Urodziła się na ziemi świętokrzyskiej, w Radwanowie nad rzeką Czarną. Bóg sprawił, że przyszła na świat w kochającej się rodzinie. Jej rodzice mimo wielu trudności, a nawet tragedii nie poddawali się. Wszystko to, co ich spotykało, zawierzali Bogu. W pierwszych latach małżeństwa rodzice przeżyli śmierć trojga swoich dzieci. Ta tragedia sprawiła im wiele cierpienia. Szczególnie boleśnie odczuła to mama. W bólu i rozpaczy wstąpiła do trzeciego zakonu św. Franciszka dla świeckich i złożyła ślub: - „Boże, jeśli dasz mi dzieci, jedno z nich ofiaruję Tobie”. Mijały lata. Po pierwszej trójce, na świat przyszło jeszcze ośmioro dzieci, wszystkie cieszyły się dobrym zdrowiem. Dziewiąta na świat przyszła Krysia, późniejsza Siostra Danuta. Nikt, nawet tato, nie wiedział o złożonym przez mamę ślubie.
Być jak chleb
Reklama
Życie na wsi nie należało do najłatwiejszych. Mieli 16 hektarów pola - na brak pracy nikt nie narzekał, a utrzymać liczną rodzinę nie było łatwo. Jednak mieli to, co najważniejsze - klimat, w którym wzrastali. Miłość czuło się na każdym kroku. - To, kim jestem i to, że kocham Boga i ludzi, zawdzięczam przede wszystkim rodzicom oraz ludziom, których Pan Bóg postawił na mojej drodze życia. Od najmłodszych lat dane mi było żyć w klimacie radosnej i głębokiej wiary w Boga. Nigdy nie zapomni spracowanych dłoni mamy, które codziennie przesuwały paciorki różańca. Nie zapomni jej zaufania Bogu we wszystkim, wspólnej modlitwy, i słów Taty: - Masz być człowiekiem dobrym jak chleb.
W rodzinnej miejscowości Krysia ukończyła szkołę podstawową, później szkołę średnią w Łodzi. Następnie przez dwa lata pracowała w Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Skoczowie, w dziale kontroli. Wraz z upływem czasu coraz bardziej uświadamiała sobie, że dla niej Bóg przygotował coś więcej. - Uświadamiałam sobie, że Bóg złożył w moje serce dar modlitwy oraz miłość do Boga i człowieka. Coraz wyraźniej słyszałam w sercu głos powołania do życia konsekrowanego. Mając 23 lata, podjęła decyzję o wstąpieniu do klasztoru.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bóg posyła
Wróciła do rodzinnego domu i poszła do proboszcza, aby uzyskać odpowiednie dokumenty. Doskonale pamięta dzień, kiedy pokazała mamie kopertę, mówiąc: - Mam dokumenty od ks. proboszcza. Mama zapytała: - Wychodzisz za mąż? Odpowiedziała: - Nie, mamo, idę do klasztoru. Mama rzuciła się jej na szyję, wołając: - To ty! To ty! Tak bardzo na tę chwilę czekałam! Wtedy zdradziła swój sekret. Powiedziała jej o ślubowaniu, które złożyła Panu Bogu. Obie płakały ze szczęścia, doświadczając zaskakującej Bożej miłości. Tej miłości siostra Danuta doświadcza nieustannie, będąc w Zgromadzeniu Sióstr Boskiej Opatrzności. Co to jest powołanie? - Z powołaniem jest tak: Pan Bóg umiłował, wybrał, wyposażył i posłał do świata. Nawet takich jak ja, którzy pochodzą z wioski, która liczy 22 domy.
Do Francji
Reklama
Zgromadzenie jest międzynarodowe. Polki wstępowały do niego od dawna. W czasie zaborów, za kanclerza Bismarcka, gdy walka z Kościołem przybierała na sile, księża z zaboru pruskiego kierowali właśnie do tego zgromadzenia młode dziewczyny mające powołanie. Siostra Danuta szybko się zaaklimatyzowała - jak twierdzi - odnalazła swoje miejsce w życiu. Została wysłana do Francji, gdzie studiowała. W Paryżu uzyskała dyplom edukatora młodzieży zakonnej. Przez dwa lata pracowała w szkole. Właśnie tam odkryła w sobie talent - dar od Pana Boga: słuchać i pomagać ludziom, którzy zbłądzili. We Francji wyciągnęła z sekty jedną młodą dziewczynę. Zrozumiała, że ludzie cierpią na najstraszniejszą chorobę świata: na brak miłości. Buntując się, wpadają w szpony zła i nienawiści do Boga i drugiego człowieka. We Francji pracowała w kilku miejscach, m.in. w Saint Jean de Bassel, Châteauponsac i Poitiers. Szybko przyzwyczajała się do nowych miejsc i osób. - Człowiek, który urodzi się w tak dużej rodzinie jak moja, nie ma większego problemu z odnalezieniem się w dużej wspólnocie zakonnej - śmieje się.
Drewniany domek
Reklama
Po dziesięciu latach pobytu we Francji, na zaproszenie bp. Stanisława Szymeckiego, siostry przybyły do Kielc 4 września 1990 r. Pracę apostolską podjęły w parafii św. Józefa, gdzie serdecznie przyjął je ówczesny proboszcz - ks. Jan Kudelski. Zamieszkały na terenie parafii w kupionym przez Zgromadzenie starym drewnianym domu przy ul. Turystycznej. Zamieszkały w trójkę: siostra Danuta, siostra Irena, która była ekonomką generalną, i siostra Leona, znakomita kucharka, która w przeszłości we Włoszech była szefową kuchni, wydającej posiłki dla 800 osób. Siostry chciały uratować „zabytkowy” dom, jednak po kilku latach w nim przeżytych okazało się to niemożliwe. Dom był w opłakanym stanie. Doskonale pamiętają to księża wikariusze, którzy go wcześniej zamieszkiwali. Najtrudniej było zimą - siostra Leona miała w pokoju 15 oC. Ściany w środku były „ocieplane” trocinami, które opadły, nie zatrzymując ciepła. Siostra Irena szyła paski wypełnione gąbką, którymi zatykała dziury wokół okien i drzwi, aby wiatr nie hulał po pokojach. - Bóg jeden wie, co przeżyłyśmy, ale nie poddawałyśmy się. Mimo wszystko były to piękne dni - śmieje się. Porządkowanie domu i dorywcze remonty trwały miesiącami. Siostra Danuta ze swoją rodzoną siostrą i szwagrem opróżniali strych, znosząc w starych walizkach gruz i „zabytkowe rzeczy” gromadzone latami przez poprzedników. Ciężko było nie tylko zimą, ale także podczas opadów deszczu. Gdy padało, siostra Danuta siedem razy dziennie wypompowywała wodę z piwnicy, woda zalewała wszystko, a korniki robiły swoje...
Budowlaniec
Po kilku latach zapadła ostateczna decyzja - trzeba postawić nowy dom. Za budowę odpowiedzialna była siostra Danuta. Spadło to na nią niespodziewanie, nie znała się na budowie domów, musiała się więc do tego przygotować. Jeździła do pobliskiego Piekoszowa i wypytywała kierowników budowy, jaki materiał trzeba kupić, jak prowadzić wykopy, na co zwrócić szczególną uwagę itd. Nie poprzestała na tym - zakupiła odpowiednie książki i uczyła się budować domy. Była „utrapieniem” budowlańców wznoszących ich dom. Sprawdzała materiały, dopytywała się, dlaczego tak, a nie inaczej prowadzone są prace, chodziła i sprawdzała, czy wszystko jest dobrze robione. Gdy pojawiała się na placu budowy, budziła respekt. Dekarze kompletnie się załamali, gdy pewnego dnia wyszła na dach, sprawdzając, czy wszystko dobrze zrobili. Jeśli coś było nie tak, jak trzeba, musieli robić poprawki.
Blisko człowieka
Reklama
Na początku swojej posługi w Kielcach, aby wejść w kontakt z ludźmi i „być opatrznością, która niesie radość”, utworzyła grupę złożoną z młodzieży licealnej, do której należała Magda, Ania, Renata, Małgosia i ówczesny kapłan - ks. Robert Woszczycki. W niedziele wychodzili na ulice Kielc i do parku, by śpiewać i grać na gitarze, by nieść ludziom radość, aby się z nimi zaprzyjaźnić. Takie spotkania przynosiły efekty, przełamywały lody, zbliżały ludzi. Po kilkunastu latach siostry pochodzące z Francji wróciły do swojej ojczyzny, a na ich miejsce przybyły siostra Maria, która jest organistką, i siostra Katarzyna pracująca w Caritas Diecezji Kieleckiej. Siostra Danuta jest odpowiedzialna za tę małą wspólnotę.
Przewodnik młodzieży
Siostra pracowała w Szkołach Podstawowych nr 16, nr 1 oraz nr 27. Uczyła dzieci katechezy i przygotowywała je do I Komunii Świętej. Przez 12 lat była do dyspozycji młodzieży maturalnej jako animator rekolekcji organizowanych w Centrum Spotkań i Dialogu w Skorzeszycach. Była kierownikiem duchowym wielu młodych ludzi. Po jej pełnych entuzjazmu konferencjach, ukazujących młodzieży miłość Boga do człowieka, do jej pokoju pukały zagubione osoby. Spędzała z nimi długie godziny na rozmowach. Pomagała przebaczyć rodzicom, którzy zranili własne dziecko i przygotować się do spowiedzi z całego życia. Dawała odpowiedzi na pytania, na które wcześniej nie znajdowali odpowiedzi. Były łzy, radość i słowa podziękowania za to, że ktoś zechciał wysłuchać problemów młodych ludzi i udzielić dobrej rady.
- Aby człowiek stawał się w pełni człowiekiem, musi doświadczać miłości, bo ona jest impulsem do stawania się człowiekiem według zamiaru Boga - podkreśla siostra Danuta. Kontakty nawiązane w Skorzeszycach podczas rekolekcji z młodzieżą trwają nadal. Wciąż otrzymuje listy z podziękowaniami, ale też z pytaniami i prośbą o pomoc. Młodzi ludzie wiedzą, że mogą ją znaleźć u siostry Danuty.
Znaleźć czas dla drugiej osoby
Trudno uwierzyć, jakie problemy mają młodzi ludzie, jak brakuje im prawdziwej miłości rodziców, którzy uważają, że miłość można zastąpić nowym prezentem, wycieczką czy modnym ubraniem. Często nie rozumieją, że dziecko, nawet to nastoletnie, potrzebuje kontaktu, rozmowy i czułości. Tego nie zastąpią nawet najdroższe prezenty. Siostra Danuta utrzymuje także kontakty z młodymi ludźmi, którzy wyjechali za granicę. - Jeśli mają jakiś problem, dzwonią do mnie nawet z dalekiej Anglii. Siostra wspiera duchowo rodziny, w których są osoby ciężko chore. Pomaga im w przezwyciężaniu trudności, w jakich się znaleźli i podpowiada jak żyć z człowiekiem obłożnie chorym. Dlatego zaprasza te rodziny na rekolekcje do Częstochowy czy Łodzi. Czas modlitwy to czas dojrzewania do rzeczy często wydawałoby się niemożliwych - kochania kogoś, kto cierpi i jest „uciążliwy” dla rodziny. Takich rodzin jest wiele, takich cichych bohaterów jest bardzo dużo, ot choćby mama, która ma 28-letniego syna, który od dziesięciu lat jest w stanie śpiączki. Matka nie załamała się, nie prosiła, aby „pozwolić synowi godnie umrzeć”, opiekuje się nim cały czas. Gdy brakuje jej sił, gdy chce z kimś porozmawiać, bierze telefon i dzwoni do siostry Danuty. Telefon do siostry dała jej córka, która była na rekolekcjach dla maturzystów. Jak twierdzi, te rozmowy są dla niej balsamem na skołatane serce. Te rozmowy dodają jej sił i umacniają nadzieję, a mąż, widząc postawę żony, zbliżył się do Pana Boga. Nie opuszczają niedzielnej Mszy św. - do kościoła chodzą na zmianę, by zapewnić synowi nieustanną opiekę. Takich przykładów jest wiele.
Spotkanie siostry Danuty
Kiedyś szła ulicą Turystyczną z kościoła do domu. Przechodzący obok mężczyzna rzucił pod jej adresem: - Ty czarnuchu, darmozjadzie, szkoda, że po tym świecie chodzisz. Siostra nie zraziła się tymi słowami, ba! Przyspieszyła i dołączyła do mężczyzny. Zapytała: - Co chciałby pan mi jeszcze powiedzieć? Mężczyzna milczał. Sama zadała pytanie: - Co powiedziałby pan, gdyby pan miał córkę zakonnicę, a ktoś pod jej adresem wypowiedziałby takie słowa? Zdezorientowany mężczyzna odpowiedział spontanicznie: - Nazwałbym go durniem, siostro - zawiesił głos, uświadamiając sobie, że ocenił samego siebie. Siostra Danuta popatrzyła na niego i zapytała: - Czy mogę panu w czymś pomóc? Ma pan jakiś problem? Czy wierzy pan w Boga? - Wierzę, ale nie praktykuję - odrzekł. - To z panem jest tak jak z tym malarzem, który ukończył studia na akademii sztuk pięknych i nie maluje - ciągnęła siostra - To psu na budę. Proszę pana, a czy nie chciałby pan wrócić do Boga? - Chciałbym, tak, z miłości do mojej mamy, która była bardzo wierzącą kobietą. - Widzi pan, Boża Opatrzność ma pana na oku, bo ja jestem siostrą Boskiej Opatrzności. Siostra zaproponowała, że przygotuje go do spowiedzi z całego życia. Mężczyzna wskazał na kolejny problem - nie lubił księży, nie cierpiał sutanny. - Proszę pana, nie ma problemu, wyspowiada pana ksiądz po cywilnemu, bez sutanny. - I tak się stało. Po dwóch tygodniach skorzystał ze spowiedzi w naszej kaplicy i doświadczył miłości miłosiernego Boga. Siostra często opowiada to zdarzenie, które potwierdza tylko jedno - że każdy człowiek szuka miłości i akceptacji, że chce, aby ktoś zwrócił na niego uwagę, oraz że każdy może doświadczyć Bożego miłosierdzia, które jest na wyciągnięcie ręki.
W następnym numerze sylwetka wodzireja Marcina Brodzińskiego z Domowego Kościoła w parafii Miłosierdzia Bożego w Kielcach, inicjatora chrześcijańskiego balu karnawałowego w mieście