Pan Kazimierz szybko przełknął ostatni kęs chleba. Nie mógł sobie
pozwolić na ciepły posiłek, gdyż chłopiec, który co rano przynosił
mu węgiel, przeżywał właśnie burzliwie okres dojrzewania i w imię
tego zbuntował się - choć przeciw czemu, nie wiedział... Stary człowiek
poprzestał więc na namiastce śniadania, ubierając go bogato w złudne
produkty wyobraźni, którymi żywił się czasem, gdy nie miał już nic
do jedzenia. Wyobraźnia ta podsunęła mu pewne pragnienie, o którego
spełnieniu śnił podczas długich, bezsennych nocy cierpienia. Pełnią
swojego człowieczeństwa marzył o tym, by choć raz usiąść w ulubionym
fotelu, mając w zasięgu wzroku krzepiący widok parującego kubeczka
dobrej herbaty, rozkoszując się lekturą aktualnej gazety. Było to
w jego życiu pierwsze lękliwe pragnienie. Do tej pory niczego od
świata nie chciał, a ten również o nim zapomniał. Pan Kazimierz żył
otoczony tajemnicą swego istnienia tak szczelnie, że pancerz ten
izolował go jednocześnie od uroków codziennej wegetacji.
Już od dawna obecność staruszka nie zakłócała niczyjego
sumienia - nikt o nim nie pamiętał, a on sam - jak zawsze zresztą
- starał się żyć na uboczu, nie narażając świata na zainteresowanie
swoją osobą. Tak było zawsze: prostolinijny, skromny człowiek ustępował
innym, szczerze ciesząc się z ich zadowolenia, nawet za cenę własnej
niewygody.
I nagle, u schyłku swego pielgrzymowania, zapragnął czegoś
całą duszą... Kończył właśnie ranny posiłek, kiedy poczuł przypływ
niepokojącej siły, zapowiadającej działanie. Pomyślał, że przecież
kiosk z gazetami jest tylko po drugiej stronie ulicy i warto się
odważyć na pokonanie tego dystansu. Wszystko nagle stało się proste
- nawet herbatę łatwo będzie zdobyć: wystarczy zapukać do drzwi sąsiadów,
co ma i tę zaletę, że pozna wieloletniego sąsiada.
CDN
Pomóż w rozwoju naszego portalu