Postanowił on utrwalić się publice, stwierdzając, że PiS robi wszystko, by podgrzać nastroje, po czym wziął udział w manifestacji aborcyjnej – spontanicznej, a jakże – łamiąc prawo zabraniające zgromadzeń, blokując stolicę. Dla wyrażenia swojego poparcia dla protestujących autobusy i tramwaje kazał oflagować, a na Pałacu Kultury i Nauki wyświetlić wielkie „S” w kształcie błyskawicy. Tylko jedno, a przecież gdyby dodał drugie „S” do pary, byłby mocniejszy efekt, nawet za granicą.
Lansował się też Szymon Hołownia zachwycony strajkiem kobiet. Skarcony słowem oznaczającym (w przekładzie z kuchennej łaciny), żeby się szybko oddalił, położył uszy po sobie, bo wie, co się opłaca. Niekoniecznie image gładkiego działacza z inteligenckim czołem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dla liderki „Strajku…” Marty L. – współorganizatorki ataków na kościoły znanej też z rzucania mięsem – aborcja to margines, a chodzi o przejęcie władzy. Startowała już w różnych wyborach, ale demokracja ją „wypluła”. Wtedy założyła Radę Konsultacyjną, czyli RewKom, w której znaleźli się bezprizorni, jak ostatnio Michał Boni, też wymagający lansu.
Wylansowali się również nieco zapomniani ludzie . „Obywatele przed zarazą muszą bronić się sami. Kalifat Polska 2020” – skonstatował wydarzenia Donald Tusk, a Andrzej Rzepliński przypomniał się nie tak, jak by chciał, nazywając atakujących kościoły – i słusznie – hołotą. Potem wycofał się i zapewniał o swoim poparciu agresywnych aborcjonistów. Trochę głupio, bo słowa te są nagrane, ale co tam: od dawna była znana uczciwość byłego prezesa Rzeplińskiego, a teraz można podziwiać jego „odwagę” i „prawdomówność”.