Jakie to smutne, że słowo "tam" odnosi się do rodzinnego miasta
Pana Jezusa. Jego rodacy podziwiają mądrość, dokonywane cuda i pytają
ze zdumieniem, ale pełnym niedowierzania: "Skąd On to ma? I co za
mądrość, która Mu jest dana?". I dzielą się swoimi myślami: Przecież
to jeden z nas, taki zwyczajny syn Józefa cieśli i sam cieśla...
I dalej smutne Jezusowe słowa: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich
krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony". Dziwi się
Jezus ich niedowiarstwu, a przecież On dobrze zna tajemnice ludzkiego
serca... Ale dziś zatrzymajmy się na chwilę nad sytuacją innego człowieka,
któremu wiary nie brakowało. To św. Paweł Apostoł. Słyszymy, jak
z pokorą wspomina ogrom objawień, jakie od Boga otrzymał, i właśnie
jego - apostoła jakiś tajemniczy wysłannik szatana "policzkuje".
Apostoł nazywa to swoje upokorzenie "ościeniem dla ciała". Rozeznanie
choroby św. Pawła nie jest nam dziś konieczne. To było prawie 2000
lat temu, ale ów "oścień" bardzo utrudnia mu apostołowanie. "Dlatego
- pisze - trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie" (ów wysłannik
szatana). I za trzecim razem otrzymuje odpowiedź. Nie jest to proste,
szorstkie: Nie! Odpowiedź Pana jest bardzo pozytywna, wyjaśniająca
sens jego cierpienia. To jego cierpienie, upokarzające go, pozostanie. "
Pan mi powiedział: ´Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości
się doskonali´". Być chrześcijaninem, być apostołem, sługą słowa
Jezusowego nie oznacza całkowitego uwolnienia od ludzkich słabości
i niedomagań. Trzeba całkowicie zaufać i oddać się Bogu, razem z
tą słabością, jako narzędzie Jego mocy i miłości. I my, jak Apostoł
Paweł, w naszych chorobach i niedomaganiach przechodzimy przez te
trzy etapy: Najpierw pierwsze oznaki słabości - gorączka, bóle głowy,
wyczerpanie. Potem lekarz, jego diagnoza, lekarstwa, leczenie, często
szpital. I także, chociaż nie zawsze, powrót do domu. Wielu żali
się, że symptomem złego stanu zdrowia, chociaż nie ma jeszcze zewnętrznych
objawów, są koszmarne sny. Gdzieś pragniemy przybyć i nie udaje się
nam. Jakieś kręte drogi, zakamarki, ślepe uliczki. Biegniemy, szukamy
pomocy i nie możemy słowa z gardła wydobyć...
Od takich doświadczeń nie był wolny także Apostoł Paweł,
kiedy błagał Boga, by te słabości były od niego odjęte. W Liście
do Galatów żali się: "Nie skrzywdziliście mnie w niczym. Wiecie przecież,
jak pierwszy raz głosiłem wam Ewangelię zatrzymany chorobą i jak
mimo próby, na jaką moje niedomaganie cielesne was wystawiło, nie
wzgardziliście mną ani nie odtrąciliście, ale mnie przyjęliście jak
anioła Bożego, jak samego Chrystusa Jezusa" (Ga 4, 12-14). Ów "oścień
dla ciała" to może był jakiś uciążliwy ból, który przeszkadzał mu
w głoszeniu Ewangelii, może utrudniał wypowiadanie myśli. A jednak
Apostoł mówi: "Najchętniej więc będę się chełpił z moich słabości,
aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa". Wiemy, jak bolesne upokorzenia
przeżywał Pan Jezus podczas Męki i właśnie wtedy dopełniało się Jego
głoszenie Ewangelii i nasze zbawienie. Trudna sytuacja Apostoła Pawła
jest i dla nas pouczeniem i dla wielu pokrzepieniem, że misjonarz,
kapłan niekoniecznie musi być religijnym supermanem. Wiemy z wielu
życiorysów świętych, choćby takich, jak św. Faustyna lub dzieci z
Fatimy, które poprzez swoje cierpienia i słabości, przezwyciężane
łaską Bożą, stawały się głosicielami Ewangelii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu