Od kilku dni przez wszystkie przypadki na salonach europejskich odmieniane jest jedno słowo – „praworządność”. To kolejny akt politycznego spektaklu, w którym próbuje się różnymi sposobami obejść unijne prawo i uzależnić wysokość budżetu od poziomu przestrzegania tzw. praworządności. Temu też służy nowy projekt rozporządzenia przedstawionego przez niemiecką prezydencję. Na sesji plenarnej w Brukseli, odbyła się dyskusja, podczas której sprzeciw wobec takich pozaprawnych działań wyraziła Europoseł Jadwiga Wiśniewska, członek Komisji LIBE.
Brak mi słów, gdy widzę jak niemiecka prezydencja nie dotrzymuje słowa wypracowanego na lipcowym szczycie. Brak mi słów, gdy widzę manipulacje Komisji Europejskiej, jak obejść art. 7., mimo że służby prawne Rady mówią wprost, że ten mechanizm jest dublowaniem wspomnianego art. 7 – podkreślała Europoseł Wiśniewska.
Podstawa prawna tego rozwiązania budzi poważne wątpliwości, a konstrukcja mechanizmu powiązania budżetu z praworządnością, niesie ze sobą poważne ryzyko obchodzenia Traktatów oraz wykorzystania go do celów politycznych. Nowy projekt rozporządzena, zamiast literalnie wypełnić postanowienia lipcowego szczytu Rady, idzie w przeciwnym kierunku. Jadwiga Wiśniewska podkreślała także, że koniecznością jest ochrona unijnego budżetu i walka z korupcją, ale wskazała jednocześnie, że istnieją już przepisy regulujące tą kwestię, jak rozporządzenie OLAF i unijne rozporządzenie finansowe.
Oczywiście zgadzamy się co do tego, że musimy chronić unijny budżet i interesy finansowe UE. Sprzeciwiamy się defraudacji unijnych pieniędzy i opowiadamy się za walką z korupcją, która powinna być jednym z priorytetów, a Polska jest w tym względzie prymusem i dobrym wzorem do naśladowania. Trzeba jednak jasno podkreślić, że ochrona unijnego budżetu jest już zawarta w unijnym prawie. Nie należy dublować tych zapisów. Należy oddzielić ochronę praworządności, która regulowana już jest procedurą z art.7 od ochrony interesów finansowych UE – wskazywała Europoseł Wiśniewska.
W dyskusji nie zabrakło także odniesień do historii i nierozstrzygniętej wciąż kwestii niewypłaconych przez Niemcy reparacji wojennych. Europoseł Wiśniewska odniosła się także do wystąpienia niemieckiej prezydencji.
Brak mi słów, gdy słyszę jak niemiecka prezydencja mówi o sprawiedliwości i praworządności. Może to najwyższy czas, żebyście państwo zadeklarowali wypłatę należnych Polsce reparacji? Zagłada sześciu milionów polskich obywateli, grabież polskiego majątku, zniszczenie Warszawy, eksterminacja polskich elit. Brak mi słów, gdy w trosce o demokrację, nie szanujecie demokratycznych rządów w Warszawie – pytała Wiśniewska. W debacie pojawił się także wątek haniebnej wypowiedzi niemieckiej wiceprzewodniczącej Katariny Barley, która mówiła o finansowym “zagłodzeniu” Polski.
Niemiecka przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, pani Barley, mówi najpierw o zagłodzeniu państwa członkowskiego, po czym bezczelnie zabiera głos w Parlamencie i mówi o wartościach. Brak słów by opisać to zachowanie – podkreślała Europoseł Wiśniewska.
Grupa EKR zapowiedziała, że w związku z wypowiedzią Katariny Barley, która w ocenie europosłów zdyskredytowała ją jako polityka, złoży wniosek o jej odwołanie w funkcji wiceprzewodniczącej PE.
A jednak możemy być liderem. I to niekwestionowanym. Dziedziną tą jest produkcja przepisów prawnych.
Jedna z firm, o niepolsko brzmiącej nazwie, dokonała stosownych przeliczeń i szacunków. Pod tym względem w tyle zostawiamy Węgry, Włochy, Grecję, Hiszpanię, Niemcy i Szwecję. Ta ostatnia wypuszcza 55 razy mniej przepisów niż Polska. Niemcy 25 razy mniej. Co więcej, naszego przewodnictwa w tym rankingu nikt nie podważa. Większość komentatorów załamuje tylko ręce nad polską „biegunką legislacyjną”, „zatruwaniem” obywateli „nadmiarem przepisów prawa” itp. Ilość nie przekuwa się w jakość. Właściwie zasada jest odwrotnie proporcjonalna. Powoduje bałagan, a nierzadko prawny chaos. Jego źródłem mają być m.in niechlujność przepisów prawnych przygotowywanych na poziomie komisji sejmowych i senackich, ale też pęd do szczegółowego regulowania wszystkiego. Co osobliwe, ta swoista nadpodaż legislacyjna nastąpiła tak na dobre po rozpoczęciu tzw. odchodzenia od komunizmu w 1989 r. Do 2004 r. nadprodukcję przepisów uzasadniano koniecznością dostosowania prawa polskiego do unijnego. Ale cóż może tłumaczyć multiplikowanie paragrafów 10 i 13 lat później? I jak to najlepiej przedstawić? Odpowiedzi mógłby udzielić mały bohater – pacynka Wacek – z filmu „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”. Gdyby inż. Stefan Karwowski zapytał go: – Wacku, na ilu stronach można wydrukować prawne paragrafy, które stworzyli politycy w 2015 r.? – Na 29,8 tys. stron – odpowiedziałby Wacek głosem wydobywającym się z brzucha. – A ile w 2017? – 27 118 stron. – A gdyby ktoś chciał przeczytać wszystkie akty prawne ze wszystkimi odniesieniami wyprodukowane do końca 2017 r., to ile by mu to zajęło czasu? – 62 lata – odpowiedziałby Wacek. Tak, tak, szacujący dane zsumowali, że tylko przez 2 lata dobrej zmiany cała nowa legislacja została spisana na ponad sześćdziesięciu kilku tysiącach stron. No pięknie, a przecież to obóz zjednoczonej prawicy krytykował dotychczas Unię Europejską, m.in. za nadmierną biurokratyzację. Cóż więc z tym fantem począć? Z grubsza dostrzegam dwa wyjścia. Albo wzorem byłego szefa Komisji Europejskiej José Mánuela Barroso polski premier powoła specjalny zespół do „odbiurokratyzowania” (vide „Red Tape”) polskiego odcinka UE, albo też w „dialogu” z Unią pójdziemy na dalsze ustępstwa, nie tylko publikując zdezaktualizowane orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale też folgując, w naturalnym unijnym duchu, dalszemu rozrostowi biurokracji. Przecież premier Mateusz Morawiecki niedawno stwierdził, że na poziomie politycznym dążymy do tego, aby być w pierwszej piątce unijnych państw decydujących o przyszłości tej organizacji. A tu doprawdy niewiele trzeba, właściwie nic. Już jesteśmy w pierwszej piątce. I to na pozycji lidera.
Ks. Krzysztof Pawłowski, proboszcz pięciotysięcznej parafii w Ulanie w diecezji siedleckiej, ujawnił, jaką kwotę zebrano podczas wizyty duszpasterskiej.
We wpisie czytamy, że księża odwiedzili 1320 domów. W 82 domach mieszkańcy nie zdecydowali się przyjąć duchownego.
Niestety, wciąż w naszej rzeczywistości silnie obecny jest klerykalizm - i to obustronny. Wierni często nie traktują księdza jak zwykłego człowieka, a sami księża przez lata się na to godzili - powiedział o. Tomasz Maniura OMI. Dyrektor Oblackiego Centrum Młodzieży NINIWA w rozmowie z KAI wyjaśnił jak w dzisiejszych czasach duchowny powinien budować swoją tożsamość oraz relacje z wiernymi. Opowiedział także o podcaście „Trzy światy”, który nagrywa wspólnie z Moniką Hoffman-Piszorą, znaną z Instagrama jako Monika od Dzieciaków Cudaków.
Anna Rasińska (KAI): Jak w dzisiejszych czasach duchowny powinien budować swoją tożsamość i relacje z innymi ludźmi, w tym wiernymi?
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.