KATARZYNA JASKÓLSKA: - Skoro nauka w seminarium nie kończyła się obroną pracy magisterskiej, jak wyglądało kształcenie księży?
KS. INF. PROF. DR HAB. ROMAN HARMACIŃSKI: - Podobnie jak katecheci, również księża mieli swój program dokształcania, w ramach punktu konsultacyjnego KUL. Bp Wilhelm Pluta zlecił mi, bym zajął się również tym. Profesorowie przyjeżdżali do Gorzowa i cały poniedziałek trwały wykłady dla księży. Aula stworzona w kurii (obecnie jest tam liceum katolickie) była wypełniona, zawsze ponad 200 księży.
Programy dokształcania były ustalane przez księdza biskupa - pracowaliśmy nad tym we trzech: bp Pluta, bp Socha i ja. Dobierało się wtedy fachowców, specjalistów, przeważnie z ważnych ośrodków. A więc w pierwszym rzędzie oczywiście z KUL-u, później z Warszawy z Akademii Teologii Katolickiej (tam zresztą ja sam pisałem doktorat u prof. Charytańskiego, magisterkę zrobiłem na KUL-u).
- A jak przedstawiała się formacja kapłanów?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Bp Pluta bardzo troszczył się o spotkanie z księżmi. Były konferencje rejonowe, na których zwykle on sam prowadził konferencję ascetyczną, zawsze minimum 45 minut albo więcej (jego konferencje były długie, ale zawsze bardzo twórcze). Gorzów, Zielona Góra, Żagań, Głogów - takie były rejony.
Jesienne konferencje były dwudniowe i odbywały się w Paradyżu. Sprowadzano fachowców, w zależności od omawianej tematyki. Kiedy bp Pluta postanowił rozmodlić diecezję, to sprowadził ks. Franciszka Blachnickiego (wtedy zaczął się też u nas ruch oazowy). Bp Pluta opracował też na tej podstawie książkę dla kapłanów o formacji wewnętrznej i tak samo dla świeckich. Bardzo mu zależało, żeby ksiądz był dobrze uformowany (stąd też wspomniane wcześniej dokształcanie księży).
Konferencje rejonowe zawsze rozpoczynały się wystawieniem Najświętszego Sakramentu i modlitwą (to zlecał bp. Sosze). Modlitwy były uzależnione od okresu i problemów do poruszenia - problematyka spotkania była zawarta już w tym nabożeństwie. Konferencję ascetyczną przeważnie mówił bp Pluta, a tematyczne zlecał prelegentom, odpowiednio dobranym, specjalistom od danej dyscypliny wiedzy, z Lublina, Krakowa, Warszawy i Wrocławia. Sam też głosił konferencje tematyczne.
Nie zapominajmy o formacji kleryków. Ja przyszedłem do seminarium w 1960 r., a on w 1958 r. rozpoczął duszpasterzowanie w diecezji. Przez całe seminarium raz w miesiącu był dzień skupienia. Bp Pluta wtedy obowiązkowo przyjeżdżał i prowadził cały dzień. To był dla nas ogromny wysiłek, bo dużo notowaliśmy. Był też na wszystkich uroczystościach seminaryjnych, włącznie z Wigilią - bo miał wtedy okazję wygłosić kazanie. Podczas inauguracji odprawiał Mszę św. i głosił konferencję. Podobnie na wszystkich święceniach, no chyba że był bardzo zajęty, to czasami te niższe przekazywał bp. Sosze.
- A inne spotkania z księżmi?
- Były też spotkania z okazji Bożego Narodzenia, tzw. kolędowe. Biskup jeździł do poszczególnych dekanatów, żeby się spotkać z księżmi. Wtedy zwykle odbywały się nabożeństwa, wystawienie Najświętszego Sakramentu i konferencja biskupa, a potem przyjacielskie spotkanie przy stole. Właśnie na takie spotkanie do dekanatu krośnieńskiego jechał w dniu, w którym zginął.
Księża bardzo cenili sobie te spotkania. Jedną z ich form były też wizytacje kanoniczne. Biskup w czasie tych wizytacji obowiązkowo rozmawiał z każdym księdzem, prowadził też konferencje. Zwracał uwagę na to, jak wygląda życie każdego księdza - duchowe, wewnętrzne, czy się rozwija, co czyta. Tym wszystkim bp Pluta się interesował. Pytał np., czy w parafii jest biblioteka dla ludzi świeckich. Formacja księży była więc wieloaspektowa.
Niezależnie od tego poszczególne grupy kapłanów odpowiedzialnych za konkretne duszpasterstwo były zapraszane do kurii. Wszyscy, którzy pełnili jakieś funkcje, byli zapraszani i formowani.
- Zatem bp Pluta mógł formować w zasadzie wszędzie.
Reklama
- Wykorzystywał wszystkie okazje, by formować, nawet swoje imieniny. Księża byli wtedy zapraszani do Gorzowa, ktoś składał życzenia, a potem była Msza św. Bp Pluta zawsze wtedy odprawiał i w czasie Mszy św. mówił konferencję. Powiem od siebie, że zawsze czekaliśmy na taką konferencję, bo z nich bardzo wiele się wynosiło. Ja po jednej jego konferencji miałem materiał na trzy własne, które potem wygłaszałem. Księża notowali, bo to były treści naprawdę przemodlone. Chętnie jeździł do księży wszędzie tam, gdzie go zapraszano, szczególnie do profesorów do seminarium.
- A czy nie mieliście problemów z materiałami do formacji?
- Materiałów formacyjnych było w tamtych czasach bardzo mało. Dlatego cieszyliśmy się, kiedy bp Pluta coś opracowywał. Żeby cokolwiek wydać, potrzebne były matryce, które ubecy sprawdzali. Na maszynie, owszem, można było coś napisać, ale z tego było zaledwie kilka przebitek.
Częściowo materiały dawał nam bp Pluta w postaci rozporządzeń duszpasterskich. No i jego listy. Pisał listy do diecezjan dwuczęściowe - na Adwent i na Wielki Post. Duże listy, które były czytane przez dwie niedziele.
Czasami coś jeszcze udało się zdobyć z zagranicy, ale tu też były problemy z przewiezieniem.
Samo rozprzestrzenianie tych materiałów było niebezpieczne. Na wielu moich materiałach nie mogłem podać swojego nazwiska, bo miałbym wtedy kłopoty z UB. Wiele dokumentów nie wiadomo, kto opracował.
- Bp Pluta spotykał się z wiernymi, m.in. wizytując parafie. Jak się to odbywało?
Reklama
- Obaj biskupi - Wilhelm i Paweł - głosili bardzo dużo konferencji do wszystkich grup, które były w parafii. Trzeba było tak poustawiać, żeby biskup mógł się spotkać ze wszystkimi - z rodzicami, dziećmi, młodzieżą. Zazwyczaj w czasie wizytacji były bierzmowania. I oczywiście odwiedzał wszystkie kościoły, jakie były w danej parafii. Ponadto były spotkania z nauczycielami, z pracownikami parafii. Była też wizytacja cmentarza, modlitwy za zmarłych. Jak już mówiłem, w trakcie wizytacji były spotkania z każdym księdzem z osobna.
Biskup zwykle przyjeżdżał do parafii na piątek, sobotę i niedzielę (na większe parafie), a w niedzielę po południu i w poniedziałek na mniejsze. Jeśli była potrzeba, to zostawał i na wtorek.
Zwracał uwagę na mieszkania księży, zabiegał o to, żeby księża mieli dobre warunki. Bo warunki tu były naprawdę ciężkie, kościoły poprotestanckie, plebanii specjalnie nie było albo były poniszczone. Troszczył się o wyposażenie, żeby księża, a szczególnie wikarzy, nie musieli kupować mebli. Wydawał w tym kierunku pewne dyrektywy. Wydawał też dekrety powizytacyjne, a w nich przede wszystkim zwracał uwagę na formację wspólnoty parafialnej. Troska o uczestnictwo we Mszy św., o rozmodlenie, o dom plebanijny, o wygląd kościoła albo czy szaty liturgiczne są na poziomie. Czyli wszystko to, co powinno być przedmiotem troski biskupa - on się tym wszystkim interesował, nic nie uszło jego uwagi.
- I reagował na bieżąco?
- Ja z bp. Plutą wizytowałem tylko kilka razy, ale pamiętam, że w Starym Polichnie była taka niezbyt korzystna sytuacja - i bp Pluta powiedział parafianom, że mają obowiązek troszczyć się o utrzymanie księdza. „Jak nie będziecie się troszczyć, to ja wam księdza zabiorę, będziecie chodzić do innych parafii. Ksiądz nie może nie być otoczony troską”. Mówił, że musi się znaleźć kościelny, ktoś, kto zadzwoni, posprząta w kościele, ugotuje, bo jeśli ksiądz sam będzie musiał sobie pichcić, to nie będzie miał kiedy katechizować. Teraz katecheza jest w szkole, więc jest inaczej, ale wtedy była w różnych punktach. Zwracał też rodzicom uwagę na to, żeby ta katecheza się odbywała. I kładł duży nacisk na wychowanie. Żeby w dzieciach rozbudzać życie eucharystyczne. To były jego częste tematy.
- Więc świeckich formował z równym zaangażowaniem, co księży?
Reklama
- Oczywiście. Dobrą okazją do formacji było choćby Boże Ciało, bo wtedy przychodzą tłumy ludzi. Ale takich uroczystości było więcej, np. odpusty w Rokitnie. Przemawiał bardzo długo. Ale ludzie stali cierpliwie. Nieraz mówił: „Wybaczcie, że mówię tak długo, ale ja wam to muszę powiedzieć, bo kto wam to powie?”. Na Trzech Króli też obowiązkowo był w katedrze i przemawiał. A i tak chętnie chodził na parafie, gdzie go zapraszano, bo to znowu była okazja do kazania. Tym się pasjonował, to dla niego było sprawą wielkiej wagi.
Na wizytacjach dotykał tych wszystkich problemów duszpasterskich, o których mówił z kapłanami. Mówił o tym ludziom. I to się księżom podobało. Bo nieraz jak ksiądz mówił, jakie są wymagania, że trzeba chodzić na nauki przed chrztem, na kursy przedmałżeńskie, to ludzie się złościli. Więc bp Pluta sam to poruszał, mówił, że to jest obowiązek, bo trzeba się przygotować, tak jak trzeba się przygotować do zawodu. Nieraz powiedział stanowczo, zdecydowanie. Ale umiał też dziękować. W ogóle miał wielki szacunek dla ludzi.
- Ta troska o formację jest niezwykła.
Reklama
- Bp Pluta mówił, że nieuformowany człowiek zrobi więcej zła niż dobrego. Bo jeśli np. będzie pracował w zespole charytatywnym i będzie musiał pójść do jakiejś rodziny, żeby zobaczyć, czy jest tam potrzebna pomoc, to zachowa się niewłaściwie, będzie zaglądał, robił niedyskretne wywiady. Dlatego taki człowiek musi być uformowany, to musi być Boży człowiek. Z tego też powodu bp Pluta napisał książkę, którą uważał za bardzo ważną - „O życiu Bożym w człowieku”. Można powiedzieć, że to jego numer jeden. On chciał, żeby każdy człowiek zrozumiał, na czym polega to Boże życie. To jego bardzo ważna dewiza życiowa i bardzo się cieszył, że mógł wydać tę książkę.
Mówił, że grup w parafii powinno być jak najwięcej. Mówił, że grupy w parafii to jak rodzynki w cieście, im ich więcej, tym lepsze ciasto. Mówił, że tylko ludzie uformowani są zdolni do zaangażowania się w życie parafii, w życie Kościoła.
Dbał o młodzież. Wprowadził rekolekcje zamknięte, zasadniczo dla maturzystów (czasami jechali też z klas przedmaturalnych). Jeździł tam, bo zależało mu, żeby budzić powołania. Na temat powołań były pisane listy, głoszone konferencje. Szczególnie jeździł do grup męskich, zwłaszcza na rekolekcje do seminarium, gdzie przyjeżdżało 100-120 osób. Młodzież potem się wypowiadała, jak przeżyła ten czas skupienia, biskup zbierał kartki z odpowiedziami, interesował się tym. Potem sam na to niejako odpowiadał.
Jego troska o formację była permanentna. Nawet w kurii przyszedł do portiera z okazji imienin i do tego jednego człowieka mówił konferencję. Umiał wychwycić to, co istotne, uszanować jego, jego pracę, jego służbę dla Kościoła. I podkreślić jego osobowość, jego wartość. To dla nas było imponujące i budujące.
Takich okazji znajdował więcej. Był u mnie na jubileuszu święceń kapłańskich, przyjechał też na ATK, kiedy broniłem doktorat - przeżywał to bardzo głęboko - i nawet na spotkaniu bankietowym umiał przemówić i przemycić odpowiednie treści religijne. Zauważył nawet kelnerów i kelnerki - poszedł do bufetu, kupił im bombonierki i rozdał. Dostrzegał wszystkich, jego postawa była naprawdę urzekająca.
(Cdn.)
* * *
Ks. inf. prof. dr hab. Roman Harmaciński
Wieloletni dyrektor Wydziału Nauki Katolickiej w Kurii Biskupiej w Gorzowie, założyciel i pierwszy rektor Instytutu Formacji Katolickiej dla Świeckich w Gorzowie, obecnie kustosz honorowy sanktuarium św. Weroniki Guliani