Reklama
Jaki to świat? Widziany lub niewidziany przez niepełnosprawnych. Świat wysokich krawężników, stromych schodów i wielu innych barier. Jak się żyje w takim świecie, co o takim świecie myślą niepełnosprawni, i co można zrobić, aby im pomóc. Spróbujmy spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość przez pryzmat ludzi, dla których codzienność jest zwykle bardziej wymagająca niż dla nas, ludzi sprawnych.
- W młodości uprawiałem sport: koszykówkę, piłkę nożną. Świat leżał u moich stóp, tak przynajmniej myślałem, młodość, sport, radość, piękne życie - opowiada 40-letni Bartosz z Wałbrzycha. - Po maturze plany, wakacje, a potem studia. Właśnie wakacje, i ten niefortunny skok do wody. Paraliż od pasa w dół. Załamanie, później rehabilitacja, długa i ciężka. Całkowita zmiana planów życiowych, wymarzone studia poszły w odstawkę, zaczęła się walka o równowagę psychiczną i fizyczną. Dzisiaj Bartosz jest urzędnikiem w jednej z państwowych instytucji. Chodzi o kulach, jest rosłym mężczyzną, tężyzna fizyczna ukształtowana przed wypadkiem, hart ducha sportowca, nie pozwala mu usiąść na wózku. Każdego dnia musi podejmować wysiłek, aby się nie poddać.
- Zwykłe czynności zajmują mi więcej czasu niż ludziom w pełni sprawnym, muszę polegać na moich rękach, którymi dźwigam całe moje ciało. Droga do samochodu, do biura, jest długa, idę powoli, opierając się na moich kulach, ale daję radę - dodaje z uśmiechem.
Niewidoczny świat
- To była próba, która wiele mnie nauczyła - wspomina Tomek z Wałbrzycha. - W szkole średniej w trakcie zimowych ferii harcerze zorganizowali w Wambierzycach rekolekcje. Prowadzący ks. Krzysztof Bojko, harcerz w sutannie, zaproponował, aby jeden dzień pobytu przeżyć ze zawiązanymi oczyma. To doświadczenie zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Pamiętam poranną toaletę, poszukiwanie rzeczy, kranu w łazience, bez pomocy nie potrafiłbym znaleźć wyjścia z domu rekolekcyjnego. Najprostsze czynności, które każdego dnia wykonywałem niemal automatycznie, teraz urastały do rangi nierozwiązywalnego problemu. W sposób szczególny przeżyłem poranną modlitwę i Eucharystię. Całkowicie skupiałem słuch, myślę, że to była jedna z pierwszych Mszy św. w moim życiu, kiedy wsłuchiwałem się w treści modlitw. Zrozumiałem również, jak wiele zależało od innych, abym mógł normalnie funkcjonować. Wyjście na zewnątrz, przejście przez ulicę, nie byłoby możliwe bez pomocy innych. To cenne doświadczenie pomogło mi zrozumieć, z czym na co dzień borykają się osoby niewidzące.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Świat kruchych kości
Reklama
- Jako świecki szafarz Komunii św. chodzę do chorych - opowiada Andrzej z miasta w naszej diecezji. - Przeważnie są to ludzie starsi, ale zdarzają się również ludzie w sile wieku i młodzież. Jedna z rodzin była szczególnie dotknięta niepełnosprawnością. Ojciec niepełnosprawny i jego nastoletnia córka. Rzadka choroba, kości dziewczynki były tak kruche, że niemal łamały się od przeciągu. Przechodziła co pół roku operacje, które miały pomóc jej w normalnym wzroście. Z jakiś powodów choroba to hamowała. Łamanie i składanie kości pozwalało ten proces ratować. Efekty były widoczne. Tak czy inaczej borykali się z tym problemem. Pamiętam radość na twarzy dziewczynki, kiedy odważyłem się i zaproponowałem, że co niedzielę będę ją znosił do wózka i woził do pobliskiej świątyni na Mszę św. Tata dziewczynki, poruszający się o kulach, nie był w stanie tego robić. Do akcji włączyła się młodzież, tak że co niedzielę ktoś inny pomagał. Dodać należy, że dziewczynka mieszkała 100 m od świątyni.
Świat bez nóg
- Musimy amputować pani nogę, to konieczne, aby ratować życie, obwieścił mi lekarz - wspomina Róża z Wałbrzycha. - Popłakałam się, na starość przyjdzie mi być kaleką, pomyślałam. Ale przyjęłam to. Nawet podjęłam próby chodzenia przy pomocy protezy. Dawałam radę, choć podeszły wiek nie sprzyja takim wyzwaniom. Mąż dopóki żył, wspierał mnie. Ta pomoc była nieoceniona, zwłaszcza kiedy okazało się, że zaistniała konieczność amputowania drugiej nogi. Pozostał wózek. I tak jest do dzisiaj. Ale nie poddaję się, pomimo 80 lat jestem wciąż aktywna. Z domu na wózku znoszą mnie wnuki, właśnie wybieram się na wakacje w okolice Nowego Sącza. Jadę tam na kilka miesięcy. To rodzinne strony męża, tam wypoczywam. Siłę jednak czerpię z codziennej modlitwy. Różańca nie wypuszczam z rąk. Czasami się zastanawiam, po co jeszcze żyję. Ale skoro Bóg tak chce, to ja się cieszę życiem każdego dnia. Czasami jest bardzo ciężko, przeżywam bóle, które łagodzę tabletkami, ale skoro taka wola nieba…
Upośledzony świat?
Reklama
- Każdy ma duszę sprawną, nie ma niepełnosprawnej duszy - podkreśla Genowefa Nowotarska, koordynatorka obchodów Dnia Niepełnosprawnych w diecezji świdnickiej, nauczycielka religii w Zespole Szkół Specjalnych ze Świdnicy. - Niepełnosprawni ludzie są tacy sami jak my, potrzebują miłości, zauważenia. Dzieci z upośledzeniem umysłowym w znacznym i mniejszym stopniu, tak samo potrzebują bliskości drugiego człowieka jak każdy z nas. Dowodem na to niech będzie fakt, że hasło i logo Dnia Niepełnosprawnych wymyśliły właśnie te dzieci. Hasło „Dobrze, że jesteś” - nie obok mnie, ale ze mną, jako mój przyjaciel, dzieci wypowiadają z rozbrajającą szczerością i wdzięcznością. Bez żadnej bariery podchodziły do bp. Adama Bałabucha i ściskając mu dłoń, mówiły: dobrze, że jesteś. Kiedy planowaliśmy pierwsze obchody, uznaliśmy, że warto mieć logo. Na lekcji dziewczynka w odpowiedzi na tę propozycję narysowała na tablicy serce, a w nim dwie koślawe postaci - jedną dużą i drugą małą. Tłumacząc, że duża postać pomaga tej małej, innymi słowy, duży zawsze pomaga mniejszemu bez względu na to, kim jest. I takie logo zostało, serce wpisane w słońce i dwie koślawe postaci.
Duszpasterstwo niepełnosprawnych
- Każdego roku 2 czerwca Mszę św. starają się odprawiać nasi księża biskupi. Mamy również duszpasterza ks. Jarosława Genibora. Cenimy to sobie bardzo, tym bardziej, że jest nas co roku więcej. Na zaproszenia odpowiadają stowarzyszenia osób niepełnosprawnych, szkoły specjalne z całej diecezji. Widzimy, jak bardzo zmieniają się również rodzice dzieci niepełnosprawnych, kiedyś dzieci więcej czasu spędzały w domach, dzisiaj jest inaczej - dzieli się pani Genowefa. - Dlatego zawsze po Mszy św. w katedrze księża biskupi prowadzą radosny pochód dzieci do siedziby szkoły przy ul. Jagiellońskiej 21, gdzie odbywa się festyn. Nigdy nie brakuje dobrej zabawy i radości. Chcemy pokazać światu, naszej diecezji, że niepełnosprawni są wśród nas i potrzebują dokładnie tego samego, co my, zdrowi.
Biskupia troska
- Zauważamy szczególną troskę Biskupa Adama nad ludźmi niepełnosprawnymi - dzieli się pani Genowefa. - To bardzo budujące i ważne dla nas. Bardzo mu za to dziękujemy. Biskup Adam ze szczególną uwagą traktuje również grupę 7. Pieszej Pielgrzymki Świdnickiej - grupę duchowego uczestnictwa, w której w większości to ludzie chorzy i cierpiący, niemogący już brać udziału osobiście w pielgrzymowaniu. - Wydaliśmy specjalny modlitewny przewodnik dla grupy siódmej - mówi ks. Romuald Brudnowski, główny przewodnik pielgrzymki. - Na tej grupie bardzo zależy Biskupowi Adamowi, który poświęca im wiele uwagi.
Niech ta troska duszpasterzy i wychowawców wzbudzi również wśród nas potrzebę bycia z siostrami i braćmi dotkniętymi różnymi ułomnościami fizycznymi i intelektualnymi. Niech ta obecność zasługuje na wdzięczne: dobrze, że jesteś.