Pasjonatów historycznych rekonstrukcji wciąż przybywa. Co ciekawe, coraz więcej w tej grupie jest młodych ludzi, takich jak Zbigniew Radwan, uczeń klasy maturalnej w ZSTiH im. F. Kępki w Bielsku-Białej. To za ich sprawą odbywają się w różnych częściach Polski inscenizacje historycznych bitew. To dzięki nim coraz atrakcyjniejszą oprawę posiadają święta państwowe: 3 Maja czy 11 Listopada.
- W mojej kolekcji jest kilka współczesnych kopii mundurów. Polski i niemiecki z okresu kampanii wrześniowej oraz niemiecki z 1945 r. W nich stawiam się na miejsca rekonstrukcji potyczek z czasów II wojny światowej. W sumie kilkadziesiąt razy w roku. Najwięcej takich odtwarzanych bitew jest na przełomie maja i września. Wtedy niemal co weekend coś się dzieje - mówi Z. Radwan.
Gdzie szukać
Reklama
We wrześniu 1939 r. potyczki między Niemcami a Polakami nie trwały na Podbeskidziu zbyt długo. Rozkaz o odwrocie szybko zakończył działania wojenne w tym miejscu. Na polskie militaria praktycznie nie ma więc co tutaj liczyć. Zupełnie inaczej sprawa wygląda z resztkami uzbrojenia czy wyposażenia armii sowieckiej bądź niemieckiej. Tych z racji długotrwałych walk z ostatniego okresu wojny jest na Śląsku Cieszyńskim stosunkowo dużo.
- Na pierwsze moje poszukiwania w terenie poszedłem bez większego przygotowania. Wyczytałem jedynie z dokumentów, że w okolicach Chybia trwały w 1945 r. ciężkie walki i że w otaczającym je lesie znajdują się okopy. W ciemno pojechałem i udało mi się znaleźć w jednym miejscu ok. 300 łusek. Trafiłem najpewniej na stanowisko rosyjskiego karabinu maszynowego marki Mosin - wspomina Z. Radwan.
Przeczesanie lasu, chodzenie po wykrotach i szukanie w korytach rzek, to tylko jedna odsłona całego przedsięwzięcia. Inną, znacznie bardziej efektywną jest porządkowanie starych strychów. O ile do wyjścia w teren trzeba się odpowiednio przygotować, analizować przebieg kampanii, koncentracji wojsk, miejsc potyczek, to robota na zagraconym poddaszu nie wymaga tyle zachodu.
- Wraz z kilkoma kolegami proponujemy bezpłatne sprzątanie strychów. Umowa z gospodarzami jest taka, że jak znajdziemy jakieś militaria, to możemy je sobie wziąć. Dotyczy to hełmów, menażek i temu podobnych przedmiotów. Najczęściej działamy w miejscowościach, gdzie mamy jakiś znajomych, którzy nas polecają. To rozwiewa niepotrzebne obawy. Dzięki nam kilka strychów w Bielsku-Białej, Brennej, Chybiu czy Międzyrzeczu zostało uporządkowanych ku obopólnej korzyści - mówi Z. Radwan.
Póki co wyłowione w ten sposób znaleziska to menażki i manierki. Z rzadka trafiają się bagnety. Częściej są to hełmy, które przez wiele lat służyły w gospodarskich obejściach za miski dla psów. Czasami zdarzają się górne części niemieckich mundurów, które po oderwaniu pagonów, w latach powojennych robiły za marynarki.
- Niekiedy na coś unikatowego trafia się przez kompletny przypadek. W Gorcach na Starych Wierchach pewien leciwy góral pokazywał mi bluzę niemiecką. Nie brakowało na niej ani pagonów, ani swastyk. Byłem kompletnie zaskoczony, że w takim miejscu można było coś takiego znaleźć - wspomina Z. Radwan.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Historyczna wymiana
Pożytek ze sprzątania strychów to jedna strona medalu. Druga to możliwość spotkania się ze świadkami wydarzeń z okresu okupacji oraz z czasów utrwalania władzy ludowej. Jak wspomina Z. Radwan, dzięki takim kontaktom udało się ustalić rozmieszczenie pojedynczych baterii ogniowych, czołgów, a nawet miejsce stacjonowania niemieckiego sztabu w Wapienicy.
- Z rozmów ze starszymi osobami wynika, że lepiej znieśli okupację niemiecką, niż przejście frontu wyzwoleńczej armii sowieckiej. Z żołnierzem Wehrmachtu, z tego, co mówią, szło się dogadać, a z czerwonoarmistą już nie. Szlak tych ostatnich znaczą w ich wspomnieniach grabieże i gwałty. Jeszcze we wrześniu 1945 r., gdy minęło już dobrych kilka miesięcy od zakończenia działań wojennych na Podbeskidziu, grupy sowieckich maruderów dawały tu o sobie znać. Stąd też mundur czerwonoarmisty nie cieszy się wśród starszych ludzi szacunkiem - zaznacza Z. Radwan.
Członkowie grup rekonstrukcyjnych nie ograniczają się jedynie do zbierania świadectw przeszłości. Zdarza się, że w razie potrzeby, piszą ją na nowo. Tak było, gdy część z nich uczestniczyła w pracach przy ekshumacji żołnierzy Wehrmachtu pochowanych na cmentarzu wojennym na zboczach Dębowca w Bielsku-Białej.
- Gliniasta ziemia zachowała szczątki ludzkie w stosunkowo dobrym stanie. Podobnie było z umundurowaniem. Ci, co pomagali przy ekshumacji mówili, że na niektórych wyraźnie widać było plamy krwi, a w hełmach pozostawały resztki włosów. Nietknięte były też nieśmiertelniki oraz dokumenty, wśród których nieco pożółkłe, lecz dobrze zachowane okazały się być rodzinne fotografie. Wszystko to ci ludzie zabrali z sobą do grobu. Mając takie doświadczenia, choć wiemy, gdzie znajdują się pojedyncze mogiły niemieckich żołnierzy, obok nich nikt nie prowadzi żadnych prac poszukiwawczych. Mamy świadomość, że miejscu wiecznego spoczynku należy się szacunek - mówi Z. Radwan.
Stanąć na polu bitwy
Podczas inscenizacji historycznych w ręce członków grup rekonstrukcyjnych trafia broń, z której można strzelać. Mimo, iż są to ślepaki, to jednak odpowiednie przeszkolenie musi przejść każdy, kto w takiej inscenizacji uczestniczy. Nie znaczy to jednak, że wypadki się nie zdarzają.
- Słyszałem o kilku niebezpiecznych incydentach, z których jeden zakończył się tragicznie. Podczas inscenizowanego ataku na bagnety, jeden z piechurów potknął się i przebił swego kolegę. Innym razem puszkarz, przez własną nonszalancję, przyczynił się do wybuchu czarnego prochu. Stało się to przez papierosa, którego wtedy zapalił. Na szczęście przeżył. Raz byłem świadkiem, jak podmuch ze ślepego naboju, ale wystrzelonego ze zbyt bliskiej odległości, o mało co nie spowodował wybicia oka - wspomina Z. Radwan.
Mimo tych i wielu innych nieszczęśliwych wypadków, grupy rekonstrukcyjne przeżywają swój renesans. To zresztą chyba najlepszy sposób na podanie historii w najciekawszej z możliwych form. Zważywszy, że ilość godzin z tego przedmiotu jest systematycznie okrawana przez ministerstwo edukacji, nie ma chyba innej drogi na jej popularyzację. Stąd też pomysł członków grup rekonstrukcyjnych, aby zacząć prowadzić w szkołach lekcje żywej historii. Ten pierwszy raz miał miejsce w ZSTiH im. F. Kępki w Bielsku-Białej. 23 lutego uczniowie tej szkoły zobaczyli militarne znaleziska oraz obejrzeli film z inscenizacji bitwy pod Łomiankami i Tomaszowem Lubelskim.