Święta 2010 r. były krótkie. Drugie święto Narodzenia Pańskiego przypadło w niedzielę. Od poniedziałku 27 grudnia wyruszyłem na kolędowe spotkania. Wyszedłem jak żniwiarz, który wyrusza na powierzone sobie pole. Starannie, we właściwym czasie pole uprawia, nawozi, obsiewa. Wie jednak, że to Pan daje wzrost. Pragnie się trudzić i ma świadomość, że nie wszystko zależy od niego. Jakie będzie jego główne zadanie? Sięgam po Pismo Święte. Otwieram i czytam: „W owym dniu patrzyć będzie człowiek na swego Stwórcę i jego oczy się zwrócą ku Świętemu Izraela” (Iz 17, 7). Kierować wzrok ludzi ku Stwórcy - tak, to jest dobrze zdefiniowane zadanie księdza, który wyrusza na kolędę.
Refleksje pokolędowe rozpocznę od ostatnich dni. Od dnia, gdy dowiedzieliśmy się o dacie beatyfikacji sługi Bożego Jana Pawła II. Przed oczyma stanął Rzym - Wieczne Miasto, symetryczna kolumna Berniniego na Placu św. Piotra, papieskie okno i on - nasz Papież, Papież naszej młodości, naszego dorastania, długiego okresu życia. Boży siewca. Wszędzie natrafiam na dojrzałe kłosy, wyrosłe z ziaren, które on wrzucał w glebę serc.
Po ogłoszeniu autentyczności cudu dokonanego za wstawiennictwem sługi Bożego Jana Pawła II oraz terminu beatyfikacji na Niedzielę Miłosierdzia Bożego 1 maja tematy związane z Papieżem popłynęły szeroką falą. Czuję radość i refleksję. Modlimy się za jego wstawiennictwem - usłyszałem. Beatyfikacja jest oficjalnym uznaniem stanu faktycznego. To był święty. - Gdy w czerwcu szłam do szpitala na operację, zabrałam ze sobą obrazek z relikwiami Jana Pawła II zawierającymi fragment jego szaty. Ich bliskość dawała mi pokój serca przed zbliżającym się zabiegiem. Piękne świadectwo dedykuję tym, którzy nie rozumieją, dlaczego czcimy relikwie. Miłość skłania do bliskości, jak zdjęcie dziecka w portfelu rodzica, jak kawałek szaty Jana Pawła II na szpitalnej szafce.
Pojawiły się pytania o możliwość wyjazdu, o to, czy będziemy coś wspólnie organizować z parafii. Natychmiast zasypano nas medialnymi informacjami o milionach uczestników, rosnących cenach, braku miejsc, wątpliwościami, czy warto jechać. Nie słuchaj ich! Jeżeli możesz, jedź! Jan Paweł II, ilekroć mógł, przyjeżdżał do nas. On się nie nużył, nie bał trudu. Teraz Boża Opatrzność daje nam kolejną okazję, aby skierować wzrok ku Stwórcy.
Jacy oni są szczęśliwi, pomyślałem, gdy młode małżeństwo z dumą prezentowało dopiero co narodzone dziecko. Żywa miłość młodych zaowocowała narodzinami. Chwileczkę, pomyślałem. Nie tak dawno przeżywałem podobne doświadczenie. Kiedy? W noc Bożego Narodzenia, gdy pochylałem się nad żłóbkiem. Miłość Boga do człowieka zupełnie tak samo owocuje darem dziecka - Jezusa, narodzonego w Betlejem. Miłość udziela życia, odnawia życie, daruje je na nowo. Zaglądam do żywej szopki postawionej opodal plebani. Pochylam się raz jeszcze nad Dzieckiem. Pełna jasności twarz wyłania się z ciemności. Widzę uśmiech Boga. Papież Benedykt XVI powie: „Dziecko ma zawsze twarz Chrystusa”. Proszę księdza, pragniemy podzielić się radosną nowiną: spodziewamy się dziecka - mówi ojciec. Nie powiedział, że żona spodziewa się dziecka, dobrze słyszałem. Cieszę się z wami i błogosławię na szczęśliwe rozwiązanie.
Na kolędzie rozmawialiśmy o modlitwie, tej codziennej, która smakuje jak chleb powszedni i jest niezbędna dla życia duchowego jak chleb. Są nadzwyczajne sytuacje, np. poważna choroba, która odbiera zapał modlitwy bądź możliwość skupienia na modlitwie. Ból, niepokój nie pozwalają na zwykłą modlitwę. Wówczas, dzieliła się parafianka, kładę się spać i jak dziecko odmawiam prostą modlitwę: „O dobry Jezu, kładę się spać/ Nic mi się złego nie może stać./ Mam na obronę znak krzyża Twego/ W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”.
Inna osoba opowiadała, że w sytuacji takiego wewnętrznego wypalenia włączyła Radio Maryja i razem odmówiła cały Różaniec. Sama nie potrafiła się skupić. Ból był zbyt przejmujący. Wartość wspólnotowej modlitwy odkryła wówczas z całą mocą. Są takie sytuacje, w których bez wspólnoty ducha, bez wspólnoty modlącego się Kościoła nie poradzę sobie sam.
Obawiam się nazwać zbyt mocno prostactwem opinie: Nie muszę chodzić do kościoła, jak będę miał ochotę, to zamknę się w swoim pokoiku lub pójdę na spacer i sam się pomodlę. Samo sformułowanie obnaża brak doświadczenia duchowego, a może i doświadczenia życiowego. Kto składa podobne deklaracje, najczęściej modlitwy nie odmawia wcale. Wspólnota Kościoła jest moją siłą. Życzę, aby każdy wierzący tego doświadczał nie tylko w czasie próby.
Przekonuję się, jak ważne jest w nauczaniu kapłańskim poruszanie tematów podstawowych, zdawałoby się oczywistych, np. o codziennej modlitwie, modlitwie rannej i wieczornej. Bardzo sobie cenią parafianie podsuwane rady. Jak echo wraca: kierować wzrok ku Stwórcy…
Jak co roku, w czasie kolęd święcę kilkanaście nowych wybudowanych domów. Gdy wchodzę do nowych mieszkańców, inicjuję rozmowę, próbuję nawiązać relacje. Gdzieś kłębi się obawa, że zostanę osądzony na podstawie tych kilku słów, jakiejś krótkiej wymiany zdań, w której nawet nie zdążę dotrzeć „na głębię”. Przecież nie znamy się. Ci, którzy przybywają, nie znają moich kazań, nie czytają „Głosu Parafii” z licznymi tekstami, niekiedy pisanymi późną nocą, aby zdążyć i na czas złożyć kolejny numer, ani razu nie byli na pielgrzymce, nie byli na festynie parafialnym, nie zasmakowali jeszcze w parafialnej kuchni ani tej festynowej - pysznego ciasta, ani tej duchowej, gdy milczymy po przyjęciu Komunii św. i gdy to milczenie jest dotykiem anioła, Bożego posłańca.
Czy będą mieli pragnienie budowania relacji z sąsiadami i relacji wiary, z Bogiem w swojej nowej parafii? Czy zapragną sięgnąć głębiej? Czy odczują, jaką wartość stanowią relacje, które w parafii wiejskiej nas, mieszkających lata całe, łączą i które budujemy tyle lat. Zapraszamy was do wejścia. Warto. Zapewniamy, znajdziecie prawdziwe życie. Bóg w swoim Kościele ofiaruje prawdziwe życie. Zawsze, ilekroć uczynimy najmniejszy krok ku Chrystusowi, wzbogacamy nasze życie.
Domy zamknięte, nieprzyjmujące kolędy w parafii wiejskiej stanowią ok. 5%. Znając już środowisko parafialne, zamknięte drzwi albo nieobecność na kolędzie są poważnym sygnałem problemów w rodzinie, np. rozpadu małżeństwa, odejścia męża, alkoholizmu, wstydu związanego z tymi lub innymi zjawiskami. Zamknięte drzwi domu pokazują zamknięte serce domowników, jakąś próbę ucieczki, bynajmniej nie rozwiązywania trudnych spraw. Brak nadziei w poszukiwaniu rozwiązania przez wiarę. Jeżeli wali się dom, wali się również dom duchowy. Wiara zawsze otwiera na Boga i na drugiego człowieka, grzech zamyka. Pojawia się wstyd, obawa, co inni powiedzą, że osądzą. Niekiedy zniechęcenie - bolących tematów lepiej nie podejmować. Zamknięte drzwi stanowią jakąś ucieczkę przed podjęciem rozmowy, możliwością wspólnego z księdzem poszukiwania rozwiązania. Duszpasterz mógłby wskazać, gdzie szukać pomocy, skierować do poradni specjalistycznej. Diecezja prowadzi w Toruniu taką poradnię: Katolicki Ośrodek Psychologiczno-Pastoralny „Cyrenejczyk”. Tam można zasięgnąć konsultacji psychologa, lekarza, poradzić się w sprawie naturalnych metod planowania poczęć, jak rozwiązywać konflikty z dorastającymi dziećmi itd.
Kapłan zawsze udzieli wsparcia duchowego, otoczy modlitwą. Ileż intencji zbieram co wieczór z kolędowych spotkań i zanoszę do Boga! Bywa, że ich nadmiarem czuję się nazbyt obciążony. Oddaję je Bogu. Sam jestem za słaby, aby je unieść. Następnego dnia nie podniósłbym się z posłania. Czuję się tak bardzo bezradny wobec zawierzanych spraw i bolączek. Wiem jednak, że dwie bezradności złączone zaufaniem, położone na sianie przed Jezusem, owocują cudem siły. Gdy opuszczam dom, pozostają ból, problemy, troski, ale człowiek zostaje inny. Człowiek, który pewniej uchwycił się Boga. Dostrzegł wyciągnięte ku niemu skrzydło anioła.
Co roku dzielę się garścią pokolędowych refleksji. Proszę księdza, to może się przyda do podsumowania, powiedziała parafianka. Jestem wdzięczny. Staram się wsłuchać z uwagą i szacunkiem w każdą rozmowę oraz dzielić się doświadczeniami i wiarą. W trakcie kolędy nie tyle zbieram informacje o liczbie parafian, o nowo zamieszkałych, o liczbie małżeństw sakramentalnych i niesakramentalnych. Na kolędę wychodzę na spotkanie jak żniwiarz, który zbiera kłosy Bożego ducha.
Nie mogło zabraknąć rozmów o świątecznej dekoracji. Okazałe choinki, pięknie udekorowane. Tyle w nich świeżości - powiedziała młoda kobieta. Wielkie, białe szydełkowane bombki. Mogę zdradzić, robione były przez pół roku przez dwie parafianki. Ile miłości do Jezusa zawierają w sobie.
Sporo rozmawialiśmy o wiatraku, o ocaleniu tego dumnego elementu wiejskiego, bierzgłowskiego krajobrazu. Wiele osób dzieliło zapał i entuzjazm. Potwierdzam swój zapał. Remont wiatraka to fascynujące dzieło. Ocalenie cząstki kultury materialnej naszego regionu. Na początku maja wiatrak będzie poświęcony i uruchomiony. Będzie można go nie tylko zwiedzać, lecz także uczestniczyć w kolejnych etapach mielenia mąki i przygotowania do pieczenia chleba. Na postawione pytanie o nadanie imienia wiatrakowi otrzymałem wiele odpowiedzi. Sporo osób potwierdzało, aby nadać imię Jan Paweł, nadać przy poświęceniu, które odbędzie się w roku beatyfikacji Papieża. Niektórzy sugerowali możliwość nadania imienia Wincenty lub Władysław, imienia ostatniego młynarza. Najwięcej jednak osób proponowało imię Karol. Imię chrztu Papieża. Mówili: Jan Paweł to zbyt dostojne dla wiatraka. Karol brzmi swojsko, a przecież tak samo odnosi do naszego Papieża.
Byłem w stadninie koni w Czarnym Błocie, która zasłynęła z kolędy zaśpiewanej przez konie. Rżenie zostało sprytnie podłożone pod melodię kolędy. Gdy jej słuchałem, zaśmiewałem się w głos. „To ksiądz może puszczać w żywej szopce”, usłyszałem.
W tym roku odwiedziłem 518 domów. Kolędowałem bez wytchnienia, codziennie przez 25 dni. Tradycyjnie przerwę zrobiłem tylko w sylwestra i Nowy Rok. Bóg zapłać za życzliwe przyjęcie. Za przyjmowanie mnie jako Bożego posłańca, za wspólną modlitwę, oczekiwanie na Boże błogosławieństwo i za złożone ofiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu