"Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł
przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was
nie poszarpały"
(Mt 7, 6). Dość mocno, wręcz dziwnie, brzmi ta wypowiedź
Chrystusa. Raczej jesteśmy przyzwyczajeni do słów pełnych miłości,
miłosierdzia, przebaczenia. To prawda; Ewangelia jest Dobrą Nowiną
o Bożej miłości - miłosiernej, przebaczającej, szukającej grzesznika
- jak pasterz zagubionej owcy. Nie znaczy to jednak, że nie jest
wymagająca; nie znaczy to jednak, że wszystko jest dozwolone, dobre,
godne pochwały. Jest przede wszystkim świętość, której należy się
szacunek. Bóg jest święty i nie pozwoli robić z siebie żartów, nie
pozwoli siebie doświadczać, nie pozwoli drwić z siebie. Wystarczy
choćby przypomnieć scenę kuszenia Jezusa na pustyni (Łk 4, 2-13)
- to Bogu należy się pokłon, a Syn Człowieczy wcale nie musi udowadniać
swej boskości. Wystawianie Boga na próbę, czy zarzucanie Chrystusowi,
że czyni znaki mocą przywódcy złych duchów (Łk 11, 15) jest wystąpieniem
przeciw świętości Boga, przeciw Osobie Ducha Świętego.
"Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce,
na którym stoisz, jest ziemią świętą" (Wj 3, 5). Są to słowa skierowane
do Mojżesza w scenie jego powołania, wyznaczenia mu misji wyprowadzenia
Izraelitów z Egiptu. Zwracają one uwagę na swoisty wymiar świętości
- świętość miejsca. Bóg przenika wszystko i cały świat jest Jego
królestwem; jest przepełniony Jego obecnością. Są jednak miejsca
szczególnie Jemu poświęcone, wymagające od nas szczególnej czci i
szacunku. Na pewno do miejsc takich należy każda świątynia - miejsce,
gdzie Bóg czeka na nas (często pod postacią Najświętszego Sakramentu),
gdzie chce się z nami spotykać, gdzie chce wysłuchiwać naszych modlitw.
Dom modlitwy - takie określenie nadaje świątyni jerozolimskiej sam
Chrystus, żaląc się jednak, że została zamieniona na "jaskinię zbójców" (
Mk 11, 17). Rzeczywiście - dziedzińce świątyni pełne były przekupniów
handlujących zwierzętami ofiarnymi, wymieniającymi pieniądze; świętość
ustąpiła miejsca interesom. I choćby nie wiadomo jak to tłumaczyć,
świętość miejsca została zbezczeszczona.
W naszych świątyniach próżno by szukać zwierząt ofiarnych
czy stołów bankierów. Czasem znajdujemy sprzedających czasopisma
religijne. To jednak nie narusza świętości kościoła. Może raczej
zwróćmy uwagę na naszą postawę, na nasze zachowanie. Czy faktycznie
uświadamiamy sobie, że przychodząc do kościoła, stajemy w szczególny
sposób w obecności Boga? Przychodzą mi tu na myśl sceny, które mają
miejsce np. podczas rekolekcji szkolnych. Grupa dzieci czy młodzieży
wchodzi do świątyni; nauczyciele, katecheci muszą czuwać nad zachowaniem
podopiecznych. Wielokrotnie trzeba przypominać: "jesteśmy w kościele!";
trzeba upraszać o stosowne zachowanie. Skąd taki brak wyczulenia
na świętość miejsca? Nie wiedzą po co przyszli, gdzie są? Ale czy
można się dziwić dzieciom czy młodzieży, skoro widzą podobne zachowania
swoich rodziców? Skoro widzą, że zanim ksiądz pojawi się przy ołtarzu,
dorośli również rozmawiają sobie w najlepsze, śmieją się, obmawiają
znajomych... Czyżby zanikło zrozumienie, że nawet przed rozpoczęciem
nabożeństwa Chrystus jest obecny i już można z Nim porozmawiać, przedstawić
Mu swoje sprawy... A może zagubiliśmy gdzieś ducha modlitwy? Może
kościół stał się dla nas kolejną salą kinową, aulą, świetlicą, klubem?
Widziałem raz (na szczęście nie było to w polskim kościele), jak
pewna kobieta podczas Mszy św. czytała przyniesioną ze sobą gazetę
- bynajmniej nie była to prasa katolicka.
Przy najbliższej okazji, wchodząc do kościoła, może nie
zdejmujmy butów; spróbujmy sobie jednak uświadomić, gdzie jesteśmy,
po co przyszliśmy, jak należy się zachować. Do porozmawiania, poczytania
gazety, pożartowania nie potrzeba świątyni - można to robić w innych
miejscach. Kościół zostawmy dla tych, którzy chcą się tam spotykać
z Bogiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu