23 października 1999 r. w kościele polskim pw. Wniebowzięcia Najświętszej
Maryi Panny w Paryżu ambasador RP Stefan Meller i rektor Polskiej
Misji Katolickiej - ks. Stanisław Jeż odsłonili tablicę pamiątkową
ku czci Juliusza Słowackiego. Tu, na emigracji, przeżywaliśmy tę
uroczystość bardzo mocno. Modliliśmy się za spokój duszy poety, tak
głęboko wpisanego w historię i literaturę Ojczyzny.
Życie Juliusza Słowackiego zamknęło się między dwoma niezbyt
odległymi od siebie datami. Urodzony 4 września 1809 r. w Krzemieńcu,
zmarł 40 lat później - 3 kwietnia 1849 r. w Paryżu. Podczas powstania
listopadowego musiał wyjechać z Warszawy na Zachód, gdzie pozostał
do końca życia. Na jego pogrzebie nad trumną pochyliło się zaledwie
30 ziomków. "... Nikt głosu nie zabrał, nikt nie uczcił choćby jednym
słowem pamięci największego mistrza rymów polskich" - pisał poeta
i przyjaciel Słowackiego, Zygmunt Krasiński.
Dziś w kościele, z którego 150 lat temu wyprowadzono na
cmentarz doczesne szczątki Słowackiego, umieszczono tablicę, by była
czytelnym znakiem żywej o poecie pamięci.
W kazaniu wygłoszonym z racji tej uroczystości mówiłem,
że ożywia nas pragnienie zachowania w pamięci słów Wieszcza, wypowiedzianych
przed ponad 150 laty i przechowywanych głęboko w pamięci narodu.
Chcielibyśmy, jak on, wyryć je na skale, by nie zginęły. Dziś rzeźbimy
w mosiądzu jego twarz, by przemawiała dalej. Tę twarz, która nawet
po śmierci jaśniała nadzwyczajnością. Zygmunt Szczęsny Feliński,
przyjaciel poety, pisał: Jego twarz "była tak niepospolita i pełna
wyrazu, że skoro mówić począł, zapominało się o wątłej jego postaci,
tak olbrzymia siła ducha opanowała całą słuchaczów uwagę. Wielu w
życiu moim poznałem mężów znakomitych, nikogo jednak nie spotkałem,
kto by do tego stopnia miał uduchowione oblicze".
14 kwietnia 1927 r. otwarto grób poety. Kości, proch i pukiel
włosów, czyli wszystko, co po nim pozostało, włożono do hebanowej
trumny, którą następnie owinięto biało-czerwonym sztandarem i karawanem
zaprzężonym w sześć białych koni przewieziono do kościoła Wniebowzięcia.
We Mszy św. uczestniczyli sam prezydent Republiki Francuskiej, arcybiskup
Paryża i cały korpus dyplomatyczny. Trumna popłynęła statkiem do
Polski.
28 czerwca złożono ją w podziemiach katedry na Wawelu obok
prochów Adama Mickiewicza. Józef Piłsudski, kończąc przemówienie,
zwrócił się do grupy oficerów: "W imieniu Rządu Rzeczpospolitej -
polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej,
by królom był równy" (J. Borkowska, E. Gałczyńska, Z. Garczak, E.
Szczepańska, O poetach i pisarzach inaczej, Płock 1997, s. 219).
Co sprawia, że dziś zatrzymujemy się wspólnie, by wspominać
i upamiętniać jego życie? Czego może nas nauczyć i co przekazać?
Wydaje się, że życie Juliusza Słowackiego było i jest lekcją: tęsknoty
za Ojczyzną, życia wartościami, wierności ideałom, twórczości nawet
w trudnych czasach.
Rzucony przez los, błąkał się po świecie, pędząc życie emigranta.
Talentem swym przerastał współczesną mu epokę. Tęsknił ciągle za
Ojczyzną i skarżąc się Bogu, wspominał "lotne w powietrzu bociany",
które pamiętał jeszcze "na polskim ugorze". Ta tęsknota napełniała
smutkiem jego serce, dlatego pisał:
Żem często dumał nad mogiłą ludzi,
Żem prawie nie znał rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi
Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
Smutno mi, Boże!
W ziemi ojczystej odnajdywał swojego Boga, którego prosił
o siłę i moc, nosząc w sobie mesjanistyczną wizję zbawienia Polski,
wolę zwycięstwa.
Wierząc Bogu i wierząc w Boga, modlił się. Ufał bowiem,
że tam, gdzie człowiek wierzący ponosi klęskę, mocą Boga jaśnieje
przed nim zmartwychwstanie.
Z pokorą teraz padam na kolana,
Abym wstał silnym Boga robotnikiem.
Gdy wstanę - mój głos będzie głosem Pana,
Mój krzyk - ojczyzny całej będzie krzykiem,
Mój duch - aniołem, co wszystko przemoże.
Tak mi dopomóż, Chryste Panie Boże!
Swoją poezją pragnął "zjadaczy chleba w aniołów przerobić",
dlatego nie skąpił swym rodakom słów gorzkich, bolesnych. To nic,
że nie otaczało go grono wielbicieli. Jego poezji, zakorzenionej
w Stwórcy, początkowo nie przyjęto, odkrywano ją dopiero na przestrzeni
kolejnych lat, pomnażając sławę poety i czyniąc go ulubieńcem szczególnie
młodego pokolenia, przy którym - jak pisał Józef Ignacy Kraszewski
- "słoneczny blask Mickiewicza pobladł chwilowo".
W swej wizji wiary widział już papieża Słowianina, może
Jana Pawła II, gdy pisał:
Pośród niesnasek Pan Bóg uderza
W ogromny dzwon:
Dla Słowiańskiego oto Papieża
Otworzył tron.
Dzień odsłonięcia tablicy był jak apel poległych, których
się przywołuje, by wskrzesić we współczesnym pokoleniu płomień, który
czasem przygasa i zanika. Modliliśmy się za spokój jego duszy, wspominając
dzieło życia poety, by na nim uczyć się żyć. Poradził sobie z kompleksami,
nie zaniedbał bogactwa intelektu. Pozostał wierny Bogu
i Ojczyźnie w powodzeniu i niedowartościowaniu, w Ojczyźnie
i na emigracji.
Zygmunt Krasiński do swego przyjaciela Augusta Cieszkowskiego
pisał: "Mistrza takich rymów język polski już nie dostanie. Znikł
człowiek, lecz póki mowy polskiej, póty i imienia jego."
Niech pomnik Juliusza Słowackiego na cmentarzu w Montmartre,
wmurowana tablica w kościele polskim w Paryżu i trumna na Wawelu
cieszą, prowokują i budzą do wysiłków sięgających nieba.
Niech Twoja dusza, Juliuszu, leci do Boga, któremu ofiarowałeś
swoje krótkie i pracowite życie, wzbudzając nową siłę w następnych
pokoleniach Polaków.
Pomóż w rozwoju naszego portalu