Reklama

Jeden z ostatnich żołnierzy I Armii

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W czasie wiosennych uroczystości w Siekierkach z okazji 66. rocznicy forsowania Odry z udziałem abp. Andrzeja Dzięgi, metropolity szczecińsko-kamieńskiego, brał też udział 87-letni porucznik I Armii Wojska Polskiego Marian Kołaczyk, który przeszedł cały szlak bojowy od Lenino do Berlina. Jest on jednym z nielicznych żyjących polskich żołnierzy, którzy przeszli z bronią w ręku walecznie aż do berlińskiego zwycięstwa nad Niemcami.
Do licznych bojowych odznaczeń doszedł mu teraz Kombatancki Krzyż Pamiątkowy „Zwycięzcom” przyznany przez Zarząd Główny Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych.
Pan Marian mieszka sam w Moryniu, bo żona Natalia, z którą przeżył ponad pół wieku, odeszła do wieczności cztery lata temu. Kołaczykowie są rodzicami dwóch córek i dwóch synów. Ich liczna rodzina liczy jeszcze sześcioro wnucząt i trzech prawnucząt. Sędziwym, ale ciągle sprawnym umysłowo i fizycznie Marianem Kołaczykiem opiekuje się młodszy syn.
- Mieszkaliśmy na terenie dzisiejszej Białorusi w gminie Pierszaje, w powiecie Wołożyn, w województwie nowogrodzkim - wspomina weteran wojenny. - Nasza polska kolonia licząca 18 osadników składała się z samych piłsudczyków, którym marszałek Józef Piłsudski nadał te ziemie za udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Wszystkich nas wywieźli na Sybir w lutowy dzień 1940 r. na przymusowe roboty. Miałem wtedy 16 lat, więc doskonale ten dzień pamiętam. W zadrutowanym wagonie stłuczono prawie 40 osób i tak jechaliśmy przez bodaj miesiąc. Raz na dobę wagon otwierano, do którego przynoszono kawę lub kipiatok. Gdy dojechaliśmy do Toporka w obwodzie irkuckim, skierowano nas do drewnianego baraku zamieszkanego przez blisko 30 rodzin. Każda rodzina miała dla siebie tylko jedną izbę, nasza liczyła poza rodzicami jeszcze pięcioro mojego rodzeństwa. Na wspólnym korytarzu był jeden piecyk dla wszystkich 30 rodzin, by coś tam mogli sobie zagotować. W naszym łagrze było około dwóch tysięcy, głównie polskich zesłańców. Pracowaliśmy w nieludzkich warunkach przy wyrębie tajgi. Ja nawet byłem brygadzistą, mając pod opieką 84 ludzi. Tak troszczyłem się o wszystkich, by każdy miał wpisaną dniówkę, nawet gdy chorował bądź był w niedyspozycji, bo inaczej umarłby z głodu. Wczesną wiosną 1943 r. ukazały się ogłoszenia, by pełnoletni ochotnicy zgłaszali się do tworzącej się I Armii Wojska Polskiego. Zgłosiłem się, bo to była jedyna możliwość, by się wydostać z sowieckiej niewoli na Syberii. Nasze szkolenie żołnierskie miało miejsce w Sielcach nad Oką w sierpniu 1943 r., a już we wrześniu pojechaliśmy pod Smoleńsk, by wziąć udział w pierwszej bitwie z najeźdźcą niemieckim na froncie pod Lenino. W czasie tego ponad dwuletniego marszu ze Wschodu na Zachód byłem dwukrotnie ranny, a skutki tych ciężkich obrażeń wyczuwam do chwili obecnej. Przeprawa przez Odrę była najcięższa na początku maja 1945 r. To było wielkie rozlewisko, a Niemcy strzelali, że nie sposób było podejść. Dopiero jak Rosjanie włączyli ciężką artylerię i swoje katiusze, to można było przepłynąć. Ja ze swoim koniem Wichrem (byłem zwiadowcą) przeprawiłem się przy siodle wpław. Potem do Berlina wchodziliśmy etapami, strzelało się do przodu i skokami naprzód, aż do zwycięstwa.
Po wojnie krótko pracowałem w Warszawie, ale gdy dowiedziałem się o transporcie mojej rodziny z Syberii do wsi Mętno koło Chojny, to szybko tutaj przyjechałem, by ich wesprzeć w tworzeniu życia od nowa. Całe swoje życie zawodowe związałem z pracą w lesie aż do przejścia na emeryturę w roku 1990. Dumą dla mnie jest własna rodzina, a szczególnie moja żona, która ostatnie lata cierpiała na chorobę Alzheimera. Razem w kościele moryńskim dziękowaliśmy Bogu za pół wieku małżeńsko-rodzinnej drogi. Szkoda tylko, że już inni nie pamiętają tych cichych bohaterów, którzy nie wahali się ryzykować swojego zdrowia, a nawet życia, by wyzwolić Ojczyznę spod obcej wojennych ciemięzców. Rzadko kto pochyla się nad blisko dwoma tysiącami grobów polskich żołnierzy na cmentarzu wojennym w Siekierkach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Trener chorwackiej reprezentacji piłkarskiej: Bóg daje mi siłę

2025-08-11 07:25

[ TEMATY ]

świadectwo

Chorwacja

Autorstwa Анна Нэсси/commons.wikimedia.org

Zlatko Dalić

Zlatko Dalić

Odnoszący sukcesy trener reprezentacji Chorwacji jest gościem honorowym uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w sanktuarium Sinj - „Bóg pomógł pokonać przeszkody i spełnić marzenia” - mówi.

Zlatko Dalič, przyznaje, że wiara chrześcijańska daje mu ogromną motywację i siłę. „Każdego dnia żyję wiarą, zwłaszcza w trudnych sytuacjach” - powiedział Dalič, który od 2017 roku prowadzi reprezentację swojego kraju do znaczących sukcesów i jako wierzący katolik zawsze trzyma różaniec na trybunach. W tych dniach jest w sanktuarium Sinj, w dalmatyńskim Splicie i gościem honorowym modlitewnego przygotowania do uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny poinformowała 9 sierpnia chorwacka katolicka agencja informacyjna IKA.
CZYTAJ DALEJ

Dyrektor radomskiej pielgrzymki: stan zdrowia pielgrzymów nie zagraża ich życiu

2025-08-11 13:07

[ TEMATY ]

pielgrzymka

diecezja radomska

PSP w Radomsku

Stan zdrowia poszkodowanych pielgrzymów nie zagraża ich życiu - oświadczył w poniedziałek ks. Krzysztof Bochniak, dyrektor 47. Pieszej Pielgrzymki Diecezji Radomskiej na Jasną Górę. Komunikat ma związek z licznymi pytaniami mediów dotyczącymi wypadku drogowego do którego doszło w niedzielę wieczorem w okolicach Przedborza. Pijany kierowcy wjechał w grupę pielgrzymów.

Do zdarzenia doszło na trasie Kolumny Opoczyńskiej Pieszej Pielgrzymki Diecezji Radomskiej, na wysokości miejscowości Grobla. Kierowca samochodu osobowego będący pod wpływem alkoholu, wjechał w grupę nr 3 (Żarnów, Białaczów), w wyniku czego 10 osób zostało poszkodowanych. Według otrzymanych informacji stan zdrowia nie zagraża ich życiu. Niektórzy opuścili już szpitale.
CZYTAJ DALEJ

Bp Muskus: Nie ma takiego wołania, którego Bóg by nie usłyszał

2025-08-11 14:35

[ TEMATY ]

bp Damian Muskus

Piesza Pielgrzymka Krakowska

wołanie

Bartymeusz

nabożeństwo pokutne

Adobe Stock

Nie ma takiego wołania, którego Bóg by nie usłyszał. Nie ma. On słyszy nawet tych, którzy odwrócili się od Niego, którzy coś mamroczą pod nosem albo i nic nie mówią. On słyszy także ich milczenie. Słyszy każdego. Słyszy wątpiących, słyszy rozczarowanych. Słyszy wszystkich. Bóg wyciąga ręce do ślepców i żebraków i pyta: „Co chcesz, abym Ci uczynił?”. Pyta o to każdego z nas - mówił bp Damian Muskus podczas nabożeństwa pokutnego na Przeprośnej Górce, w którym uczestniczyli pątnicy 45. Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej.

W homilii biskup powiedział, że opowieść o Bartymeuszu mówi o tym, jak odzyskać nadzieję i jak nią żyć. W tym kontekście dodał, że aby żyć nadzieją, należy przebaczyć samemu sobie. - Co to znaczy? To znaczy trzeba pogrzebać wszelką nadzieję na lepszą przeszłość. Słuchajmy uważnie - nie przyszłość. Trzeba pogrzebać, przebaczyć to znaczy pogrzebać nadzieję na lepszą przeszłość. Co to znaczy? To znaczy, że to, co się już stało w naszym życiu, co się dokonało, tego już nie można zmienić - wskazał.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję