Czasami jesteśmy świadkami wydarzeń, które - z jednej strony
- trudno komentować, a z drugiej - tegoż komentarza domagają się.
Do takich wydarzeń należy niewpuszczenie do Rosji bp Jerzego Mazura
- katolickiego ordynariusza diecezji w Irkucku, na Syberii Wschodniej.
Fakt bez precedensu w najnowszej historii Rosji wzbudził dyskusję
na temat sytuacji Kościoła katolickiego w Rosji, s-tosunku do niego
Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej oraz roli władz rosyjskich w konflikcie
katolicko-prawosławnym. Pojawiły się też próby przewidywania przyszłości.
Czy to początek nowego prześladowania, pojedynczy incydent, czy może
element szeroko zakrojonego antykatolickiego spisku? Nikt pewno do
końca nie zna odpowiedzi na to pytanie, bo nikt nie wie, na ile było
to działanie inspirowane przez Cerkiew Rosyjską, a na ile samodzielną
decyzją władz. Trzeba będzie wiele czasu i wielu dyplomatycznych
zabiegów, by to wyjaśnić. Tak czy inaczej, jedno jest pewne. Ten
incydent oraz coraz powszechniejsze w Rosji antykatolickie manifestacje
są przejawem coraz ostrzejszego konfliktu między katolicyzmem a prawosławiem,
który rozgrywa się nie tylko na płaszczyźnie instytucjonalnej, tzn.
między Patriarchatem Moskiewskim a Watykanem, ale - co trudniejsze
do rozwiązania - między społecznościami, wspólnotami, ludźmi.
Prawosławie w Rosji od wieków było instrumentem politycznym.
Wielowiekowy sojusz ołtarza z tronem, ścisłe łączenie prawosławnej
wiary z przynależnością narodową zaowocowało przekonaniem, że wszystko,
co nieprawosławne, to antyrosyjskie, a co nierosyjskie, to antyprawosławne.
Te przekonania są bardzo dobrą pożywką dla odradzających się w Rosji
tendencji nacjonalistycznych. Rosnące niezadowolenie społeczne w
Rosji, które jest w pewnym stopniu normalnym ubocznym skutkiem reform,
ogarnia coraz większe kręgi. To niezadowolenie trzeba jakoś skanalizować.
Trzeba znaleźć kogoś, przeciw komu można je obrócić. Doskonałą ilustracją
tego zjawiska była deklaracja demonstrantów z Irkucka, w której można
wyczytać, że ustanowienie katolickich diecezji w Rosji jest elementem
spisku Watykanu, NATO i USA. A jego celem jest - jak czytamy - "zniszczenie
rosyjskiego prawosławia, osłabienie i rozbicie narodu i Rosji". Demonstranci
wzywają więc do "czynnej duchowo-politycznej obrony". Trudno nie
postawić sobie pytania, co to ma wspólnego ze świętą, prawosławną
wiarą? Ano niewiele, bo gdy doraźne polityczne cele zdominują wiarę,
uczynią z niej posłuszne sobie narzędzie, przestaje być ona wiarą,
a staje się ideologią podbudowaną religijnym słownictwem. A najbardziej
w tym wszystkim szkoda ludzi, ludzi wierzących, gorliwych, i to bardzo
gorliwych, takich, co za wiarę gotowi życie dać. Bo zdaje się im,
że walczą i - być może nawet - umierają w imię Boga. A tak naprawdę
walczą w imię cudzej pychy, pożądania władzy, stają się instrumentami
cudzej nienawiści. I wcale nie jest to domeną prawosławia. Wydarzenia
ostatnich tygodni i miesięcy pokazują, że może się tak stać nie tylko
z prawosławiem, ale i z islamem czy judaizmem. A trzeba przyznać
szczerze, że przez wieki i lata bywało tak także z i katolicyzmem.
Zawsze byli i pewno zawsze będą tacy ludzie, którzy łyżką wiary zechcą
mieszać w kipiącym kotle polityki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu