Burza, która rozpętała się na Golgocie po owym przerażającym
krzyku Skazańca z krzyża rozproszyła najbardziej ciekawskich. W tumulcie
owej pełnej lęku ucieczki mało kto słyszał słowa setnika, dającego
świadectwo, że zaiste: Ten był Synem Bożym.
Faryzeusze tryumfowali, w tawernach lało się wino kupowane
za srebrniki kłamstwa. Podpici "bogacze" już rozglądali się za kolejną
okazją do podobnego zarobienia pieniędzy. W mroku zapadającego wieczora
szukali schronienia ci, którzy zawierzyli Jezusowi i poświęcili mu
trzy lata swojej obecności. Teraz, zalęknieni szukali miejsc schronienia.
Wydawało się, że skończył się pewien epizod świata. Nawet
ogarnięci bojaźnią stróże grobu otrząsnęli się z pierwszych odruchów
lęku i popadli w spokojny sen. A czas dojrzewał do Zmartwychwstania.
Wiara i pewność Maryi, determinacja Magdaleny, to jedyne światełka
w tej przestrzeni niewiary i lęku. A jednak te migotliwe światełka
rozbłysły radością wielkanocnego Alleluja, spotęgowane mocą Boga,
który wskrzesił swego Syna z martwych. Takie lub tym podobne słowa
usłyszymy w Niedzielę Zmartwychwstania. Przyjmiemy je jako coś oczywistego.
A trzeba pomyśleć, że Zmartwychwstanie nie jest jednorazowym
aktem. Ono dokonuje się ciągle. Ono dotyka naszych serc, o ile mamy
ową nadzieję i miłość Magdaleny. Po co o tym piszę?
Oczyma wyobraźni przebiegam wieczorną porę Niedzieli
Zmartwychwstania. Niemal wszystkie okna ozdobione są poświatą telewizora.
Oznaczają one jedno - w domach się nie rozmawia. Lub tylko markuje
się zainteresowanie tym, co ktoś mówi, a tak naprawdę to śledzi sie
akcję kolejnego z licznych seriali.
W domach o takiej poświacie się nie czyta. Straciliśmy
wiarę w moc słowa. A skoro tak, powoli wygasa w nas wiara w potęgę
Słowa, które było na początku i przez które wszystko się stało. Słowo
pisane daje szansę powrotu do przeczytanych treści, stwarza okazję
refleksji. To już przeżytek. Dziś karmimy się słowem mówionym. To
ulata, pozostaje tylko osad, dobrze zaprogramowany przez tych, którzy
te słowa emitują.
Nie są to czcze słowa. W redakcji raz po raz pojawiają
się księża, którzy zmniejszają nakład naszego Tygodnika. Często,
usprawiedliwiając się mówią: "Wie ksiądz, właśnie zmarła mi kolejna
babcia, która prenumerowała Niedzielę, a jej dzieci nie chcą gazety
kupować".
I tak nakład Niedzieli staje się wielką bezimienną klepsydrą
mówiącą o odchodzeniu ludzi miłujących słowa, i świadectwem umierania
słowa.
Ostatnio ukazała się książka, która winna znaleźć się
w wielu katolickich domach. Są nią watykańskie rekolekcje wygłoszone
przez świadka wiary i męczennika, kardynała Nguyena Van Thuan. Nosi
tytuł Świadkowie nadziei i jest swoistym diariuszem czasów męczeństwa.
Ów kardynał Wietnamczyk trzynaście lat spędził w komunistycznym więzieniu,
z tego dziewięć w całkowitym odosobnieniu. Mszę św. odprawiał konsekrując
na dłoni kilka kropel wina i jedną wody. Całe te rekolekcje zapisane
w tej książce są pasmem świadectwa wiary i męczeństwa. Propagowałem
tę pozycję wśród ludzi, którzy przygotowują się do posługi słowa.
Sprowadziłem pewną ilość i dałem w prezencie ludziom świeckim. Są
zachwyceni. Kiedyś poproszono mnie o kolejny egzemplarz. Nie miałem.
Bez wiary zapytałem o książkę odpowiedzialnego za seminaryjną księgarenkę.
Uśmiechnął się i zapytał: ile ksiądz potrzebuje? Zdębiałem. Wspominam
czasy, kiedy pojawiła się książka, też rekolekcje watykańskie, biskupa
Ablewicza. Trudna. Rozbijaliśmy się za nią. I czytaliśmy.
Te smutne refleksje pragnę nieco ocieplić bajką, którą
dedykuję wszystkim, jako świąteczny upominek.
Historia ta rozpoczyna się, gdy królestwo perfidnego
Gargamela XV rozciągało się na całym świecie. Straszny czarodziej
i jego słudzy przygotowali aparat, który wysyłał niewidzialne promienie.
Czyniły one z ludzi marionetki w ich rękach. Promienie wychodziły
z wielkich wież, docierały do domów i przekonywały ludzi, że ich
królestwo jest najlepsze, że życie polega na zabawie i jedzeniu,
na podróżowaniu, śpiewaniu i wydawaniu pieniędzy. Pawełek był chłopcem
miłym i usłużnym. Również on oglądał filmy, kupował zabawki, błyszczące
buty i inne niepotrzebne rzeczy, jakie sugerowały mu i innym dzieciom
promienie. W szkole starał się częściowo sprawić przyjemność nauczycielce
i zapamiętać tylko tyle, ile potrzeba było, by odpowiedzieć na pytanie.
Pewnego dnia Pawełek kupił mleko pani Paladini, starej
emerytowanej nauczycielce. W zamian ona podarowała mu książkę. Pawełek
uśmiechnął się grzecznie, ale książki wówczas nie podobały się nikomu.
Promienie perfidnego Gargamela podpowiadały każdemu, że czytanie
jest czynnością nudną i niepotrzebną.
Pawełek wyruszył do domu z wielką księgą pod pachą. Był
piękny, wakacyjny dzień. Chłopiec usiadł na ławce w dużym parku.
Książka miała grubą, kolorową okładkę, która zachęcała: "Otwórz mnie!"
. Pawełek otworzył książkę.
Pod rysunkiem uśmiechniętej twarzy wielkimi, złotymi
literami wydrukowane było słowo. Pawełek przeczytał je głośno: ŻYCIE.
Słowo to trzasnęło w powietrzu, jakby ktoś zatrzepotał skrzydłami.
Potem zdarzyło się coś jeszcze dziwniejszego. Dwie sylaby, które
tworzyły słowo, oderwały się od strony, wygięły się zgrabnie i przekształciły
w skrzydła, i powoli słowo uleciało niczym motyl o wielkich złocistych
skrzydłach. Okrążyło głowę chłopca, dotknęło kosa, który zakwilił,
musnęło liście brzozy, które zaszeleściły, jakby poruszone wiatrem.
Słowo ŻYCIE znów wzleciało w powietrze. Wtem zauważyło
jakiegoś chłopaka, który nożem usiłował wyciąć małe drzewko. Zleciało
gwałtownie i dotknęło głowy chłopaka. On nagle zatrzymał się, zmarszczył
czoło i powiedział po cichu: ŻYCIE. Zostawił w spokoju drzewko, nawet
pogłaskał je. Słowo znów uniosło się w górę. Pawełek spoglądał oczyma
pełnymi zdumienia.
Przewrócił stronę i przeczytał nowe słowo: POKÓJ. Gdy
tylko zdążył je wymówić, słowo wygięło się, stało się kolorowe i
uniosło się, zataczając w powietrzu koła niczym bumerang. Dwaj kierowcy
kłócili się. Słowo uderzyło ich delikatnie, prawie niewyczuwalnie,
kierowcy zatrzymali się, zastanowili się, a potem uściskali sobie
ręce.
W kwaterze głównej Gargamela XV zaczęły dzwonić, jeden
po drugim, wszystkie alarmy. Pierwszy Doradca Generalny przyszedł
do biura perfidnego króla i powiedział: "Szefie, zgłoszono niebezpieczne
zaniki władzy w sektorze północno-zachodnim". Sprawdzimy przyczyny
i będziemy interweniować, powiedział Gargamel. Włączył monitor, na
którym mógł kontrolować wszystkie zakątki swego królestwa. Na ekranie
pojawił się Pawełek. Gargamel XV zamruczał i uśmiechając się szyderczo
powiedział: "To tylko dziecko z książką! Cóż może nam zrobić?". - "
A jednak...", zrzędził Pierwszy Doradca Generalny... Tymczasem Pawełek
nadal czytał słowa w swej książce. Przeczytał WOLNOŚĆ. Słowo wyskoczyło
jak korek z butelki szampana z orszakiem iskier i świecących kropelek.
Gdziekolwiek słowo przebiegało, przenikało ludzi jakby
prądem elektrycznym. Wielu podnosiło głowy i prostowało plecy, ich
spojrzenia stawały się pełne życia. Ktoś zaczynał obmyślać nowe projekty.
Pawełek przewrócił kartkę i przeczytał: ODPOWIEDZIALNOŚĆ,
SPRAWIEDLIWOŚĆ, DUCHOWOŚĆ. Wszystkie te słowa zaczęły unosić się
w powietrze i wędrować przez świat. ODPOWIEDZIALNOŚĆ miała wygląd
trochę surowy, ale tam, gdzie się zatrzymywała, wszystko zaczynało
lepiej funkcjonować. W urzędach urzędnicy zachowywali się uprzejmie,
wysłuchiwali petentów, mądrze załatwiali sprawy. Wielu uczniów odrabiało
lekcje, a jakiś chłopiec nawet pomagał matce w nakrywaniu do stołu.
Pewien człowiek, który miał pusty dom, użyczył go rodzinie imigrantów,
którzy nie mogli płacić czynszu. A słynny aktor wstąpił do klasztoru.
Ale zdarzyło się jeszcze coś gorszego: zauważył to Pierwszy Doradca
i szybko powiadomił Gargamela XV. "To straszne, królewska mość!.
Ktoś zaczął myśleć!". "Musimy zneutralizować to nieszczęście" - powiedział
Gargamel zielony ze złości. Udał się do wielkiej sali operacyjnej
i rozkazał technikom: "Skoncentrujcie największą moc promieni na
tym chłopcu i na jego przeklętej książce!". Aparaty zaczęły pracować
coraz szybciej. Powietrze wielkiego salonu kulistego stało się gorące.
Lasery zaczęły oddziaływać na park, na ławkę, na chłopca i na książkę.
Ogromna moc miała spaść na biednego Pawełka. Chłopiec nie był świadom
tego wszystkiego. Pochłonęły go zupełnie nowe odkrycia. Słowa z jego
książki oddziaływały również na niego. Fruwały w jego umyśle, tańczyły,
łączyły się i wymieniały. "Ja teraz myślę!" - stwierdził radośnie.
Było to zupełnie nowe odczucie.
W pewnym momencie zaatakowany został nagłym światłem
i zobaczył rodzaj kuli ognistej, która zdążała ku niemu. Ale zdarzyło
się coś nadzwyczajnego. Jakby wezwane niewidzialnym rozkazem, przybyły
z czterech stron świata słowa przeczytane przez Pawełka. Zjawiło
się ŻYCIE, poruszając świecącymi skrzydełkami, POKÓJ, obracający
się na kształt bumerangu, WOLNOŚĆ ze smugą kropelek, a potem wszystkie
pozostałe: ODPOWIEDZIALNOŚĆ, SPRAWIEDLIWOŚĆ, SOLIDARNOŚĆ, RADOŚĆ...
Połączyły się ze sobą, tworząc jakby łańcuch, potem utworzyły
rodzaj kabiny ochronnej wokół coraz bardziej zdumionego Pawełka...
Wielka kula ognista utworzona z promieni Gargamela XV uderzyła w
warstwę ochronną, utworzoną ze słów Pawełka, zaskwierczała przez
chwilę i zgasła z gwizdem. Na ziemi została dymiąca kulka, nie większa
od główki zapałki. Pawełek zdeptał ją i powrócił do domu z książką
pod pachą.
Wszystkim Czytelnikom życzymy obfitości darów Zmartwychwstałego,
z nadzieją, że wśród nich znajdzie się i dar zmartwychwstania słowa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu