Ze stolicą był związany od młodości. Tutaj uczył się w prywatnym i cieszącym się sporą renomą gimnazjum Wojciecha Górskiego. Szkoła, przy ówczesnej ul. Hortensji (dziś Górskiego), w pobliżu Nowego Światu, podobnie jak cała parzysta strona ulicy, nie istnieje w dawnym kształcie. Budynek został zniszczony podczas Powstania Warszawskiego.
Laski, ważne miejsce
Reklama
Młody Wyszyński ucząc się u „Górskiego”, mieszkał u wuja na Mariensztacie. Na wakacje i święta powracał do domu w Andrzejewie. W Warszawie mieszkał do czerwca 1915 r., by po wakacjach kontynuować naukę w Męskiej Szkole Handlowej w Łomży. Naukę w Warszawie musiał przerwać, gdyż droga z Łomżyńskiego do Warszawy została przecięta przez front: wszak trwała I wojna światowa.
Do Warszawy Stefan Wyszyński przyjeżdżał w okresie międzywojennym wielokrotnie z Włocławka, gdzie pełnił posługę jako ksiądz i redaktor katolickich pism na konferencje i zjazdy dziennikarzy. W 1926 r. po raz pierwszy przyjechał do podwarszawskich Lasek, do Zakładu dla Niewidomych i Ociemniałych, gdzie ks. Władysław Korniłowicz (jego wykładowca z KUL-u, na którym Stefan Wyszyński studiował w drugiej połowie lat 20. XX wieku) stworzył ważny ośrodek życia religijnego.
Otwartość na drugiego człowieka, miłość i szacunek dla każdego, a także praca nad intelektualnym pogłębianiem wiary połączona z franciszkańską prostotą - to był duch Lasek, który poznał i cenił Stefan Wyszyński.
- Laski na zawsze stały się dla Wyszyńskiego ważnym miejscem. Mieszkał tu przecież, a potem bywał niemal do śmierci - mówi Maria Bryzgalska, warszawska przewodniczka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Żołnierz AK
Reklama
Wybuch II wojny i wkroczenie Niemców spowodowały, że musiał wyjechać z Włocławka. Bp Michał Kozal zdawał sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwo grozi młodemu księdzu, który w pisanych w katolickiej prasie tekstach nie oszczędzał nazistów. Ksiądz ukrywał się początkowo we Wrociszewie, ale odwiedzał też Warszawę. Po długim okresie pobytu w Kozłówce i Żułowie na Lubelszczyźnie przyjechał do Lasek, by tu, na prośbę ks. Władysława Korniłowicza, zostać kapelanem sióstr oraz katechetą grupki ociemniałych dzieci.
Mieszkał tu przez trzy lata aż do zakończenia wojny. Przez ośrodek w Laskach przewijało się wtedy mnóstwo ludzi. Także AK-owców szukających tu pomocy. Kiedy okoliczni partyzanci szli do akcji, ks. Stefan w ich intencji prowadził nocne adoracje przed Najświętszym Sakramentem. - Dzieci, przystępujemy do akcji - miał rozpoczynać czuwania.
W Laskach wiosną 1944 r. ks. Wyszyński sam wstąpił do AK, choć w walkach nigdy bezpośrednio udziału nie brał. Był jej kapelanem, przyjął pseudonim Radwan III. W przeddzień wybuchu Powstania Warszawskiego poświęcił w Laskach powstańczy szpital, do którego nazajutrz mieli trafić pierwsi powstańcy. Odtąd przez całe powstanie sprawował opiekę duchową nad rannymi powstańcami. Asystował nawet przy operacjach, które w czasie najcięższych walk trwały dniem i nocą. I zbierał zrzuty z lekami przeznaczonymi dla szpitala powstańczego oraz zrzuty amunicji i żywności.
Mieszkając w Laskach, prowadził też w Warszawie (od września 1942 r.) tajne nauczanie. Dla młodzieży z tajnego Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Ziem Zachodnich wykładał zasady społecznego nauczania Kościoła i historię doktryn ekonomicznych. Najczęściej swoje zajęcia prowadził w domu sióstr zmartwychtanek, a także u sióstr szarytek przy ul. Tamka. Posługę duszpasterską prowadził w Laskach do końca 1944 r. W marcu 1945 r. wyjechał do Włocławka.
Przeprowadzka na Miodową
Do Warszawy przybył ponownie 30 maja 1946 r. na ingres kard. Augusta Hlonda, był już wówczas biskupem lubelskim. Kolejny dłuższy pobyt w stolicy był związany z pogrzebem kard. Hlonda w październiku 1948 r. Wkrótce, na początku 1949 r. przeniósł się na stałe do Warszawy - już jako prymas Polski.
Początkowo zatrzymał się w dawnej willi Lubomirskich przy ul. Narbutta, gdzie w tych latach była rezydencja prymasowska. Tam mieszkał wcześniej prymas Hlond. Pierwszych święceń kapłańskich udzielił w kościele prokatedralnym św. Józefa. Pierwszą erygowaną przez Prymasa (w marcu 1949 r.) była parafia św. Szczepana. Siedzibą parafii była willa przy ul. Narbutta, w której wcześniej mieszkał. Z Narbutta szybko Prymas przeniósł się do nowego domu prymasowskiego przy al. I Armii WP 12. - Przed wojną była to ul. Szucha. I dziś nosi tę nazwę. Nowy dom Prymasa mieścił się w pałacu Nuncjatury Apostolskiej - mówi Maria Bryzgalska. Znajdowało się tam przejściowo nie tylko mieszkanie Prymasa, ale także biuro metropolii i kancelaria prymasowska.
Interesował się odbudową katedry, a także domu arcybiskupiego przy ul. Miodowej.
W Warszawie często głosił kazania w kościele akademickim św. Anny.
Łóżko po Hlondzie
Reklama
W domu arcybiskupim przy Miodowej został aresztowany w nocy z 25 na 26 września 1953 r. i zniknął z niego na trzy lata, przebywając w kolejnych miejscach odosobnienia. Wrócił z ostatniego z nich, z Komańczy, 28 października 1956 r. Wiadomość o tym obiegła Warszawę. Przed pałacem arcybiskupów przybywało z minuty na minutę ludzi, którzy witali Prymasa jak bohatera.
- Co pół godziny wychodził na balkon, mówił kilka zdań, dziękował za wsparcie i modlitwę pozdrawiał i błogosławił - wspomina historyk Bogdan Cywiński. Okrzyki radości, słowa pieśni „My chcemy Boga” długo jeszcze słyszano tego wieczora. 30 października Prymas odprawił w katedrze św. Jana dziękczynną Mszę św. i przyjął homagium od duchowieństwa archidiecezji warszawskiej.
Wśród wiernych krążyły różne sympatyczne opowieści o Prymasie. Marii Bryzgalskiej ktoś z rodziny opowiedział o swoim spotkaniu z Wyszyńskim. - Panie traktował z wielką estymą. Gdy wchodziła jakaś kobieta, zawsze wstawał. I wymagał tego - czasem nawet ich strofował - od swoich współpracowników - opowiada Maria Bryzgalska. Tę zasadę wyniósł z domu rodzinnego i trzymał się jej przez całe życie.
Dom przy Miodowej przez lata był też domem Prymasa. Kiedyś jego sekretarz, ks. Hieronim Goździewicz, pokazał jego rodzinie list, który przyszedł do Prymasa. Był zaadresowany po prostu: „Prymas Polski. A gdzie mieszka każdy wie”. Oczywiście, wiedzieli to także listonosze.
Był człowiekiem bardzo skromnym, jak sam nieraz żartował, chyba najtańszym hierarchą w Kościele. W swojej siedzibie na Miodowej nie zmienił nic po swoim poprzedniku - kard. Hlondzie.
- Pamiętam, że nawet lekarze, którzy przychodzili leczyć Ojca, byli zdumieni, iż Prymas Polski tak skromnie mieszka. Wręcz ubogo - opowiadała przed laty Barbara Dembińska z Instytutu Prymasowskiego, która od 1970 r. pracowała w sekretariacie kard. Wyszyńskiego, jedna z tzw. ósemek, bliskich współpracownic Prymasa. - W pokoju sypialnym stało łóżko, jak mówiłam, po kard. Hlondzie i szafa, także poprzedniego Prymasa. Przy łóżku - maleńki chodnik, stolik z lampą i książkami. Współpracownicy Prymasa szybko dowiedzieli się, że lubi prostotę także w jedzeniu. Uwielbiał placki ziemniaczane, kaszę gryczaną z zsiadłym mlekiem i kluski z makiem.
Ulubione miejsca
Przez lata był częstym gościem w Laskach, także po to, by odwiedzić m. Elżbietę Różę Czacką, założycielkę Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i ośrodka w Laskach, głosić kazania, prowadzić rekolekcje, a czasem by odpocząć z dala od gwaru miasta i obowiązków. Potem, w kolejnych latach, przyjeżdżał na grób m. Czackiej. Podtrzymywał też tradycję odwiedzin Lasek w Wielki Piątek, gdy prowadził Drogę Krzyżową i obrzędy liturgiczne.
Sporo jeździł po diecezji, miał swoje ulubione miejsca. Na Bielanach postanowił rozbudować Seminarium Archidiecezjalne, które po latach przekształciło się w uniwersytet jego imienia.
- W Laskach przebywał również w chwilach trudnych po wyjazdach zagranicznych, rozmowach z władzami PRL, po śmierci ojca Stanisława - mówi Adrian Kowalewski, przewodnik i historyk. - Na dłuższy odpoczynek do Lasek udał się po obchodach milenijnych, w styczniu 1967 r. Ale nie przebywał, oczywiście, w samotności. Spotykał się z dziećmi, rozmawiał z franciszkanami, jak zawsze, był z ludźmi.
Bywał też częstym gościem w Choszczówce, gdzie działał - i działa do dziś - Instytut Prymasowski. I tu z czasem zatrzymuje się na dłużej i odpoczywa po trudach dni szczególnie wytężonej pracy duszpasterskiej. W ulubionym pomieszczeniu w Choszczówce prowadzi rozmowy z „ósemkami”, grupą pań, które stworzą z czasem Instytut Prymasowski, planuje nowe zadania, pisze ważne teksty.
W kolejce
Kolejka osób czekających do trumny Stefana Wyszyńskiego, wystawionej w kościele seminaryjnym pw. Wniebowzięcia NMP i św. Józefa Oblubieńca Bogarodzicy przy Krakowskim Przedmieściu, liczyła czasem 3 km. W pogrzebie, który odbył się 31 maja 1981 r., uczestniczyło kilkaset tysięcy osób. Kilkukilometrową trasę, którą szedł kondukt żałobny - od kościoła seminaryjnego, przez pl. Zwycięstwa i dalej aż do katedry św. Jana na Starym Mieście, gdzie został pochowany - ludzie przykryli świeżymi kwiatami.
Władze PRL, które kiedyś uwięziły Prymasa i przez lata uważały go za największego wroga, ogłosiły kilkudniową żałobę. „Solidarność” zawiesiła strajki. Tak żegnano Prymasa Tysiąclecia, jak nazwał go Jan Paweł II i jak wszyscy już wtedy go nazywali.