Ciężko mi to Państwu mówić, ale nie ma już najmniejszych szans. Co było w naszej mocy - zrobiliśmy. Jest jeszcze jedno. Ania może żyć nadal, w drugim człowieku. Jeśli wyrazicie tylko zgodę, pobierzemy jej serce i inne nieuszkodzone organy wewnętrzne do transplantacji. Kolejka ludzi oczekujących na drugie życie jest ogromna…” - powiedział lekarz. Rodzice na te słowa oniemieli, bo i owszem, słyszeli o przeszczepach narządów, ale to przecież dotyczyło innych, a teraz oni mają wyrazić zgodę lub sprzeciwić się przeszczepowi narządów swojego dziecka. To jakiś absurd! „Proszę Państwa, decyzja musi być podjęta natychmiast, nie możemy już dłużej czekać” - zaznaczył. Spojrzeli na siebie i jakby sami nie wierząc w to, co się dzieje, podejmowali decyzję w swoich sercach i umysłach. Rozumiejąc się bez słów, wyszeptali: „chcemy, by jej serce nadal biło, proszę wziąć też inne narządy, jeśli ktoś ich potrzebuje”.
Urodzeni po raz drugi
Reklama
Jest ich w kraju ponad 10 tys. Mówią o sobie, że urodzili się po raz drugi. Kilkadziesiąt lat temu byliby skazani na śmierć, kiedy ich chory narząd odmówił posłuszeństwa. Żyją dzięki transplantacji. Nawet jeśli pierwszy przeszczep został odrzucony, zwykle próbują po raz drugi. Często o tym, czy pobrane serce, nerka, wątroba, rogówka będą się nadawały do przeszczepu, decydują sekundy. Zwykle nie myśli się wtedy o innych - tragedia przytłacza zbyt mocno. Dochodzą do tego: lęk, szok, bariera psychologiczna, wywołane np. wieścią o wypadku, któremu uległa bliska osoba, czy też nieznajomość moralnych aspektów transplantacji. Ważne jest więc to, by dyskusje o śmierci i o tym, co będzie po niej, w rodzinach, w mediach nie były tematem tabu. Jest to też potrzebne po to, aby spróbować wyrwać się ze stereotypów w myśleniu, pokonać zwyczajny, ludzki lęk. W świetle wiary, nie absolutyzującej ciała ludzkiego, a zarazem podkreślającej jego godność (nazywanego przecież świątynią Ducha Świętego), przekazanie organów jest gestem wielkiej miłości, na wzór miłości Jezusa, który wydał się za nas na śmierć. Realizm życia przytłacza naszą codzienność. Ważne, aby szczególnie kierowcy, narażeni w dużym stopniu na utratę życia, byli przygotowani do takich sytuacji. To żadem wstyd ani też kuszenie losu. To wyraz mądrości, roztropności, znak odpowiedzialności i dojrzałości wiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Darowane życie
Andrzej Karpiński, 30-letni mieszkaniec Zagłębia jest już 10 miesięcy po przeszczepie serca w Klinice Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii Collegium Medicum UJ: „Moja choroba zaczęła się jak wiele innych chorób, miałem po prostu grypę, jednak ta została niewyleczona. Potem złapało mnie zapalenie płuc, a następnie zapalenie mięśnia sercowego. Zakwalifikowano mnie do transplantacji. W stosunkowo szybkim czasie znaleziono dla mnie dawcę. Nie wiem, kim był, ale wiem, że jego śmierć przedłużyła moje życie. Codziennie modlę się za niego. W końcu jest częścią mnie” - wyznaje p. Andrzej.
W kolejce po serce czeka też p. Marek Gniewkowski z okolic Sosnowca. Jego sytuacja jest podobna, czeka w Klinice Chirurgii Serca na przeszczep. Jednak z obawą, bo jak na razie nie ma dawcy. „To jasne, że się boję, ale i ufam, że znajdzie się dla mnie serce; bez niego nie przeżyję” - mówi pacjent.
„Cenię życie i cieszę się każdą chwilą”
Reklama
Był normalnym, czynnym zawodowo człowiekiem. Stres, zabieganie, praca na pierwszym miejscu... pierwszy, drugi, trzeci, czwarty zawał serca; zagrożenie życia. Leżąc w szpitalu nie miał siły podnieść szklanki do ust, usłyszał wyrok: przeszczep albo śmierć... „Moje nowe serce było z Wrocławia. Wiem, że dawcą był 21-letni chłopak, który zginął w wypadku. Do dziś - a to już 13 lat - biorąc leki, dziękuję za drugą szansę. Człowiek po przeszczepie czuje i zachowuje się inaczej; nie zostawiam spraw do załatwienia na przyszłość, cenię życie, cieszę się każdą chwilą. Pamiętam o dawcy, jestem bardzo wdzięczny za dar, jaki otrzymałem” - mówi Andrzej Papacz, człowiek po przeszczepie serca, który jeździ na spotkania organizowane w całym kraju, aby propagować ideę transplantologii. Rok temu gościliśmy go także w naszej diecezji, w Wolbromiu. „Zależy mi, aby ludzie na ten temat rozmawiali, uświadomili sobie problem i możliwości, jakie ma współczesna medycyna. Każdy może być potencjalnym dawcą albo biorcą...” - stwierdza p. Andrzej.
Tak dla transplantologii
Gościem wolbromian była też Elżbieta Orczyk, która także w całym kraju głosi ideę transplantacji. „Żyłam ze swoim mężem 27 lat. Lekarze zdiagnozowali u niego tętniaka podpajęczynówkowego, którego nie można było operować. Wiedział, co go czeka i umiał swoją rodzinę przygotowywać na swoją śmierć. Zadeklarował, że odda narządy, które uratują życie innym. Był to dla mnie szok, ale jego słowa utkwiły mi w pamięci... Kiedy lekarz zadał mi pytanie, czy zgadzam się na pobranie jego narządów, bez wahania odpowiedziałam tak” - mówi pani Elżbieta, która miała 2 minuty na podjęcie decyzji. „Nie myślałam, co dobrego robię tym podpisem, bo myślałam tylko o tym: Jaś będzie żył w innych. Oddałam jakby cząstkę siebie... Potem nie było łatwo, śmierć najbliższej osoby sama w sobie jest bardzo trudna, pojawiły się plotki i oskarżenia, że zrobiłam to dla pieniędzy. Uratowaliśmy 6 osób” - wspomina Elżbieta Orczyk, która swoje własne tzw. oświadczenie woli, że w razie nagłego zdarzenia wyraża zgodę na to, aby być dawcą, nosi stale przy sobie.
Rutynowa, bezpieczna, skuteczna
Każdy człowiek może stanąć w sytuacji potrzebującego lub dawcy. Prof. Wojciech Rowiński nie dziwi się, że przeszczepy wciąż budzą emocje, więc kiedy mówi o transplantacji, waży każde słowo. Wiele razy się przekonał, jak łatwo zaszkodzić sprawie. „Medycyna transplantacyjna tym się różni od innych dziedzin medycyny, że może się rozwijać wyłącznie w przypadku akceptacji społecznej, ponieważ jest potrzebny narząd, którego nie można wyprodukować ani kupić. Niemal wszystkie kraje świata mają przepisy prawne pozwalające na przeszczepy, niemal wszystkie religie zgadzają się na nie. Ale obyczaj powoduje, że w społeczeństwie pojawiają się wahania, mimo że medycyna transplantacyjna stała się rutynową, bezpieczną i skuteczną metodą leczenia chorych.
Polskie prawo nie wymaga, by pytać rodzinę osoby umierającej, czy zgodzi się na pobranie narządów do przeszczepów, ale żaden lekarz nie zrobi tego wbrew opinii rodziny. Gdyby społeczeństwo wyraziło zgodę, aby narządy były pobierane od wszystkich zmarłych z wyjątkiem tych, którzy zrobili zastrzeżenie w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, byłoby co najmniej o jedną trzecią więcej przeszczepów od zmarłych” - twierdzi Profesor.