Przede wszystkim pragnę sprostować zarzut, jakoby mój polemiczny artykuł był wymierzony w osoby Katarzyny i Mariusza Marcinkowskich, których rzeczywiście nie znam i nie oceniam. Państwo zechcieli na łamach prasy opowiedzieć o podejściu do swojej płodności, a w Internecie propagować swój wybór jako słuszny, wartościowy i bliski nauczaniu Kościoła. Tym samym włączyli się w pewien silny nurt świeckiego nauczania, który - jak wskazuję w swoim tekście - nie do końca uczciwie rozkłada akcenty, odnosząc się do nauki Kościoła, a co najistotniejsze - zaniedbuje nauczanie o pełni powołania małżeństwa. To nie z wyborami PP. Marcinkowskich dyskutuję, ale z pewnym pakietem przekonań, które zechcieli firmować swoim nazwiskiem w mediach i ilustrować przykładem swojego życia. Rozumiem, że na obecnym etapie medialności samym zainteresowanym z trudem ta dyskusja przychodzi.
Rozumne zaniedbanie wiary?
Reklama
Nie oceniam w swoim artykule, czy znajdują się Państwo w wąskim gronie małżeństw, którym sytuacja życiowa pozwala w sumieniu regulować swoją płodność.
Nie wątpię również, że wiedzą Państwo, że dziecko jest błogosławieństwem. Za to mocno powątpiewam, byście usłyszeli to na przedmałżeńskim kursie NPR i ten fakt postrzegam jako problem. Nie Państwa - dodam dla jasności - ale nas wszystkich. Problem widzę również w tym, że ani słowem nie zająknęliście się Państwo na temat tego błogosławieństwa, ani również nie wspomnieliście o rozeznającej modlitwie małżonków.
Odnosząc się do wypowiedzi zawartych w artykule Doroty Mazur, krytykuję stosowanie i propagowanie NPR u, które sugeruje, że jest to swoista „czysta”, ekologiczna antykoncepcja - neutralny moralnie sposób na wykluczenie liczby potomstwa wyższej niż z góry założona. Pozostaje bez znaczenia, czy mówimy o jednym dziecku, o trójce, czy może o piątce.
Krytykę tę uzasadnia choćby cytat z „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich…” Jana Pawła II, na który Państwo się powołujecie. Mówi on, że NPR zachowuje swój etyczny wymiar tylko wówczas, gdy stosujący go małżonkowie pozostają wierni nie metodzie, ale Bogu, który jest „Źródłem i Panem” płodności i Jemu zawierzają. Oznacza to, że w rozeznawaniu płodności nie wystarczy kierować się po prostu rozumem i wykresem. Konieczne jest tu korzystanie z rozumu odpowiednio ukształtowanego w wierze, jaką wyznajemy. O tym również Państwo nie wspominają.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tylko dopuszczony
W odniesieniu do fragmentu z „Humanae Vitae” („Jeżeli zaś z kolei uwzględnimy warunki fizyczne, ekonomiczne, psychologiczne i społeczne, należy uznać, że ci małżonkowie realizują odpowiedzialne rodzicielstwo, którzy kierując się roztropnym namysłem i wielkodusznością, decydują się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, albo też, dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka” (HV 10)), podkreślę raz jeszcze - Kościół NPR zaledwie dopuszcza, wyłącznie dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, okresowo. A w wyjątkowych sytuacjach nawet na czas nieograniczony. Gradacja przyzwolenia jest w tym dokumencie bardzo wyraźna, tymczasem środowisko NPR ignoruje zupełnie w swoim nauczaniu pierwszą, zasadniczą część cytowanego zdania. Rozciąga zaś na wszystkich, i to zanim jeszcze pomyślą o małżeństwie - drugą część, pomijając tak ważne z etycznego punktu widzenia warunki, jakimi obudowana jest jego treść.
Wstrzemięźliwość jako ucieczka
Reklama
Państwo zarzucają mi, że ośmieszam duchowe walory NPR-u… Do rozeznawania woli Bożej, przyjmowania w sposób rozumny daru płodności i dialogu z małżonkiem NPR - wbrew temu, co twierdzą jego instruktorzy - nie jest niezbędny. Dowodzą tego dzieje małżeństwa, które przetrwało przez wieki bez owego wynalazku. Wbrew opiniom głoszonym na Państwa portalu - etyka katolicka jest możliwa bez NPR-u.
Tak hołubiona przez promotorów metody wstrzemięźliwość nie jest wynalazkiem NPR-u, towarzyszy małżonkom od wieków i rzeczywiście - podejmowana w słusznej sprawie, na czas jakiś, rozwija i umacnia małżeństwo. Nie wyśmiewam wstrzemięźliwości, ale przekonanie, że tylko NPR jej uczy. Uczy jej przede wszystkim normalne małżeńskie życie. Co niezwykle ważne, inne cnoty kształtuje w nas wstrzemięźliwość zachowywana ze względu na ciążę, połóg, zmęczenie współmałżonka czy choćby obecność dzieci w małżeńskim łóżku, a zupełnie inne - wstrzemięźliwość powodowana obawą przed poczęciem.
Piszą Państwo, że NPR jest cenny w przypadku problemów z płodnością i chorobach ginekologicznych. Wystarczy jednak przejrzeć listy dyskusyjne portali promujących NPR, by się przekonać, że znakomita większość użytkowników tej metody to ludzie zdrowi, dla których problemem jest, że są zdrowi a nie chorzy. Tym, co dla nich najistotniejsze, jest właśnie szczyt płodności - kiedy wypada i jak go ominąć, by nie począć dziecka.
Co przysięgamy
Płodność nie jest jedynym talentem, to prawda. Ale jest jedynym, który ma wymiar sakramentalny. Żaden inny talent nie zostaje przypieczętowany przysięgą przed ołtarzem i błogosławieństwem Bożym. Małżeństwo jest zobowiązaniem się przed Bogiem i ludźmi, że będziemy realizować misję daną nam od Boga - obdarzania życiem. Tym się różni przechodzenie przez ulicę od płodzenia dzieci - to pierwsze nie jest służbą Bogu, to drugie owszem. Nie my dajemy życie, nawet jeśli je „rozumnie, roztropnie, z namysłem i wielkodusznie” zaplanowaliśmy.
Planowany niecud
I już zupełnie na koniec. Państwo piszą: „Bóg nie nakazuje nam wielodzietności”. Rzeczywiście, przyjęło się ostatnio, że Bóg niczego nie nakazuje - jedynie zaprasza, powołuje, oczekuje, pragnie. W kwestii tego, ilu dzieci pragnie dla nas Bóg, dotykamy cudu powoływania do życia. Cudu, który niestety człowiek jest w stanie zaplanować tylko w negatywny sposób: kiedy nie ma się wydarzyć. Bo już to, czy się wydarzy, nie zależy nawet w połowie od nas. I najczęściej dopiero gdy doświadczamy trudności z poczęciem albo śmierci dziecka, dociera do nas, że to nie z rozsądku, nie z witamin i nie z dobrych warunków bytowych biorą się dzieci, ale z woli Boga.
Jednak tego również uczy raczej życie niż instruktorzy NPR, raczej współżycie w dni płodne niż niepłodne.