Obraz ludzi i świata tworzy ciebie i twój świat na swoje
podobieństwo. Stąd niebagatelne pytanie: jaki to obraz?
Dotąd jakoś nie zawiodłem się na starych, dobrych i mądrych
baśniach H. Ch. Andersena. Wywodził on je bowiem z Prawdy Pisma Świętego,
a na niej nikt się przecież zawieść nie może. Jako dziecko odczytywałem
w tych baśniach to, co się tam działo. Potem to, co i jakie miało
w nich ukryte znaczenie. Teraz odczytuję wizje... proroka! Spróbujmy
więc może, na chwilę, wrócić w sposób dorosły do dzieciństwa i odczytać
początek baśni o Królowej Śniegu. Po co? Żeby lepiej pojąć, co się
teraz właśnie dzieje - nie tylko z dziećmi, ale z nami wszystkimi.
I nie tylko w śnieżnym krajobrazie, ale w krajobrazie naszego umysłu,
serca i sumienia.
"Opowiem Wam teraz o złej sprawce pewnego najgorszego
pod słońcem czarownika. Był on nie tylko najgorszy, ale i najpotężniejszy
wśród innych. Domyślić się można, że mowa tu o jego najciemniejszej
mości - diable. Pewnego dnia wpadł on w doskonały humor, bo udało
mu się sporządzić zwierciadło, ślepe na wszystko, co było na ziemi
dobre i piękne, ale za to odbijające z przesadną dokładnością wszystko,
co tylko złego gdziekolwiek stać się mogło. Dlatego to najwspanialsze
widoki wyglądały w nim jak rozgotowana zielenina, a najlepsi ludzie
brzydli nie do poznania. Diabłu sprawiało to niesłychaną przyjemność.
Wszyscy, którzy uczyli się w jego czarciej szkole, opowiadali długo
i szeroko o tym cudzie swego mistrza, mówiąc, że teraz dopiero będzie
można światu i ludziom pokazać, jak się wszystko dziać powinno. I
uczniowie diabła wciskali się wszędzie ze swym zwierciadłem, aż wkrótce
nie było na ziemi prawie żadnego człowieka, którego myśli i zamiary
nie byłyby z ich przyczyny zeszpecone. Wtedy to czarcie plemię umyśliło
się dostać aż do nieba, aby i tam praktykować swoje sztuczki wobec
dobrego Boga i Aniołów. Ale oto stało się coś dziwnego. Bo, im wyżej
wznosili się ze zwierciadłem, tym silniej drżało i chybotało się
im w diablich łapskach, aż wreszcie upuszczone upadło na ziemię i
rozbiło się na niezliczoną ilość kawałków. I teraz dopiero zaczęły
się dla ludzi najgorsze czasy. Niektóre ze szczątków zwierciadła,
drobniejsze od ziaren piasku, rozniósł wiatr po całym świecie, a
gdy który z nich trafił człowiekowi do oka, pozostawał tam niepostrzeżony,
zachowując dawniejsze cechy całego zwierciadła. Niektórym dostały
się takie szczątki do serca i zamieniły je na nieczułe bryłki lodu.
Inne znów, większe kawałki, użyte zamiast szyb do okien, zohydziły
patrzącym przez nie cały świat. A te, z których zrobiono okulary,
nie pozwoliły już żadnemu z sędziów, gdy je na nos włożył, sądzić
sprawiedliwie. Diabeł cieszył się z tego i śmiał się do rozpuku.
Bo niektóre z tych brzydkich szkiełek jeszcze dotąd wiatr nosi po
świecie".
Przepraszam wszystkich nowocześnie wierzących, że tą
baśnią wywlokłem niemodnego diabła z tzw. mroków średniowiecza, ale
to ono właśnie ukuło mu arcytrafną nazwę "małpa Pana Boga" - a baśń
o tym opowiada... Mamy zresztą teraz modę na wzmożoną miłość do darwinowskich
przodków oraz na małpowanie, czyli przedrzeźnianie wszystkiego, co
jeszcze wyszydzone nie zostało. No cóż, jeśli ktoś nie potrafi tworzyć,
to "potworzy".
Trudno też nie skojarzyć, że do mody i przemysłu spotwarzania
uczniowie wspomnianej małpy używają głównie telewizji i brukowej
prasy. To już nie czarcie zwierciadło i jego okruchy, ale potężna
machina, która na wzór gabinetu krzywych luster, przetwarza dość
pokracznie całą rzeczywistość. W relacjach większości wszędobylskich
kamer widać jakieś diaboliczne zamiłowanie do ohydy (zamiast Piękna);
do odczłowieczonej śmierci (zamiast Życia); do przerażającego zła (zamiast Dobra). I nie wiadomo czemu większość twórców uparła się
być "potwórcami" rzeczywistości, a tzw. wierność i prawda relacji
sprowadza się do obrazów najpotworniejszych kawałków życia. Nie mogąc
tak pokazać Boga i nieba, to "robi się mordę" (jak inaczej tłumaczyć
potwarz?) Jego duchownym i Jego wyznawcom. Chichot i szpetota stały
się obowiązkowymi "środkami wyrazu".
Naprawdę przeraża mnie jednak to, że te spotworniałe
okruchy rzeczywistości zaczynają tworzyć sposób widzenia ludzi i
świata - u dzieci, artystów, sędziów, pisarzy, starców, intelektualistów-luminarzy...
A SPOSÓB WIDZENIA, TO SPOSÓB ŻYCIA! Powiedział to już Pan Jezus: "
Światłem ciała jest oko. Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe ciało
będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało
będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest
ciemnością, jakże wielka to ciemność!". Czemu więc dziwimy się, że
świat jest coraz gorszy, skoro większość z nas nawet już nie bardzo
wie, jak wyglądałby on naprawdę dobry, Boży, ludzki. - "Bo takiego
nam nie pokazali...".
Może pamiętacie, jak skończyła się ta baśń Andersena
- łzy Gerdy uleczyły zlodowaciałe serce Kaja. Czyje jednak łzy mają
przemyć teraz zahipnotyzowane ohydą oczy telemanów? Baśń kończy się
ewangelicznym zdaniem: "Jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie
wejdziecie do Królestwa Niebieskiego". Kto jednak teraz tym dzieciom,
podróżującym godzinami po komputerowych piekielnych lochach, przywróci
dziecięce zdziwienie, zachwyt, ciekawość prawdy świata, ufność? Na
szczęście niebo wciąż jest nad nami i Pan Bóg. Może to i dobrze,
że Go jeszcze w TV nie pokazali. Przynajmniej jest taki, jaki jest
i wie, jak ma być! Trzeba tylko odwrócić uwiedzione oczy i zacząć
słuchać Jego Prawdy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu