Jeśli styl bycia większości polskich rodzin nie zostanie ubogacony przez wspólne wypoczywanie w czasie urlopu czy wakacji, można się spodziewać wręcz klęski małżeńskiej i rodzicielskiej. Rytm codziennej pracy, nauki, zajęć dodatkowych dzieci, męczących dojazdów oraz bezwzględne zniewolenie domowników przez mass media sprawiają, że najbliżsi sobie ludzie nie umieją być razem, nie cieszą się sobą, a nawet niewiele o sobie wiedzą.
Oczywiście takiego rodzinnego wypoczywania trzeba się także uczyć - i to najlepiej od wczesnych lat dziecięctwa. Uzgodnić daty urlopów, wybrać optymalne warunki do zamieszkania i rekreacji, zaplanować wydatki, rozdzielić funkcje pomiędzy wszystkich członków rodziny - to naprawdę poważne zadanie logistyczne. I już na etapie przygotowań mogą one cementować i angażować wspólnotę rodzinną, ujawniając talenty oraz wiedzę starszych i młodszych.
Na takim wyjeździe powinien być nareszcie czas na rozmowy, poznawanie tradycji rodzinnych, omawianie planów na przyszłość, wspólną rozrywkę, wspólną modlitwę - a wszystko to w atmosferze spokoju, zaufania i wzajemnej życzliwości. Kto tego doświadczył - wie, że otrzymał prawdziwy skarb. Tym skarbem są autentyczne, serdeczne i mocne więzi między małżonkami i dziećmi, a bez nich atakowana ze wszystkich stron rodzina się nie ostoi.
Dzieci i młodzież mają na ogół możliwość dodatkowego wypoczynku w najróżniejszych grupach, proponujących różne programy edukacyjno-rekreacyjne. To także szansa: usamodzielnienia, dojrzewania emocjonalnego, przestrzegania zasad przebywania w grupie, poznawania nowych ludzi, obcych języków, zdobywania sprawności fizycznej itd. Taka kilkunastodniowa rozłąka pozwala dzieciom docenić własny, rodzinny dom!
Najbardziej wątpliwe są wyjazdy młodych „partnerów” pod namiot i nie może dziwić sprzeciw rodziców nawet pełnoletnich córek i synów, którym nie da się takiego planu wyperswadować.
Warto wspomnieć, że rodziny mogą odkryć smak tzw. turystyki religijnej, a w niej przed wszystkim piesze pielgrzymki na Jasną Górę. Dziwić musi fakt, że kiedy w obecnym czasie mamy swobodę organizowania takich „rekolekcji w drodze” i korzystać z wielu udogodnień - liczba pielgrzymów jest mniejsza niż „za komuny”. Czyżbyśmy wtedy chodzili do Częstochowy tylko z przekory, „na złość reżimowi”? A jest faktem, że są wartości, które znaleźć można tylko na pątniczych szlakach.
Ks. Aleksander Radecki, ojciec duchowny MWSD we Wrocławiu
Pomóż w rozwoju naszego portalu