Reklama

Minął tydzień

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wiedz o tym, że ciało i dusza twoja często będzie w ogniu. Chociaż w niektórych godzinach nie będziesz mnie czuć, ale ja będę przy tobie.

Dzienniczek św. s. Faustyny

Trzeba by zmienić tytuł refleksji tego tygodnia na: Minęły dwa tygodnie. Był to dla mnie czas szczególnej aktualizacji słów Jezusa wypowiedzianych do s. Faustyny, zapisanych w jej Dzienniczku pod numerem 136. W aktywny czas pracy i jeszcze aktywniejsze plany, nagle wtargnęło doświadczenie choroby i szpitala. Jakże odmienny jest to czas od tych chwil, kiedy mówi się o cierpieniu. Pierwsze doświadczenie to odkrycie, że zostajesz sam z Panem Bogiem. Już teraz wiesz, że powinieneś stać się inny. Lekarze, pielęgniarki i bliscy robią wszystko, aby pomóc wyzdrowieć, ale to jest na drugim miejscu. On jest tu najważniejszy i trzeba się przygotować na spotkanie z Nim. I na tym także polega łaska choroby. Niepokój, a czasem lęk, zostaje stłumiony najpierw przez magiczne słowo "badania". Ludzie w białych kitlach, na twarzy których maluje się troska, w cieniu której przebija uśmiech życzliwości, wyzwalają z obaw i z samotności. Wierzysz im i zaczynasz wierzyć w siebie. Po pierwszych pokonanych barierach niepokoju, zażenowania człowiek przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości. Chwile wewnętrznej refleksji pozwalają odkryć prawdę wypowiedzianą przez przytoczony powyżej fragment dialogu św. Faustyny z Miłosiernym Jezusem. Ustępują miraże życia, człowiek zaczyna czuć się dojrzalszy właśnie przez ową zmianę optyki widzenia spraw doczesności. To, co wydawało się niemożliwe bez n a s, toczy się dalej. A my? My wtapiamy się w ten bardzo intymny dialog cierpienia z Chrystusem. Modlitwa, której dominantą są nie słowa, ale ów niepokój, wzrastająca w nas pokora, wtulają w objęcia Miłosiernego. Z każdym badaniem ta wewnętrzna unia staje się coraz mocniejsza. Czujemy, że zaczynamy być silniejsi przed kolejnymi badaniami, przed kolejnym czekaniem na ich wyniki. Z trudem, ale wyraźnie akceptujemy swoją nową rzeczywistość. To, na co nie ma czasu w chwilach aktywności, staje się jakieś normalne. Kolejne akty dramatu szpitalnej rzeczywistości inspirują do codziennej modlitwy, do ofiarowania tych czekających nas "niewiadomych" za siebie, Kościół, wspólnotę, której się pasterzuje. Teoretyczne słowa homilii i kazań urzeczywistniają się czynem. Odkrywamy, jak wielkim darem jest szpitalna kaplica. Wypełniona codziennie chorymi, którzy stają się powoli sobie coraz bliżsi - to kolejny dar Miłosiernego. Wiemy, czujemy, że to dobra modlitwa przynosi owoce, chociaż ich nie widzimy. Lęk, który jest w nas nadal, maleje właśnie w światłach owej świadomości. Po szpitalu nasza modlitwa otrzymuje nowy wymiar.
Zaczynamy doceniać pracę i obecność apostołów zdrowia - lekarzy i pielęgniarek. Ci pierwsi zamyśleni, jakby kontemplujący kolejne wyzwanie, jakim jest nowy chory z niewiadomą niedomagań. Małomówni, trudni do rozszyfrowania, dopiero poza salą pacjenta zaczynają przeżywać swój dylemat odkrywania źródeł choroby, odnajdywania środków jej leczenia.
Miejsce szczególne w rzeczywistości cierpienia przypada pielęgniarkom. To one dźwigają ciężar zaleconych analiz, badań. Ich uśmiech, zatroskanie tworzą jakąś szczególną wspólnotę i rzeczywistość każdego szpitala. Powoli odkrywam, jak trudna jest ich praca i że powinna być szczególnie doceniona przez budżet. Poznaję twarze, wiem, kiedy przyjdą na kolejne dyżury. Na wielkiej scenie cierpienia są aktorami w dobrym znaczeniu, bo swoją obecnością, miłym słowem i doświadczeniem tworzą nieobłudny świat nadziei. "Wszystko będzie dobrze". "Tu, co prawda, jeszcze są pewne komplikacje, ale w tym przypadku widać poprawę". Chłoniemy te słowa, jak człowiek wydobyty z odmętów wodnego żywiołu łapie pierwsze hausty powietrza. A jednocześnie prowadzimy ze sobą dialog wewnętrzny: a może Opatrzność ma tu inny plan! Jaki?
W tym miejscu pragnę podziękować jednym i drugim - mężnym Szymonom dającym ulgę lub nadzieję ulgi w niesieniu krzyża i Weronikom, które, nie kalkulując wbrew potędze choroby, niosą chustę swojego uśmiechu, pokonując własne domowe i rodzinne kłopoty, jakby nie wierząc bezdusznym wynikom badań, pokonują je nadzieją, która daje siłę samemu choremu. Pewnie dlatego wśród pielęgniarek przeważają kobiety, te świątynie życia. Z takiej świątyni zawsze, o ile nie zostanie sprofanowana, płyną zachowania promocji życia. Pan niech będzie nagrodą wam wszystkim, pochylonym nad chorymi na całym świecie, w szpitalach i szpitalikach misyjnych, w klinikach i przychodniach.
W refleksjach na temat pracy księży często zauważaliśmy, że ten chorujący, cierpiący stawał się niewidocznie człowiekiem dojrzalszym, bardziej "esencjalnym", otwartym na sprawy i na ludzi. To owoc cierpienia przyjętego, zaakceptowanego. Ono niejednokrotnie bywa posłańcem skutecznym do przemiany człowieka i otoczenia. Wyznam też szczerze: ciężko jest żyć z ludźmi, którzy nigdy nie cierpieli.
Dla kilku osób owa via crucis zakończyła się na Golgocie ludzkiego spełnienia. Niemal jednocześnie odeszło dwóch znanych ludzi Kościoła - księża profesorowie Tischner i Zuberbier. Ten drugi był człowiekiem, który trudne prawdy dogmatów umiał przedstawić w sposób prosty, a translatorem owych trudnych teologicznych zawiłości była jego dziecięca, prosta wiara. To chyba dlatego jego książka - podręcznik Taka jest nasza wiara stała się pozycją, którą zadaje się do przerobienia kandydatom na teologię.
Pierwszy - to człowiek wielkiego intelektu, twórca podstaw etyki "Solidarności". Znałem go od wielu lat. Podczas stanu wojennego zaprosiłem go do wygłoszenia rekolekcji w Papieskim Kolegium Polskim w Rzymie. Rozwinął przed nami wizję teologii nadziei. Odtąd często zatrzymywał się u nas, w Kolegium, pełen wiedzy, mądrości i humoru ukazywał piękno człowieczeństwa prostego, sprawdzalnego w bezpośrednich relacjach z ludźmi, "był człowiekiem Kościoła - jak stwierdził Ojciec Święty - zawsze zatroskanym o to, by w obronie prawdy nie stracić z oczu człowieka, którego Bóg wybrał, umiłował i odkupił, i który oczekuje zbawienia".
W ostatnich dniach odszedł pewnie jeden z największych współczesnych literatów - Gustaw Herling-Grudziński. W jednym z wywiadów, opublikowanym ostatnio, Herling-Grudziński mówił o sekrecie, w który głęboko wierzy: "Krzyż jest czymś, co potrafi podnieść człowieka. Nie potrafi go podnieść anioł, bo człowiek jest dla niego za ciężki..." Wiara w Chrystusowy Krzyż otwiera drogę promiennej nadziei w każdej sytuacji człowieka.
Był człowiekiem wielkiej odwagi. Jego wieloraka twórczość miała jeden cel, który przed laty zakreślił Gombrowicz, kiedy pisał: " Antykomunizm polski może być przekonujący tylko, gdy stanie się wniknięciem tyleż w nieszczęście własne, co w tamten ból, który rodził komunizm, w ból wydziedziczonych, w dynamikę tamtego proletariackiego nieszczęścia. Przeważa między nami opinia, że komunizm w Polsce jest zjawiskiem sztucznym, że wszystko, co tam się dzieje, jest rodzajem maskarady. Tak nie jest. Gdyby nawet odszedł komunizm, zostawi ich czymś innym, niż byli. Zostaną sami, ale odmienieni, wstrząśnięci w samej swej istocie, wypełnieni rzeczywistością, dla której nie znajdują wyrazu". Grudziński bardzo pragnął uleczyć zranienia owych pięćdziesięciu lat, które zsyntetyzował niejako w swojej książce Inny świat. Dlatego tak bardzo domagał się dekomunizacji. Nie dla karania winnych kolaboracji, ale dla zachowania szacunku wobec prawdy i okazania sprawiedliwości cierpiącym prześladowanie i tym, którzy kolaboracją się nie zhańbili. Kiedy spotkał się z niezrozumieniem, odszedł od Kultury paryskiej, której był współpomysłodawcą i wieloletnim korespondentem.
Tak, odszedł człowiek odważny. 23 maja tego roku na autorskim spotkaniu w redakcji "Czytelnika" miał śmiałość stanąć w obronie Zbigniewa Herberta, którego życiorysem manipulowała Gazeta Wyborcza. Wielu zgromadzonych tam intelektualistów "czyniło intensywny wysiłek, aby niczego nie słyszeć, nie widzieć, a już na pewno niczego nie pamiętać. Nawet nagrana przez III program radia wypowiedź nie została wyemitowana, a pani redaktor, która ją nagrała, nie chciała jej udostępnić Radiu Plus" (Życie nr 158/1148)) Dekomunizacja to nie problem karania, to konieczność podjęcia prób uleczenia nas wszystkich z komunizmu, który przeżyliśmy, bo na wszystkich odcisnął on swoje piętno.

Brak tego aktu spowodował, że jubileuszowe spotkanie z Ojcem Świętym zgromadziło społeczeństwo, które można scharakteryzować słowami refrenu piosenki napisanej z okazji pamiętnej wizyty polskich kombatantów na Monte Cassino, których organizatorzy oszukali, kradnąc zwyczajnie złożone przez nich opłaty na przejazd i pobyt w Wiecznym Mieście. Pozwolę sobie tu przytoczyć jej fragmenty:
Miejsce legenda
Znane z pieśni
Pół wieku od tej
Słynnej bitwy
Prezydent z żoną
Premier z dziećmi(...)
W autosanach
Śpią zwycięzcy
Po dobie jazdy prosto z drogi
Marzą by wyprostować nogi
Polska bieda na Monte Cassino
Świętuje chwałę swych rycerzy
Co szli pół świata
By tu zginąć
Bo wolność krzyżami się mierzy.
Powtórzmy: Polska bieda na Placu św. Piotra przyszła, by zasłuchać się w słowa nadziei, by uchwycić w nich echo tamtego bohaterstwa. Po raz kolejny nie zawiedliśmy się. Popłynęły do tych, którzy "odprasowani" i wypoczęci zajmowali honorowe miejsca, i do tych, którzy po nocnej drodze siłą woli walczyli, by nie uronić nic z tych słów nadziei, słów leczących zranienia komunizmu. I usłyszeli oni i my:
1. "´Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki´ (Hbr 13, 8).
Z Nim pragniemy związać naszą przyszłość. Tylko On jest Bramą i tylko On ma słowa życia wiecznego. Taki jest najgłębszy sens Wielkiego Jubileuszu: jest to czas powracania do korzeni wiary i równocześnie wchodzenia w przyszłość przez Bramę, którą jest Chrystus" (...)
2. "(...) w tym Roku Jubileuszowym w szczególny sposób Kościół prowadzi nas drogą pokuty i pojednania, abyśmy zbliżyli się z ufnością do Chrystusa i zaczerpnęli z niewyczerpanych źródeł Jego miłosierdzia".
3. "´Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli´ (Łk 4, 18-19. 21).
Trzeba, abyśmy pamiętali, że to Chrystusowe ´dziś´ ma trwać w przyszłych wiekach, aż do Jego powtórnego przyjścia. Ta świadomość niech wyznacza program życia Kościoła i życia każdego z nas w nowym tysiącleciu".
4. "Trzeba abyśmy wchodząc w nowe tysiąclecie odpowiadali na to wezwanie z całą gorliwością. Niech rodzice będą świadkami wobec dzieci i młodzieży. Niech młodzi niosą Dobrą Nowinę swoim rówieśnikom, którzy często tracą poczucie sensu życia, zagubieni pośród wrażeń, jakie proponuje świat".
5. "´Duch posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie...´ Dziś Kościoła, przeżywane jako ´dziś´, w którym spełnia się mesjańska misja Chrystusa, musi być przeżywane jako ´dziś´ ubogich, uciśnionych, osamotnionych, chorych. (...) Niech ten rok będzie im ogłoszony przez dzieła czynnej miłości, przez wysiłek ukształtowania kultury solidarności i współpracy".
I wreszcie słowa wypowiedziane podczas wieczornego nabożeństwa jubileuszowego: "Potrzeba dzisiaj bardzo światu, a także naszej Ojczyźnie ludzi dojrzałej wiary, którzy z odwagą wyznają Chrystusa w każdym miejscu i w każdej sytuacji. Potrzeba prawdziwych heroldów Ewangelii i zwiastunów prawdy. Ludzi, którzy wierzą i miłują, i tę Bożą miłość zamieniają w autentyczną służbę człowiekowi. (...) Największym bogactwem, jakie możemy przekazać młodemu pokoleniu, jest nasza wiara. Błogosławiony naród, który chodzi w świetle Ewangelii, żyje prawdą Bożą i czerpie naukę z krzyża".
Wiele jest myśli tego szczególnego spotkania, które winny stać się lekturą dla tych, którzy mieli szczęście być na Placu św. Piotra, ale i dla wszystkich, dla których słowa: "Naród", "miłość Ojczyzny" lub "naród wyrosły z wiary katolickiej" nie są określeniami pustymi albo nawet "wstydliwymi".
Zastanawiam się, jak to możliwe, że są ludzie, którzy niby w imię ideałów, głoszonych przez etykę "Solidarności" ks. Tichnera, sprofanowali radość spotkania Mariana Krzaklewskiego ze wspólnotą swojej "małej Ojczyzny" w Kolbuszowej. Czy nie jest wyrazem buty, złego wychowania i zaniku kultury organizowanie bojówek atakujących w sposób niedopuszczalny kandydatów do publicznych urzędów? Można przecież dyskutować i kwestionować hasła, domagać się dochowania obietnic i z nich rozliczać, ale nie wolno przekraczać granic kultury współżycia między ludźmi nawet o innych poglądach politycznych, społecznych czy religijnych. Rozzuchwaleni punkowie nie przeczytają pewnie tych refleksji, ale wszyscy powinniśmy tworzyć opinię akceptacji lub dezaprobaty wobec wydarzeń i ludzi.
A swoją drogą ciekawi mnie, jak sens słów papieskich odczytają ci, którzy jako agnostycy pojechali na Plac św. Piotra, bo "szanują to, co Kościół i ludzie wierzący robią w Polsce". Słów Dobrej Nowiny nie sposób tylko obserwować. Zrozumieć je - to przyjąć ich treść. Tak chyba rozumieją chrześcijanie. Prof. Leszek Kołakowski, który w swej niedawno wygłoszonej konferencji na temat przebaczenia, powiedział: "Jeśli na serio bierzemy Chrystusowe przykazania, mamy bez końca przebaczać... jesteśmy grzesznikami z natury naszej, a jeśli nie wybaczamy tym, co nas skrzywdzili, nasze modły o wybaczenie własnych grzechów nie będą wznoszone tak, jak mają być, w prawdzie i duchu". Przyjąć naukę Chrystusa i Kościoła, to opowiedzieć się za nią i utożsamić. Czy nie stać nas na taką rzeczywistość w Polsce? Tylko ona daje rękojmię szczęścia ludziom różnych wyznań i opcji. Tylko one niosą nadzieję, że zranienia czasów komunizmu doznają procesu dekomunizacji. Wszak po tylu spotkaniach z Ojcem Świętym, takim bogactwie jego słów, nadal - za autorem tekstu przytoczonej wyżej piosenki - trzeba pytać, patrząc na wszystkich pątników - i tych "odprasowanych", i tych wymęczonych pasażerów autosanów:
A mnie myśl niemiła
Plącze się w tej chwili
Czy ta Polska
Już istnieje
O którą walczyli?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2000-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Miłujcie waszych nieprzyjaciół

2025-02-18 13:38

Niedziela Ogólnopolska 8/2025, str. 20

[ TEMATY ]

homilia

Adobe Stock

Heroizm odpowiedzi na to wezwanie rozumieją tylko ci, którzy doświadczywszy dotkliwych skutków wrogości, postanowili naśladować Jezusa Chrystusa w tym, co naprawdę najtrudniejsze. Nie chodzi bowiem jedynie o to, abyśmy jako wyznawcy Chrystusa miłowali się wzajemnie, ani nawet o to, żeby wyzbyć się pragnienia odwetu i zemsty i na tym poprzestać, ale chodzi o tak głęboką wewnętrzną przemianę, która zaowocuje postawą miłości wobec naszych prześladowców i wrogów. Żaden człowiek własnymi siłami nie jest do tego zdolny. Wezwania do miłowania nieprzyjaciół nie ma w żadnej innej religii, nawet w tych, które jako monoteistyczne, czyli judaizm i islam, są pod wieloma względami najbliższe chrześcijaństwu. Jedna i druga dopuszczają odwet i zemstę, co widać w dramatycznej sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie, gdzie obowiązuje zasada: „oko za oko, ząb za ząb, siniec za siniec”.

Często i słusznie podkreśla się konieczność i wartość cnoty sprawiedliwości. Nakazuje ona, żeby każdemu oddać to, co mu się słusznie należy. O ile jednak w sprawach materialnych jest to wymierne, o tyle w sprawach duchowych sytuacja staje się zdecydowanie bardziej złożona. W sprawach materialnych można – i często trzeba – przezwyciężyć sprawiedliwość np. przez darowanie czy zmniejszenie długu, co zakłada rezygnację z pewnej części należnych mi dóbr, bez których mogę się obyć. W sprawach duchowych to, co najważniejsze, odbywa się we wnętrzu człowieka i potrzebuje gruntownej przemiany umysłu i serca. Poczucie wyrządzonej krzywdy może być tak wielkie, że domaga się ukarania krzywdziciela, a nawet odwzajemnienia doznanej krzywdy. I właśnie wtedy miejsce sprawiedliwości powinno zająć miłosierdzie. Motywacja sprawiedliwości jest z gruntu naturalna, motywacja miłosierdzia natomiast ma charakter nadprzyrodzony. Jezus Chrystus idzie jeszcze dalej i uczy trudnej prawdy: nie ma sprawiedliwości bez miłosierdzia, ale nie ma miłosierdzia bez przebaczenia. Dopiero na gruncie przebaczenia wyrasta postawa miłowania nieprzyjaciół.
CZYTAJ DALEJ

Koń trojański w polskiej szkole

2025-02-23 22:09

Magdalena Lewandowska

Protest na wrocławskim Rynku

Protest na wrocławskim Rynku

Kilkaset osób wzięło udział we Wrocławiu w proteście "Tak dla edukacji, nie dla deprawacji".

Zaniepokojeni rodzice, nauczyciele, dziadkowie nie zgadzają się na seksualizację polskiej szkoły i zmiany wprowadzane przez panią Barbarę Nowacką i Ministerstwo Edukacji Narodowej. W kraju powstaje oddolny opór wobec planowanej destrukcji i ogólnopolskie protesty. Po manifestacji w Warszawie 1 grudnia 2024 r. i podobnych m.in. w Rzeszowie, Gdańsku, Szczecinie czy Krakowie, przyszedł czas na Wrocław. – Jesteśmy tutaj po to, żeby powiedzieć dość. To rodzice a nie państwo są głównymi wychowawcami swoich dzieci. To nasza rola. Powołujemy się na prawa rodziców zapisane w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej i wielu innych aktach prawa międzynarodowego. Te prawa próbuje nam się dzisiaj odbierać, aby pod przykrywką edukacji o zdrowiu zatruwać polskie dzieci perwersjami i agresywną seksualizacją. Krok po kroku uzurpatorzy z MEN odbierają uczniom wiedzę, ambicje, wartości, a szkole spokój. Degradują autorytet nauczycieli a rodziców odsuwają poza horyzont decyzji o edukacji ich własnych dzieci – mówiła Jagoda Wilczyńska ze Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci, które razem z Centrum Życia i Rodziny oraz Koalicją na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły było współorganizatorem manifestacji.
CZYTAJ DALEJ

„Świat Apostołów”. Spotkanie autorskie z prof. Wojciechem Roszkowskim w warszawskiej kawiarni „Agere Contra”

2025-02-24 15:11

[ TEMATY ]

książka

Biały Kruk

apostołowie

mat. prasowy

Wydawnictwo Biały Kruk oraz kawiarnia z wartościami „Agere Contra” zapraszają na spotkanie z prof. Wojciechem Roszkowskim, znakomitym autorem i historykiem, który spotka się z Czytelnikami w warszawskiej kawiarni „Agere Contra” już w najbliższą środę, 26 lutego, przy ul. Chłodnej 2/18 o godz. 20:00. Tematem wydarzenia będzie jego najnowsza książka „Świat Apostołów”.

„Świat Apostołów” to jedyna w swoim rodzaju opowieść, która dopełnia wielkie dzieło prof. Wojciecha Roszkowskiego. Po monumentalnym, bestsellerowym cyklu „Świat Chrystusa” prof. Roszkowski zabiera czytelników do świata Apostołów, poddając wnikliwej analizie działalność misyjną pierwszych chrześcijan. Wybitny historyk i znakomity pisarz bada autentyczność relacji ewangelicznych, dostarczając czytelnikom solidnych argumentów.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję