- Ciepło - powiedział od niechcenia chłopak w dżinsach i bejsbolówce.
- No - odpowiedział siedzący obok kolega, który różnił się
od rozmówcy tylko tym, że miał czapkę odwróconą daszkiem do tyłu.
Poza tym obaj chłopcy byli do siebie bliźniaczo podobni. Takie same
barczyste sylwetki, szerokie karki i okrągłe głowy wygolone na jeża.
Różnili się nieco wzrostem.
- Napiłbym się czegoś - wycedził przez zęby wyższy.
- Może piwka? - zapytał niższy, odwracając daszek bejsbolówki
do przodu. Słońce sięgało zenitu i jego jaskrawe promienie przedarły
się przez gałęzie rosnących naprzeciwko drzew, rozświetlając przystankową
wiatę.
- Nie, piwo w taki upał jest beznadziejne - odparł wyższy.
- Lepszy będzie red bull. Dostaniesz takiego kopa, że nie nadążysz
za samym sobą.
- Ale numer! To mi się podoba, bo w tym upale czuję się
taki jakiś zamotany - odpowiedział niższy. - Muszę stanąć na nogi,
a trawki już nie palę, bo to niebezpieczne.
- Niebezpieczne? - zdziwił się sąsiad z ławki. - Przecież
pół mojej szkoły trawkę sobie podpala i nikt się nie boi, że go złapią.
- Nie o to chodzi, że mnie złapią, jestem przecież nieletni
i tak mi nic nie zrobią, tylko o to, że jest szkodliwe - odpowiedział
kolega.
- Też coś. Kto się szkodliwością przejmuje?! Życie jest
krótkie i trzeba je wykorzystać do dna. Też mi się znalazł propagator
zdrowego stylu życia - powiedział wyższy chłopak. - Ekolog jesteś,
czy co? - dodał po chwili.
- Nie to miałem na myśli... - chłopak próbował niezdarnie
zaprotestować, lecz sąsiad przerwał mu w połowie zdania.
- Dobra, dobra, nie odwracaj kota ogonem. Jesteś mięczak,
bo nawet trawki nie chcesz zapalić i na red bullu kończysz swoje
wspomaganie. Che, che - zaśmiał się złośliwie.
- Nic ci do mojego wspomagania. Przecież dzisiaj każdy chce
być zakręcony. Moi starzy łykają bez przerwy jakieś specyfiki, które
w telewizyjnych reklamach zachwalają, i mówią, że im to jest w pracy
potrzebne. Nawet się nie dziwię, bo jak ktoś pracuje 24 godziny na
dobę, to bez prochów, takich czy innych, ani rusz - tłumaczył niższy
chłopak, obracając daszek od czapki nieco w prawo, bo słońce zmieniło
już położenie.
- To się ciesz, że twoi starzy mają robotę. Moi przez cały
czas jabole obciągają, bo właśnie nie mają co robić. Wszędzie im
mówią, że są za starzy albo że nie mają odpowiednich tych, no...
- ...kwalifikacji - dokończył kolega.
- No właśnie. W czasach ich młodości dostępu do trawki nie
było, to został im tylko jabol - wyższy chłopak przekręcił daszek
wzorem sąsiada, aby zasłonić się przed rażącymi promieniami.
- A czym się młodzi wtedy zakręcali? - zapytał kolega.
- Zagadnąłem ich kiedyś z ciekawości - odpowiedział chłopak,
wkładając gumę do ust.
- I co?
- Wtedy była komuna i policja, właściwie milicja, strasznie
goniła tych, co ćpali, a była wtedy też trawka i kompot. Trzeba było
być już na dnie, żeby było wszystko jedno. Narkomani to była polityczna
sprawa. Musieli się, bracie, strasznie konspirować, a jak cię złapali,
to mogli spałować. Nie to co dzisiaj. Powiesz, że to, co przy tobie
znaleźli, masz na własne potrzeby i nic ci nie mogą zrobić - wyjaśnił
wyższy.
- A nie można by tak żyć sobie bez żadnych dragów, bez wspomagnia,
trawki, amfy itd.? - zamyślił się wyższy chłopak. - Dokąd się tak
spieszyć? Chyba do diabła.
- Ale się z ciebie filozof zrobił. Wszyscy tak pędzą, że
niedługo pozapominają, jak się nazywają, a ty chcesz się wyluzować
- odpowiedział kolega.
- Ale z tego wynika, że jedni się wspomagają, bo mają za
mało czasu, a inni, bo mają go za dużo. Każde wytłumaczenie jest
dobre - zakończył rozmowę niższy chłopak.
Przyjechał właśnie autobus, do którego obaj chłopcy wskoczyli
błyskawicznie, nie czekając, aż wcześniej inni wysiądą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu