1 czerwca. Międzynarodowy Dzień Dziecka. Myliłby się jednak
ten, kto w dzieciństwie dopatrywałby się przede wszystkim radości,
beztroski czy niekończącej się zabawy. Coraz częściej dzieciństwo
to pierwszy etap dobrze przemyślanej i zaplanowanej kariery i startu
w dorosłość.
Dwa ostatnie numery Newsweeka przyniosły zastraszające (
jak dla mnie) raporty o tym, do czego zdolni są rodzice, by ich pociechy "
były kimś" w życiu. Zabawy w chowanego na podwórku z rówieśnikami,
skakanie w gumę z koleżankami, wyścigi kapsli w piaskownicy, akrobatyczne
wygibasy na trzepaku czy huśtawce coraz częściej zastępują lekcje
czytania z dziadkami, nauka księgowości z mamą czy uczestniczenie
w zajęciach muzyczno-tanecznych (najlepiej w prestiżowym klubie sportowym)
. Okazuje się, że żeby dziecko zapisać do społecznej czy prywatnej
szkoły, nie wystarczą same pieniądze rodziców, wpierw trzeba dziecko
posłać na dodatkowe zajęcia manualne: z pisania, malowania, rysowania,
lepienia. Po prostu korepetycje dla przedszkolaków!
Z drugiej strony rośnie też pokolenie "wirtualnych" dzieci.
Zanim jeszcze nauczą się dobrze czytać i pisać, bez skrępowania buszują
po internecie, a takie pojęcia jak bajty, linki, czy mp3 to dla nich
kaszka z mlekiem. To pokolenie, które przyszło na świat, gdy w wielu
domach były już komputery. Można by powiedzieć, że umiejętność ich
obsługiwania wyssały wraz z mlekiem matki, podobnie jak obsługę telewizyjnego
pilota czy kuchni mikrofalowej. Komputerowe puzzle, zabawy w wirtualne
bitwy, poznawanie tajników programów graficznych coraz częściej zastępują
tradycyjne zabawy na dywanie. Nie ma jeszcze jednoznacznych badań,
które wskazywałyby na konsekwencje tego "wirtualnego" wychowania
dzieci. Zapewne, póki zachowane są zdrowe proporcje, nie ma się czego
obawiać, gorzej, gdy do szkół komputerowych rodzice zaczynają posyłać
czteroletnie pociechy.
W Nesweeku z 12 maja 2002 r. czytamy: "wielu rodziców
uważa, że rejonowa podstawówka nie zapewni ich pociechom dobrego
startu, bo konkurencja zaczyna się dziś wcześniej". Ich dziecko bowiem
musi wyrosnąć na kogoś wyjątkowego, przebojowego, kto w życiu nie
da sobie w kaszę dmuchać. Wciąż aktualne pozostaje jednak pytanie,
na ile wpojone dzieciom umiejętności wypływają rzeczywiście z posiadanych
przez nie talentów, z rozwoju ich wrodzonych predyspozycji, a na
ile są jedynie przerostem ambicji rodziców i dziecko niepostrzeżenie
przemienia się w dobrze wytresowaną małpkę. Międzynarodowy Dzień
Dziecka powinien skłaniać do refleksji nad tym, czy nasze dzieci
są szczęśliwe. Czy doświadczyły tej niezastępowalnej przyjemności
wytaplania się w błocie, nurzania się w rozrzuconych po podłodze
zabawkach, szybkiego pędu przed siebie zakończonego obdartymi kolanami.
Czy doświadczyły prawdziwego smaku dzieciństwa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu