Nauczyciel wyprowadził go na górę. Jego oczom ukazał się dziwny
widok. Oto w miejscu, w którym stali, rozpoczynały się dwie drogi.
Choć leżały bardzo blisko siebie, były zupełnie różne. Zapytał, jakie
one są i co znaczą. Pytał o utrudnienia obu szlaków i o to, dokąd
prowadzą. Nauczyciel tłumaczył mu długo i spokojnie, choć na jego
twarzy rysowało się lekkie zaniepokojenie, jak u rodzica, który wysyła
swoje dziecko w daleką podróż i nie jest pewny, czy właściwie przygotował
swoją pociechę do drogi. Mówił: - Jedna - wyraźnie wskazał ją ręką
- trochę monotonna, zwyczajna, gdzie przeplata się radość z chwilami
smutku, wiedzie ku jasności. Na niej będziesz mógł realizować swoje
człowieczeństwo, żyć w prawdzie i miłości, a u kresu rozciągnie się
przed tobą wspomniała perspektywa życia z Tym, który nas oczekuje,
z Bogiem, który jest miłością. Druga - zawahał się trochę. - Tak
- powiedział po chwili zamyślenia - jest również druga droga. Na
pierwszy rzut oka wydaje się bardzo atrakcyjna i łatwa, pełna rozrywek
i przyjemności - w jego oczach pojawiły się bezradność i zatroskanie.
- Nie ulegaj tej iluzji, to droga rozpaczy, beznadziei i bezsensownego
trudu. Wiedzie ku ciemności, gdzie człowiek, który z natury pragnie
miłości i dobra, nigdy ich nie doświadczy. Nauczyciel, powoli zbierając
się do odejścia, wskazał dwie drogi i powiedział: - Wybieraj!
To krótkie opowiadanie przypomniało mi niedawno przeczytany
artykuł młodego człowieka, który był w całej swojej treści wołaniem
o kogoś, kto jasno i wyraźnie ukaże kierunek i zasady, którymi należy
się w życiu kierować. Co więcej, pójdzie pierwszy wskazaną przez
siebie drogą i udowodni, że jest właściwa i pewna. Potwierdzi głoszoną
naukę życiem. Kiedy się zastanawiam nad tym problemem i próbuję wskazać
człowieka spełniającego oczekiwania autora artykułu, uświadamiam
sobie, że nie bez powodu Opatrzność Boża stawia nas na progu starań
o kanonizację naszego biskupa diecezjalnego Wilhelma Pluty. Jako
długoletni pasterz naszej diecezji swoim życiem wskazywał, jak należy
żyć i czym się kierować. Był on dla wielu ludzi nauczycielem i duchowym
ojcem, który sam podążając Chrystusową drogą, pociągał na nią innych.
Był nauczycielem i był świadkiem, bo swoim życiem potwierdzał to,
czego nauczał. Stał się przypomnieniem i potwierdzeniem, iż człowiek,
który podejmuje współpracę z łaską Bożą, staje się zdolny do największych
poświęceń i wyrzeczeń, a w ostateczności jest w stanie poświęcić
swoje życie. Bp Wilhelm Pluta był człowiekiem modlitwy, z której
czerpał siłę do pracy, do zmagania się o świętość i do służby. Podkreślają
to ludzie, znający go osobiście. Wspominają, że na kolanach rozważał
wszelkie sprawy i na kolanach podejmował decyzje. Wiedział, iż jedyne
światło przychodzi z wysoka od Boga. A człowiek wygrywa wówczas,
kiedy więcej w sobie "robi miejsca", aby działał Stwórca. Wrażliwość
Księdza Biskupa na Boga owocowała wrażliwością na człowieka, z którym
- będąc biskupem diecezjalnym - bardzo często się spotykał i o którego
był zatroskany jako pasterz. To zatroskanie widać w tekstach publikacji,
które po sobie pozostawił. Często pisał w nich o "życiu Bożym" w
człowieku, a troska o jego rozwój była głównym tematem rozważań.
Miał mocną świadomość, iż droga Boża, na mocy stworzenia i wybrania
Stwórcy, jest jedyną właściwą, przypisaną człowiekowi, winien ją
więc realizować. Sam poszedł drogą, o której nauczał, i potwierdził
ją życiem. Stało się ono autentycznym świadectwem wiary. Dla Biskupa
Wilhelma wybrać właściwą drogę to wybrać Chrystusa i potwierdzić
ten wybór w codziennym życiu. W relacji do Kościoła, siebie samego
i bliźnich.
Przykład tego człowieka, który jeszcze do niedawna chodził
po naszej ziemi, skłania do zastanowienia się nad drogą, którą każdy
z nas podąża. Czy prowadzi nas ona ku światłości, do miłującego Boga,
a może od niego oddala? Nie jest już przecież modne chodzić w światłości
i lepiej w tych nowych, lepszych, oświeconych czasach zapomnieć o
tym wszystkim, co było źródłem siły bp. Pluty i wielu innych ludzi.
Zaufać sobie i swoim możliwościom, a to gwarantuje sukces. Wielu
już próbowało tak żyć, próbowało właśnie tej drogi, zapominając o
Bogu, kierowali się tylko racjami rozumu. Najczęściej kończyli tragicznie,
nie mogąc odnaleźć racji dla istnienia siebie i świata, uwikłani
zatracili siebie w ciemności iluzji. Tylko w Bogu bowiem człowiek
odnajduje sens istnienia i siły do złożenia z siebie daru w pracy
dla innych, tak jak bp Wilhelm Pluta. Nie ma innej drogi prowadzącej
do życia. Inna droga wiedzie do śmierci. Każdy człowiek, który poważnie
potraktował wskazania Nauczyciela z góry, nie uległ iluzji łatwej
drogi. Nie uległ jej również bp Wilhelm Pluta. Odważnie z ufnością
podążał za Chrystusem w codzienności, pracując dla zbawienia siebie
i bliźnich. Swoim życiem uczył, że człowiek odnajduje siebie dopiero
wówczas, kiedy odnajduje Boga. Takie też pozostawił przesłanie wszystkim
szczerze poszukującym. Z całej twórczości przebija jedno wyraźne
wskazanie pozostawione diecezjanom: Tylko Bóg. Każdy człowiek zatroskany
o los bliźniego będzie wskazywał na Chrystusa jako prawdziwe źródło
ludzkiego szczęścia. Tylko Chrystus jest Tym, który prowadzi człowieka
jasną drogą ku zbawieniu i rozstrzyga ludzkie dylematy. Dlatego pytanie
i wołanie o kogoś, kto wskaże drogę, jest w ostateczności wołaniem
o Chrystusa i o tych, którzy czerpią i czerpali z Jego łaski. Inna
droga staje się zaprzeczeniem ludzkiej natury i oddala nas od pierwotnej
wspólnoty z Bogiem, ku której powinniśmy dążyć. Czy człowiek jednak
zechce przyjąć to jakże proste wskazanie, które nasz biskup diecezjalny
Wilhelm Pluta potwierdził życiem?
Artykuł opublikowany w wydaniu internetowym miesięcznika
parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Szprotawie Roztropność
nr 24 (52) 2002.
Pomóż w rozwoju naszego portalu