Wiesława Lewandowska: - Czym jest nauka społeczna Jana Pawła II: tylko wyczerpującą diagnozą społecznej rzeczywistości przełomu tysiącleci czy nadzwyczajnym zbiorem wytycznych na wzór katechizmu?
Bp Piotr Jarecki: - Na wzór katechizmu na pewno nie, bo nie taka jest natura nauki społecznej Kościoła. Warto się tu zastanowić nad samym określeniem „nauka społeczna Jana Pawła II”. Niektórzy komentatorzy, a nawet hierarchowie Kościoła, podkreślali jakąś nadzwyczajną specyfikę nauczania społecznego Jana Pawła II. Bardziej niż z tymi komentatorami, zgadzam się z Benedyktem XVI, który w kontekście encykliki „Populorum progressio” i II Soboru Watykańskiego zwraca uwagę bardziej na ciągłość, niż na pewne cezury w nauczaniu społecznym Kościoła.
- Nie można mówić zatem o specyfice nauczania społecznego papieży, o wyjątkowości Jana Pawła II?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Tego nie powiedziałem. Możemy oczywiście mówić np. o specyfice nauczania Pawła VI czy Jana Pawła II, ale to głównie dlatego, że przyszło im żyć w innych czasach, inne były przed nimi wyzwania… Istota nauki społecznej Kościoła zawsze jest niezmienna - jest to rzucanie światła Ewangelii na szeroko rozumiane problemy społeczne, gospodarcze, kulturowe, polityczne, cywilizacyjne, ale jest też element zmienny - dynamicznie zmieniająca się rzeczywistość. A żyjemy w czasach przyspieszenia historii. Musi się ona opierać na najbardziej obiektywnym rozeznaniu rzeczywistości i zdiagnozowaniu tych problemów. Trzeba tu przyznać, że na czas pontyfikatu Jana Pawła II przypadła fala niebywałych zmian cywilizacyjnych - technologicznych i kulturowych oraz zmian politycznych w świecie.
- W nauce społecznej Jana Pawła II pojawia się rejestr chyba wszystkich możliwych problemów współczesnego świata… Jak można by określić stanowisko Jana Pawła II w sprawach społecznych?
- To bardzo trudne, a właściwie niemożliwe, bo zawsze grozi jakąś ideologizacją. Aby to wytłumaczyć, powołam się na jego drugą z trzech encyklik społecznych, na encyklikę „Solicitudio rei socialis”. Wszystkim tym, którzy chcieli za wszelką cenę ideologizować naukę społeczną Kościoła, Jan Paweł II przypomniał w niej, że Kościół nie bierze w obronę żadnej ze stron sporów ideologicznych, nie proponuje żadnej „trzeciej drogi”, ale zawsze i wszędzie stara się być tylko sumieniem krytycznym i wypełniać misję prorocką, która ma wymiar formacyjny.
- W wielu dyskusjach pada zarzut, że społeczna nauka Kościoła jest jednak rodzajem „trzeciej drogi”, bo przecież Jan Paweł II popiera zarówno kapitalizm, jak i związki zawodowe…
Reklama
- To absurd! Ani Kościół, ani tym bardziej Jan Paweł II nie proponuje „trzeciej drogi”! Można tylko powiedzieć, że podchodzi do rzeczywistości społecznej z mentalnością „trzeciej drogi”. To znaczy, nie utożsamia żadnego systemu z jakimś swoim systemem, bo Kościół nie ma przecież swojego systemu politycznego, nie ma też swojego ani nie popiera jakiegoś konkretnego systemu ekonomicznego. Natomiast zawsze zachowuje sobie prawo do ich oceny w świetle Ewangelii. Np. w systemach komunistycznych zwracał uwagę na to, że negowanie podstawowych praw jednostki, grup społecznych, monopolizowanie wszystkiego przez państwo prowadzi donikąd, bo system jest barbarzyński, prowadzący do degradacji człowieka i całego społeczeństwa. O systemie kapitalistycznym natomiast mówi, jeżeli będzie się kierował tylko logiką zysku i ograniczał wszystko do logiki rynku, to wytworzy barbarzyńskie społeczeństwo. - Uważajcie - upomina - są jeszcze inne wartości! A zysk, owszem, jest konieczny, ale powinien mieć rolę jedynie służebną.
- Polscy politycy lewicowi bardzo chętnie powoływali się w swoim czasie na naukę społeczną Jana Pawła II, niemal jakby był socjalistą!
- Powiem więcej, o wielu hierarchach Kościoła - m.in. o kard. Wyszyńskim - mówiono, że są czerwoni, właśnie z powodu ich wyjątkowego przywiązania do nauki społecznej. Po encyklice „Laborem exercens” komentowano jej treść, szczególnie w Ameryce, jakoby napisał ją socjalizujący Papież… Owszem, są teksty młodzieńczego Marksa, które można by włożyć w usta Jana Pawła II, ale przecież nie znaczy to, że Papież był marksistą! Był krytykiem marksizmu we wszelkich jego postaciach; myśli marksistowskiej, komunizmu, kolektywizmu. Nie zapominajmy postawy Ojca Świętego wobec teologii wyzwolenia - wydał dwa dokumenty jednoznacznie potępiające tę marksistowsko-kościelną rewolucję w Ameryce Łacińskiej. Ale to nie oznacza, że nawet w myśli marksistowskiej Papież nie dostrzegał ziaren prawdy. Świadczy to o wielkiej otwartości.
- Po opublikowaniu „Centesimus annus”, nie doczytawszy jej dokładnie, cieszyliśmy się w Polsce, że oto mamy wyraźne błogosławieństwo Jana Pawła II dla ekonomicznego liberalizmu…
Reklama
- Tak było! Wtedy niemal od razu pojawiły się najbardziej zafałszowane komentarze głośnych wówczas autorytetów intelektualnych, także spośród kościelnych hierarchów… Tymczasem przecież Papież postawił tam, najwyraźniej jak to tylko możliwe, pytanie: czy można powiedzieć, że po upadku socjalizmu realnego, kolektywizmu, zwycięskim systemem, który ma obowiązywać zarówno w dawnych krajach bloku wschodniego i w krajach Trzeciego Świata jest kapitalizm? I odpowiada: to zależy, co przez kapitalizm rozumiemy.
- Jakie jest to rozumienie kapitalizmu przez Jana Pawła II?
- Papież mówi, że jeżeli będzie to kapitalizm kierujący się wyłącznie logiką zysku i własności prywatnej indywidualistycznie traktowanej, to trzeba go odrzucić. Natomiast, jeżeli uznamy w tym systemie ważną rolę inicjatywy gospodarczej i podmiotowe traktowanie człowieka, jeżeli własność prywatna będzie odgrywała także rolę społeczną, jeżeli zysk będzie tylko jednym z czynników, ale nie jedynym, to Papież mówi, że taki „społeczny kapitalizm”, owszem, możemy zaakceptować. Tylko czy można go w takiej postaci nazywać tradycyjnie kapitalizmem?... Przyjęło się mówić raczej o społecznej gospodarce rynkowej. Tak więc, można powiedzieć, że Jan Paweł II nieco mniej krytykował kapitalizm niż komunizm, który potępiał bez reszty. I być może nie dostrzegał aż tak, jak widzi to dziś Benedykt XVI, tych wielkich wad współczesnego kapitalizmu.
- Jednym z pierwszych zarzutów, jakie wytknął współczesności, było degradowanie ludzkiej pracy.
Reklama
- Tak, i to właśnie pracy poświęcił pierwszą ze swych trzech encyklik społecznych. W ogłoszonej w 1981 r. „Laborem exercens” poddał surowemu osądowi postępujące uprzedmiotowienie pracy. Trzeba powiedzieć, że ta krytyka była w tamtych czasach dość niemile widziana… Papież zaoponował przeciw temu, by głównym celem ludzkiej pracy było wytwarzanie tylko jak najbardziej wydajne produktów. Starał się przekonywać, że istotą i celem pracy jest sam człowiek i to, co się dzieje w jego wnętrzu. Świat jednak coraz bardziej ograniczał pracę do wymiaru tylko przedmiotowego…
- I mamy dziś triumf „kapitału przed pracą”, a nie - jak chciał Jan Paweł II - „pracę przed kapitałem”?
- Mamy też „kapitał zrównany z pracą”… Tak postulowali nawet niektórzy chrześcijańscy myśliciele, według których praca jest takim samym elementem gry ekonomicznej, jak wszystkie inne jej składniki. A to jest pogańskie podejście do sprawy… Jan Paweł II tak bardzo uwypukla zasadę pierwszeństwa pracy przed kapitałem i podkreśla, że człowiek jest zawsze ważniejszy. Dla Papieża był to jeden z zasadniczych problemów do rozwiązania dla współczesnego świata.
- Jednak nawet w Polsce, kraju Papieża, nie udało się zbudować takiego „papieskiego” kapitalizmu z ludzką twarzą…
- To dlatego, że wyidealizowaliśmy sobie i bezkrytycznie przyjęliśmy te nie najlepsze zachodnie wzorce, a Papieża rzeczywiście nie słuchaliśmy… Wystarczy porównać choćby publiczną debatę na temat społecznego nauczania Kościoła w Niemczech i u nas…
- …u nas jej po prostu nie było?
Reklama
- W Niemczech taka debata trwa właściwie przez cały czas, choć oczywiście z różną intensywnością. Teraz np. w ramach Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej przygotowujemy nowy dokument pt. „Intensive Soziale Marktwirtschaft”, czyli na temat intensywnej społecznej gospodarki rynkowej. Niemcy tę społeczną gospodarkę rynkową mają zapisaną w konstytucji! Tymczasem w Polsce wmówiono nam, że to jakiś „dziwoląg”. W Polsce z góry przyjęto założenie, że albo liberalna gospodarka rynkowa, albo żadna inna! Jeden z jej promotorów powiedział mi kiedyś, że gdy mówimy „społeczna gospodarka rynkowa lub sprawiedliwość społeczna”, to jakbyśmy mówili nie „krzesło”, tylko „krzesło elektryczne”…
- Jak daleko odeszliśmy od wskazań Jana Pawła II?
- Bardzo daleko. „Liczy się gospodarka, głupcze” - powiedział Clinton i to bardzo się w Polsce podobało. A przecież to nonsens! Gospodarka nie jest absolutem, liczy się człowiek i społeczeństwo. Co z tego, że będziemy mieli dużo dóbr, jeżeli będziemy egoistami? Podoba nam się dziś w Polsce absurdalne hasło rządzącej partii: „nie uprawiajmy polityki, budujmy drogi, mosty”! A przecież nie żyjemy w świecie postpolitycznym. To polityka powinna dzisiaj bardziej wprząc gospodarkę w budowanie dobra wspólnego.
- Przypomnijmy, że Jan Paweł II nie deprecjonował tego pojęcia…
- W wizji Kościoła polityka jest jedną z najbardziej wymagających form miłości, ponieważ - jak przypomniał w ostatniej encyklice Benedykt XVI - miłość dotyczy nie tylko relacji mikro, ale także relacji makro. Aktywność na rzecz dobra wspólnego jest jedynym sensem istnienia państwa i polityki. To jest - jak powiedział już dawno Pius XI - jedna z najbardziej wymagających form miłości bliźniego, ustępująca tylko miłości religijnej, czyli do Pana Boga.