Reklama

Moje Boże Narodzenia

Niedziela Ogólnopolska 52/1999

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Scena Narodzenia Pańskiego jest głęboko zapisana w naszej duchowości. Istnieje niezmierzone bogactwo jej interpretacji, przeróżne konwencje, style, epoki, ale istota wyobrażenia pozostaje ta sama. Wspaniałe jest to, że w życiu każdego z nas Chrystus rodzi się ciągle na nowo, że wszystkie Wigilie rozświetlają historię życia ludzkiego jak gwiazdy w mroku. Chciałoby się te gwiazdy nanizać na cienką nić naszego życia. Chciałoby się przypomnieć różne Wigilie osobiste i te ważne z całego XX wieku - wieku tak bardzo trudnego dla całego świata. Nie pokuszę się o to, może tylko jak zamglone uśmiechy staną mi przed oczyma Wigilie z dzieciństwa, z tułaczki, Wigilie przy łóżku umierających bliskich, Wigilie z nowego, wspólnego domu z mężem lub jedna - po śmierci najdroższej osoby, ale we wszystkim była nadzieja i radość, chociaż to czasami trudno pojąć - bo Bóg się narodził.
Wigilie z dzieciństwa, kiedy było w rodzinie tak dużo kochanych osób, pamiętam bardzo wyraźnie. Dopóki żyła babka Wacława, wokół niej oscylowało tylu ludzi, a do jej domu, w którym wszyscyśmy się wychowywali, przychodzili i przyjeżdżali krewni, znajomi, zewsząd. Byli tam moi rodzice, druga babka Eleonora, piękna i milcząca, ciotki wraz z dziećmi, dziadkowie, stryjowie, wychowanica Babki - Zosia (jej matka - Klementyna była z pochodzenia Ukrainką, służyła jako kucharka w domu Babki 40 lat). Moje kolejne bony, pochodzące głównie z Wileńszczyzny, którym Babka organizowała tu, w stolicy, możliwość nauki, stara Zofijka i pani Bogójska, która zajmowała się tylko cerowaniem obrusów, bielizny kościelnej, wreszcie zaprzyjaźnieni sąsiedzi z dziećmi. Głosy zebranych tak bardzo przyjemnie napełniały pokój stołowy dźwiękami zorkiestrowanymi w koncert domowy, przeplatany lekkimi pobrzękiwaniami sztućców. To było zupełnie wspaniałe wrażenie.
Później zebrani śpiewali najchętniej stary tekst kolędy Franciszka Karpińskiego Bóg się rodzi. Babka Wacława grała na fortepianie kolędy. Wyglądała wtedy tak pięknie, ubrana na czarno z białym żabocikiem pod szyją, z siwymi włosami, które ja jej układałam w koczek. Była dobrą, nieprzeciętnie inteligentną kobietą.
Pierwsza Wigilia poza naszym ukochanym domem, którą spędziłyśmy z Babką jako wygnanki z Warszawy, odbyła się w domu ciotki Romany w Rawie Mazowieckiej. Część członków rodziny była w obozach: mój ojciec (który tam zginął, a jego ciało zostało spalone w krematorium) ciocia Jadzia, mąż ciotki Romany (zginął w Buchenwaldzie) i inni. Do Rawy, do ciotki Romany, przyjechało na Wigilię trochę okolicznego ziemiaństwa, był wybitny matematyk (wygnaniec z Warszawy), dyrektor Rawskiego Gimnazjum, ksiądz, bratanek księdza, rodzina i mój stryj Jan z żoną i małym synem Jackiem (wygnani z Warszawy).
Długi stół był nakryty w odrębnej części domu, biały obrus, biała porcelana. Nie pamiętam potraw. Choinka, ustawiona w salonie na wieku fortepianu, którą mi ofiarował jakiś młodzieniec, miała bardzo drobne igiełki. W sercu gościł smutek, jakiś ból wygnania z domu dzieciństwa, z Warszawy, z domu Babki. Stan niepewności - wokół, w okolicznych majątkach, stacjonowali Niemcy z Wehrmachtu. Słyszało się, jak śpiewali kolędy. W domu ciotki Romany wszystko było takie inne, zimne, obce, i tylko biały opłatek leżący na zielonej gałązce jedliny przypominał Małego Nowonarodzonego, i kolęda zagrana na fortepianie przez babkę Wacławę. Żadnych prezentów, a na ścianach chwiały się na sztucznych gałązkach wypchane ptaki i portret Kościuszki w złotych ramach, kopia z Orłowskiego - dzieło pierwszego męża cioci, obok stary wahadłowy zegar wybijał godziny.
Myślałam o Madonnie z Dzieciątkiem i Józefem w stajence betlejemskiej, ustawionej w barokowym, rawskim kościele. Wojna nie mogła zagłuszyć Narodzenia Pańskiego - to wyobrażenie nosiłam w sobie.
Niedługo po Wigilii, bo 17 stycznia 1945 r., szła przez Rawę wielka ofensywa. W marcu tego roku wróciłyśmy we dwie z Babką do Warszawy. Przywieźli nas dobrzy ludzie i wysadzili ze swojej ciężarówki koło hotelu Polonia, który ocalał. Zostawiłam Babkę koło hotelu i poszłam po stertach gruzów sprawdzić, czy dom stoi.
Ulica Lwowska ocalała z woli Opatrzności i nasz dom też. Ze zdziwieniem zobaczyłam Babkę, która wynajęła numerowego w czerwonej czapce. On ją prowadził i niósł cały nasz dobytek - bezkształtny węzełek, a Babka wspierała się na laseczce, stąpając delikatnie na ścieżce pomiędzy gruzami.
Pierwsza Wigilia po powrocie do pustego domu była jednak wspaniała. Ocalał stary, dębowy, wielki stół rozkładany; brakło obrusa - więc zastąpiły go dwa prześcieradła, pod nimi sianko, bardzo pachnące, opłatek na białym talerzyku. Była choinka bez zabawek, tylko gwiazdki z papieru zeszytowego, a zamiast łańcuszków dużo kolorowych nici.
Piękne, stare zabawki choinkowe i ulubione anioły mojego ojca zaginęły, ale wojna zabrała jego i najbliższych z rodziny.
Siedzieliśmy przy wigilijnym stole, Babka spokojna, zawsze opanowana; byliśmy ocalałymi rozbitkami, nie znaliśmy losów reszty rodziny. To był 24 grudnia 1945 r. - zaśpiewaliśmy kolędę Bóg się rodzi, znowu ten stary, wspaniały tekst Karpińskiego.
Już dużo później, jako dorosła osoba, widziałam kiedyś w okresie Bożego Narodzenia dość prymitywne jasełka w kościele, grane przez dzieci. Jacyś pasterze - wyraźnie były to dziewczynki, w męskich za dużych kapeluszach, z wąsami pomalowanymi węglem na delikatnych buziach. Madonna z chudymi ramionkami niosąca Jezusa - lalkę owiniętą w chustę, która spływała z jej głowy. Św. Józef - chłopczyk z wąsami i brodą pomalowanymi węglem, w ręku laska.
Dzieci zbite w gromadkę, otoczone aniołami, które miały białe skrzydła z tektury pokrytej ligniną przywiązane do płaszczy, myliły swoje kwestie i chaotycznie śpiewały kolędę. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale ogarnęło mnie wzruszenie, co więcej, wydawało mi się, że widzę Świętą Rodzinę. Było to zupełnie niewiarygodne i niewspółmierne do prymitywnych środków wyrazu tego widowiska.
Sama też uczestniczyłam w szkolnych przedstawieniach jasełkowych. Było to podczas okupacji, więc te jasełka były aranżowane w prywatnych mieszkaniach. Duży pokój stołowy w domu Babki nadawał się do takich przedstawień. Krzesła były ustawione w kilku rzędach w półkole, a w części pokoju stał żłóbek z siankiem z Jezusem - lalką, nad nim Maryja - dziewczynka z klasy, Lidka - ciemnowłosa piękność, św. Józef - Staś, wysoki chłopczyk jasnowłosy z wąsami przyklejonymi (z waty) i takąż długą siwą brodą. Maryja w białobłękitnej szacie, Józef - w bieli i brązowym płaszczu, była personifikacja Polski (w którą się wcieliłam) ubrana w szeleszczącą, dużą, nocną koszulę cioci Jadzi, z głową okręconą łańcuchami z choinki. Klęczałam wytrwale przy żłóbku, były jakieś anioły, pasterze i żołnierz polski, nie mieliśmy, oczywiście, pełnego munduru, ale "pani od polskiego" przyniosła ocalałą polską kurtkę mundurową z 1939 r. i pas żołnierski, bo - chociaż było to zabronione przez okupanta - w niektórych domach polskich podczas okupacji przechowywano części żołnierskiego munduru jak relikwie.
Pamiętam blask bijący od żłóbka i Świętej Rodziny, chociaż do dziś nie wiem, jak to się stało. Po prostu ja widziałam blask i wydawało mi się nadprzyrodzonym zjawiskiem owo przebywanie w szopce betlejemskiej. Do dziś widzę blask i czuję ciepło płynące z szopy.
Te wszystkie doznania emocjonalne towarzyszące poznawaniu prawdy o Narodzeniu Pana towarzyszyły człowiekowi i będą towarzyszyć zawsze.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

1999-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zatrzymajmy się dziś i mocno przyjmijmy krzyż naszego życia

2024-04-15 13:31

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 15, 18-21.

Sobota, 4 maja. Wspomnienie św. Floriana, męczennika

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: my zrodziliśmy się z Boga, który jest Miłością

2024-05-03 19:56

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

CZYTAJ DALEJ

Ludzie o wielkim sercu

2024-05-04 15:21

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Z okazji wspomnienia św. Floriana w Sandomierzu odbyły się uroczystości z okazji Dnia Strażaka.

Obchody rozpoczęła Mszy św. w bazylice katedralnej, której przewodniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz. Eucharystię koncelebrował ks. kan. Stanisław Chmielewski, diecezjalny duszpasterz strażaków oraz strażaccy kapelani. We wspólnej modlitwie uczestniczyli samorządowcy na czele panem Marcinem Piwnikiem, starostą sandomierskim, komendantem powiatowym straży pożarnej bryg. Piotrem Krytusem, komendantem powiatowym policji insp. Ryszardem Komańskim oraz strażacy wraz z rodzinami.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję