przyspieszone
parlamentarne zadecydują o kolejnych latach naszej przyszłości. Ale
już z różnych wypowiedzi polityków liberalnej lewicy widać czające
się przed Polską moralne zło. Czy jednak mamy być wobec tego zła
bezradni? Dzięki demokracji, dzięki kartce wyborczej każdy z nas
decyduje, czy oddać los Polski w ręce osób deklarujących się jako
agnostycy, czyli nie uznający istnienia Boga; jako kosmopolici, czyli
obywatele ojczyzny świata, nie uznający historii i tradycji narodowej,
czy też powierzyć kraj i naród ludziom wartości. Uczyńmy tak, aby
wybrać szczęście naszych rodzin, a wtedy i Papież-Polak nie będzie
musiał się martwić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu