Reklama
Miniony tydzień wprowadził mnie w zdumienie, kiedy obserwowałem
działania Ojca Świętego. Znaczącym wydarzeniem w tych zajęciach Papieża
było niewątpliwie dziewiąte już spotkanie z Jasirem Arafatem. Na
drugi dzień po spotkaniu prasa arabska i jordańska dała dowody radości,
zaś prasa izraelska pełna była słów protestów i oburzenia. Sprawa
dotyczy zagwarantowania wolności dla działalności Kościoła katolickiego
na terenie państwa palestyńskiego, gdzie w 1948 r. żyło ok. 500 tys.
chrześcijan arabskiego pochodzenia, oraz Jerozolimy, do której zarówno
Izrael, jak i Palestyńczycy roszczą pretensje. Papież zaapelował
o pokojowe, bez użycia siły i przemocy, załatwienie sprawy. Jakby
zapomniano, że spotkanie Ojca Świętego było kolejnym krokiem w żmudnym
wysiłku zbliżania narodów, szukania rozwiązań, które z Ziemi Świętej
uczyniłyby miejsce pokojowego współżycia Żydów i Arabów oraz wszystkich,
dla których miejsce to jest naznaczone sacrum Historii Zbawienia
- dramatu udzielania się Boga człowiekowi. Wydarzenie to jeszcze
raz uświadomiło tym, którzy chcą wiedzieć, jak trudną sprawą jest
uprawianie dyplomacji - nawet przez Stolicę Apostolską - i jak wielkie
wysiłki czyni Kościół na drodze domagania się sprawiedliwości zarówno
od Palestyńczyków, jak i Żydów.
Przed nami czas kolejnych pielgrzymek Ojca Świętego do
Egiptu i Ziemi Świętej. Trzeba, aby Kościół w Polsce modlił się w
tej intencji. Dobrze by było, gdyby w dniach odwiedzin tych miejsc
przez Ojca Świętego nasze parafie duchowo - przez nabożeństwa, okolicznościowe
kazania - towarzyszyły Papieżowi w tej jubileuszowej pielgrzymce.
Swoje jubileuszowe świętowanie mieli w Rzymie artyści,
ludzie kultury zaproszeni przez Ojca Świętego jako ci, którzy "wyposażeni
przez Boga w specjalne dary artystycznej intuicji i wyrazu, dary
rozwijane następnie jeszcze przez ćwiczenie i doświadczenie twórczości
- stają się uprzywilejowanymi tłumaczami tajemnicy człowieka".
Gustaw Herling-Grudziński zauważa w najnowszym wywiadzie,
że w sztuce współczesnej jest bardzo mało elementów przybliżających
do dobra. Raczej zainteresowanie i fascynacja złem, co niewątpliwie
promuje negatywne wzorce. Artyści potrzebują kontaktu z Kościołem
i otrzymują szansę w osobie Jana Pawła II, który zrósł się ze sztuką
bezinteresownie, zajął się nią i trwa w tym życzliwym otwarciu na
kulturę.
Innym bardzo wzruszającym akcentem tego tygodnia była
radość z powrotu do Polski Wiktorii i Weroniki. Są to znaki czasu,
jakie zsyła nam Niebo, i trzeba się nad nimi głęboko zamyślić, próbować
je odczytać. Życie jest wielkim darem. Pozytywne nagłaśnianie tej
prawdy zdolne jest wyzwolić wiele ludzkich energii. Tak było w przypadku
stalowowolskich bliźniaczek. Jakże miły był ten obraz chłopaka, który
czyścił klatkę schodową z pozostawionych tam graffiti. Zapytany przez
dziennikarza, po co to robi, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: "
Przecież przyjeżdżają szczególni goście. Nie można dopuścić, by sobie
pomyśleli źle o sąsiadach. Zresztą za kilka lat to będą nasze koleżanki.
Trzeba je godnie przywitać". Nie wiadomo, czy on sam wcześniej nie
malował tych ścian. Teraz jednak ujawniła się jego szlachetność.
Otrzymałem ostatnio list, w którym nadawczyni rozróżnia antykoncepcję
laicką i kościelną. Jakże wielkie zamieszanie rodzi się w umysłach.
Wszystko przez pomieszanie pojęć. W sytuacji, o której już tu wspominałem,
potrzebny jest wielki, stały wysiłek uświadamiania katolików o zasadniczych
różnicach zachodzących między tymi dwoma pojęciami. Etyka katolicka,
korzystając z pomocy medycyny, pragnie pomóc w radosnym korzystaniu
z daru ludzkiej płciowości, nie niszcząc jej ingerencją z zewnątrz.
W sytuacji tak poważnego zagrożenia demograficznego oraz
kryzysu tożsamości rodziny pojawia się moralny problem dla małżonków
żyjących zgodnie z etyką katolicką, czy wolno rezygnować z kolejnego
dziecka, zwłaszcza w sytuacji, kiedy moralnie i materialnie są zdolni
wychować kolejne dzieci. Czasem na przeszkodzie staje zdrowie i poważne
racje sumienia, ale niekiedy także wygodnictwo, chęć robienia kariery
czy pomnażania dóbr materialnych. W Roku Jubileuszowym warto w przepowiadaniu
kościelnym, zwłaszcza podczas rekolekcji, z wielkim taktem, pokorą
wobec prawdy i w atmosferze modlitwy poruszyć ten problem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Wydarzenia na scenie światowej napełniają niepokojem. Świat
coraz bardziej pogrąża się w amoku polityki. Polityka staje się niejako
nową religią człowieka trzeciego tysiąclecia. W Austrii wyciągnięto
na ulicę dzieci, którym kazano protestować przeciw sprawom, których
nie rozumieją. To bardzo niebezpieczny precedens. Kolejnymi, przeciw
którym mogą się zwrócić, będą nauczyciele i wychowawcy, ostatnimi
w tym ciągu kontestacji staną się rodzice. Jest to jakieś barbarzyństwo
naszych czasów, kiedy manipuluje się dzieckiem i odbiera mu się prawo
do uśmiechu, marzeń, kiedy nie chroni się go przed złem świata stwarzanego
przez dorosłych.
Nazizm niszczył dzieci, ale nie zdołał przyćmić bohaterskiej
miłości dr. Korczaka, idącego z podopiecznymi na śmierć.
Totalitaryzm minionej epoki także wykorzystywał dzieci.
Były obecne na manifestacjach, unoszone w rękach tyranów, jako dowód
ich rzekomej o nie troski, a jednocześnie uczono dzieci, jak mają
donosić na swoich rodziców. W innym wymiarze, w innych formach czyni
się dziś podobnie. To winno niepokoić.
Histeryczny, obłudny - rzekłbym - niepokój świata o to, co może zrodzić się z austriackiej sytuacji, nie odbiera spokoju wobec tragedii Czeczeńców. Liczne wizyty w Moskwie polityków Zachodu "zaowocowały" wznowieniem poprawnych stosunków. Warto rozważyć słowa AndreM Glucksmanna - filozofa, honorowego przewodniczącego organizacji humanitarnej " Lekarze bez Granic", który w jednym z wywiadów powiedział: "Milczenie w tej sprawie jest sprzeniewierzeniem się wszelkim zasadom moralnym, etycznym i ludzkim. Poza tym, widzę rzecz trochę inaczej: społeczeństwa reagują raczej emocjonalnie, lecz rządy i politycy pozostają niewzruszeni. (...) to zdrada zachodnich elit. Od roku 1945, po doświadczeniach II wojny światowej, Europę budowano na zasadzie, że wojny kolonialne nie mają prawa się pojawić. A przecież ten konflikt to w istocie wojna kolonialna. I nie odzywa się żaden głos".
Niepokoi także milczenie naszych polityków, ale już w nieco
innej kwestii. Od trzech tygodni dziennikarze ujawniają wielkie defraudacje.
Najpierw sprywatyzowano banki, które znalazły się, jak się okazuje,
w rękach lewicy, a teraz ogromne sumy zmarnowano na PKP. A rząd ujawnia
niebezpieczną tolerancję wobec samowoli swych własnych urzędników.
Przeciętny obywatel nie jest już w stanie zrozumieć, o co w tym wszystkim
chodzi. Pokazano podobno w Wiadomościach, jak politycy ostentacyjnie
z pierwszych stron gazet deklarowali, że nie będą uczestniczyć w
spotkaniach klubu i z góry przed kamerami płacili po 20 zł jako karę
za nieobecność. Sporo rozważaliśmy tutaj o etyce. Ten obraz uświadamia,
że to za wysoki pułap. Trzeba mówić o zwyczajnej kulturze bycia.
Może emerytka, która na tego polityka głosowała, z żalem pomyślała,
że 20 zł., które on rzucał jak śmiecie, jej pozwoliłyby zapłacić
za lekarstwo, gaz lub co innego. Należy się bacznie przypatrywać
tym ludziom. W moim odczuciu, ten konflikt zrodziło odejście niektórych
ludzi od świata wartości, na fali których zostali wybrani. Dziś jest
im za ciasno w świecie aksjologii. Szukają więc sztucznych powodów,
aby zdradzić lub raczej aby ujawnić swoją prawdziwą hierarchię, której
służą. Zamiast, wykorzystując mandat zaufania, bycie przy władzy,
tworzyć klimat pod przyszłe wybory - trwonią kapitał zaufania i robią
kampanię wyborczą politycznym przeciwnikom. Kiedy nadejdzie czas
wyborów, znów zaczną biegać do katolickich redakcji, będą uczestniczyć
w patriotycznych nabożeństwach z ustami pełnymi pustych słów o Ojczyźnie,
rodzinie, rolnikach, służbie zdrowia i o czym tam jeszcze. Uczmy
się odróżniać słowa, w których forma przylega do treści, od tych,
które są pustymi frazesami.
Ksiądz Jan Twardowski w jednym z ostatnich wywiadów przypomniał,
że "od ludzi uczymy się wiedzy, a mądrości trzeba się uczyć od Boga"