Nie przypadkiem rozmawiam z panem Jaworskim właśnie teraz, gdy przynaglani czasem Wielkiego Postu uważniej przyglądamy się wszelkiej biedzie i nędzy wokół nas, próbujemy reagować - jak możemy i potrafimy. A jak to było wtedy, po wygranych wyborach w 1989 r.?
Gdy eksplodowała bieda
Reklama
- Z jednej strony euforia, bo budujemy nową Polskę, a z drugiej szok - wybuch biedy był niesamowity, padały wielkie zakłady, państwo było zdezorganizowane. Efekty tego bolesnego zderzenia z rzeczywistością musiały także przyjmować na siebie dopiero powstające organizacje pozarządowe. - Byłem wtedy przewodniczącym Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność”, zaczepiano mnie więc na ulicy, ludzie płakali żywymi łzami, bo nie mają pracy, bo nie widzą perspektyw - opowiada.
Jakoś mniej więcej wtedy Jaworski zetknął się z ks. Edwardem Skotnickim, proboszczem parafii Niepokalanego Serca NMP, który przy drewnianym kościółku uruchamiał stołówkę dla biednych. Jaworski był wówczas dyrektorem (z konieczności) nie najlepiej zorganizowanego Funduszu Gospodarczego Regionu Świętokrzyskiego. Jako rekonwalescent po ciężkim udarze (z tego powodu nie kandydował w nowych wyborach do władz NSZZ „Solidarność”), w pewnym sensie był na rozdrożu. - Ksiądz przyszedł w jakiejś sprawie, umówiliśmy się na obejrzenie jego kuchni. Jak zobaczyłem ówczesne warunki gotowania i wydawania posiłków, te rzesze ludzi wyciągających ręce po chleb - postanowiłem coś z tym zrobić, jakoś pomóc. Po co mam tracić zdrowie i naprawiać błędy innych w fatalnie zorganizowanym Funduszu, lepiej zająć się czymś wymiernie pożytecznym - wspomina. Tamta decyzja legła u podstaw powołania Fundacji Gospodarczej św. Brata Alberta. W 1992 r. Marian Jaworski z wyboru jej władz statutowych został prezesem Fundacji. Funkcję tę pełni do dzisiaj.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Miliony talerzy gorącej zupy
Na roku ulic Warszawskiej i Polnej Fundacja wydzierżawiła działkę, a na niej zorganizowała punkt-skład wyrobów hutniczych i handel stalą. Z tego źródła płynęły środki na utrzymanie kuchni i stołówki przy ul. Urzędniczej. W 1994 r. Fundacja uruchomiła na okres ok. 3 lat drugą kuchnię, w Domu Księży Emerytów przy ul. IX Wieków („chodziło o lepszą dostępność dla mieszkańców północnych osiedli Kielc”- wyjaśnia Jaworski). Działalność dynamizuje się - to ok. tysiąca ciepłych posiłków dziennie (700 przy Urzędniczej, 300 w DKE). A przeliczając na lata? - Nie robiłem tego nigdy, ale ilość wydanych posiłków idzie w miliony - ocenia Jaworski. W 2000 r. kuchnie przeniesiono do Przytuliska przy ul. Siennej, a doświadczenie tutaj zdobyte zostało m.in. spożytkowane w Radomiu. Dlaczego akurat tam? Aby wyjaśnić „drogę” Fundacji do Radomia, trzeba się cofnąć w czasy „Solidarności”, a konkretnie do kryjówki, jakiej Jaworskiemu udzielili w stanie wojennym księża pallotyni na kieleckiej Karczówce. Proboszczem tamtejszej parafii był ks. Mieczysław Lis.
„Solidarność” - korzenie, przyjaźnie, wspomnienia
Reklama
- Przed każdym wyjazdem do Gdańska na posiedzenia Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, żona zawsze pytała, czy wróci… Miała intuicję? Domyślała się? W przededniu stanu wojennego Jaworski siedzi naprzeciw Lecha Wałęsy, który jest dziwnie milczący. Spływające faksy alarmują o wzmożonych ruchach ZOMO, wojska, coś się szykuje… Posiedzenie (dokładnie tam, gdzie wcześniej podpisano Porozumienia Sierpniowe), zakończyło się po północy, związkowcy jednak nie wiedzą, że jest już wojna. W Kielcach, w mieszkaniu państwa Jaworskich przy ul. Bohaterów Warszawy, SB o północy wywaliło łomem drzwi. Tymczasem Marian Jaworski z innymi działaczami na dworcu w Gdańsku oczekuje na pociąg (wszystkie spóźniają się potwornie). Komunikatu gen. Jaruzelskiego o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego związkowcy wysłuchują zza ściany sąsiedniego przedziału w pociągu do Warszawy. Potrzeba snu ulotniła się w jednej chwili. - Wszyscy, którzy nie zostali internowani, pewnie jechali tym pociągiem, m.in. Mazowiecki, Siła-Nowicki, rozważaliśmy co dalej - wspomina Marian Jaworski. Z perypetiami dociera wreszcie do Kielc, na ulicach panuje atmosfera grudniowych, przerażonych dni początków stanu wojennego. - Niech pan tam nie idzie, tam jest kocioł, łapią każdego, czekają na pana - ostrzegają ludzie pod jego blokiem. Gdzie się podziać? Krótkie wytchnienie u Kuśmierzów, uradowanych, że jest na wolności (Józef Kuśmierz to brat śp. ks. Jana Kuśmierza, serdecznego kolegi z ławki w Liceum w Chmielniku), zasypia ze szklanką herbaty w ręce… Następnego dnia przechodzi obok wszystkich większych zakładów w Kielcach - wszędzie posępna cisza, wszędzie jest spalony. Pod wieczór klęka w katedrze przed wizerunkiem Matki Bożej Łaskawej Kieleckiej, a zaraz potem puka do drzwi bp. Stanisława Szymeckiego. „Milicja była wczoraj o świcie” - informuje siostra na furcie, a po chwili ściskają się serdecznie z księdzem biskupem. Po krótkiej naradzie w seminarium, księża Podyma i Kuśmierz przewożą go taksówką na Karczówkę. Tam Marian Jaworski drukuje prasę podziemną, a dostawami sprzętu, papieru i dystrybucją zajmuje się ks. proboszcz Mieczysław Lis. 222 dni - tyle czasu Jaworski ukrywał się na Karczówce.
Sam ujawnia się 22 lipca 1982 r. - ruszają codzienne przesłuchania od rana do wieczora przez najważniejszych funkcjonariuszy kieleckiego SB. Odpiera wszelkie zarzuty pod adresem „Solidarności”. Propozycje tworzenia nowego związku na szczeblu krajowym - wyśmiewa, w końcu milknie - już więcej nie odpowiada na pytania. Przerywa milczenie 4 sierpnia 1982 r., aby oświadczyć, że „musi” nastąpić przerwa w jego przesłuchaniu, gdyż… idzie na Pierwszą Pieszą Pielgrzymkę Diecezji Kieleckiej na Jasną Górę. Wśród funkcjonariuszy SB konsternacja; kilkugodzinne (nieme), dynamiczne przesłuchanie. Dopiął swego - od 6 do 15 sierpnia jest pielgrzymem!
Mija kilkanaście lat - jest 1995 r., Marian Jaworski urzęduje w siedzibie Fundacji przy ul. Urzędniczej, w drzwiach staje ks. Mieczysław Lis. - Gdzie się Ksiądz podziewał przez te lata, trudno było Księdza znaleźć, chciałem jakoś odwdzięczyć się - wita go serdecznie. Ksiądz pracuje w Radomiu, w pallotyńskiej parafii św. Józefa, która buduje nowy kościół, myśli o kuchni dla ubogich… Jaworski jedzie do Radomia, ocenia, ogląda, w parterze budowanego kościoła znajduje miejsce na projektowaną kuchnię, która powstaje dość szybko - nowoczesna, funkcjonalna, wydająca 600 posiłków dziennie. Obiekt poświęcili biskupi: Kazimierz Ryczan i Edward Materski, jako radomski oddział Fundacji św. Brata Alberta. W 2000 r. Radom się usamodzielnił, sprawnie działa do dziś pod kierownictwem niestrudzonego ks. Mieczysława Lisa.
Przy Siennej
To ks. prał. Skotnicki wypatrzył zrujnowany budynek po Cefarmie przy ul. Siennej. Obu im marzyła się noclegownia w Kielcach, bo problem bezdomności stawał się palący, no ale… Pokrzywiona blacha na tandetnych ścianach z płyty pilśniowej, po 108 okien na parterze i piętrze, ale żadne się nie domyka, zerwane instalacje, słowem ruina, gęsto obsadzona starymi topolami. Nic z tego, księże, nie damy rady, nie nadaje się. Ale miejsce kusi, to niemal centrum Kielc, zaglądają tam jeszcze raz - i odkrywają prawie nową konstrukcję stalową budynku. Decydują: kupujemy. Fundacja zbudowała właściwie obiekt od nowa i to z własnych dochodów (kto wtedy słyszał o dotacjach unijnych!). Już na przełomie 1996/97 ruszyła tu pierwsza w Kielcach noclegownia dla 40 mężczyzn, funkcjonowała przez okres dekady. Do nowego miejsca przeniesiono także kuchnię ze stołówką z ul. Urzędniczej, z czasem uruchomiono całodobowe schronisko dla bezdomnych mężczyzn z pełnym całodziennym wyżywieniem. Gdy w Kielcach powstała sieć barów „11.30” - kuchnia służy przygotowywaniu posiłków dla stałych mieszkańców. Obecnie przy Siennej jest komplet - 84 mężczyzn mieszkających w dobrze wyposażonej, urządzonej na miarę czasów placówce dla osób bezdomnych.
Oczy szeroko otwarte
Tego rodzaju działalność, lata pracy społecznej, wszystko to sprawia, że człowiek uwrażliwia się na wszelką biedę, a jego zmysły wyostrzają się na potrzeby społeczne. Marian Jaworski i kierowana przez niego Fundacja to działalność w różnych obszarach pomocowych. To także m.in. wieloletnia organizacja ferii zimowych i kolonii letnich dla dzieci pod nazwą „Wakacje z Bogiem” (w szczytowym okresie z tego rodzaju wypoczynku korzystało ok. tysiąca dzieci rocznie), to świetlice dla dzieci i młodzieży w Kielcach przy ul. Urzędniczej oraz w Radomiu przy ul. Wiejskiej 3, a także wieloletnia pomoc dwóm zakonom kontemplacyjnym: siostrom karmelitankom bosym w Kielcach i siostrom bernardynkom w Chęcinach. To także powołanie oddziału Fundacji w Busku-Zdroju celem budowy hospicjum, którą realizuje ks. Mariusz Koza.
W 2005 r. w rodzinnym Suliszowie, w miejscu jego dawnej 5-klasowej szkoły Gmina w Chmielniku rozpoczęła budowę niewielkiej remizy strażackiej. Po zamknięciu stanu surowego Jaworski dogadał się z gminą, strażakami, młodzieżą i przekonał Radę Fundacji, że warto zainwestować w uruchomienie tam świetlicy z prawdziwego zdarzenia pod warunkiem, że będzie ona służyła całej wsi - od przedszkolaków po emerytów. I udało się, świetlica funkcjonuje już 5. rok, za co społeczność gminy Chmielnik przyznała Jaworskiemu wyróżnienie w plebiscycie „Chmielniczanin Roku”.
Nie, od dawna nie mieszka w Suliszowie, opuścił go w 1970 r., ale odwiedza tam mamę. Dużo spaceruje, pasjonuje się ornitologią, zimą dokarmia całe stada ptaków (nazywa ich „skrzydlatymi przyjaciółmi”) i z zainteresowaniem obserwuje, jak zmienia się wieś. Kiedyś to była ludna, ale biedna miejscowość. W domu było ich pięcioro rodzeństwa, ojciec umarł gdy najstarsze miało niespełna 16 lat, od dzieciństwa wszyscy ciężko pracowali, bo zewsząd szczerzyła zęby powojenna bieda. Troje ukończyło politechnikę.
Marian Jaworski dzisiaj jest emerytem, ale jeszcze wciąż w Fundacji. Już marzy mu się tylko emerytura i te wszystkie książki, które czekają na przeczytanie (lubi czytać kilka na raz), i więcej czasu dla rodziny - ma pięcioro wnucząt, w tym trojaczki. Żona Helena jest lekarzem; nie miała łatwo w czasach, gdy większość czasu męża pochłaniała walka o lepszą, wolną Polskę. W dramatycznych okresach bywała i matką, i ojcem dla trójki dorosłych już dzisiaj i samodzielnych dzieci: Tomasza, Anny, Piotra.
Praca Mariana Jaworskiego, jej efekty oraz działalność społeczna zostały wielokrotnie doceniane. Medal za zasługi dla Kościoła kieleckiego (1993); statuetka Zasłużony dla Kielc (1997); Nagroda Miasta Kielce (1998); Srebrny Krzyż Zasługi (2001); Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (2006); Medal 30-lecia NSZZ „Solidarność” Regionu Świętokrzyskiego (2010); Wyróżnienie „Chmielniczanin Roku” (2012). To wszystko jest dla niego miłe, ważne i bardzo cenne, oczywiście. Ale równie cenna, choć mniej wymierna, jest cicha wdzięczność tych, którym kiedyś Jaworski po prostu podał rękę i z którymi ma zwyczaj modlić się w każdą niedzielę w kaplicy Przytuliska pw. Miłosierdzia Bożego przy Siennej. Prowadzi im Koronkę do Miłosierdzia Bożego albo rozważania stacji Drogi Krzyżowej, a potem wspólnie uczestniczą we Mszy św. Jest tam ministrantem, lektorem i zakrystianem. Od lat, tak samo.
* * *
MARIAN JAWORSKI
ur. 1946, Suliszów. Wykształcenie wyższe techniczne - absolwent w 1970 r. Wydziału Elektrycznego Politechniki Wrocławskiej. Główne miejsca pracy od 1970: Zakład Energetyczny Kielce, Biuro Studiów i Projektów Przemysłowych Urządzeń Elektrycznych „Elektroprojekt” (od 1976 r., wieloletnia praca na różnych stanowiskach, na przemian z Regionem Świętokrzyskim NSZZ „Solidarność” na stanowisku przewodniczącego Zarządu Regionu); 1991 - Fundusz Gospodarczy Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność” Sp. z o. o.; od 1992 r. do chwili obecnej - Fundacja Gospodarcza św. Brata Alberta. Działalność opozycyjna od 1980 r. (represje, wielokrotne rewizje, przesłuchania, kilkukrotne wszczynanie postępowań karnych, karna redukcja dochodów). Pięciokrotny uczestnik Pieszej Pielgrzymki Diecezji Kieleckiej
W następnym numerze sylwetka sędziego Andrzeja Jankowskiego z Instytutu Pamięci Narodowej