Agnieszka Bugała: - Każdy dom ma swoje tradycje związane ze świętowaniem Bożego Narodzenia. Jak świętowano w domu Pana Prezydenta?
Rafał Dutkiewicz: - Mieszkaliśmy w małej miejscowości Mikstat, w południowej Wielkopolsce, w rynku i wszyscy trzej - ja i moich dwóch barci - urodziliśmy się w pokoju sąsiadującym z tym, w którym zawsze odbywała się wigilia. To był stary dom, wysokie pokoje, choinka, którą kupował i instalował tato, miała ok. 4 metrów wysokości.
AB: - Prawie jak w kościele...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Tak, a tato ją jeszcze „poprawiał”, więc była zawsze bardzo symetryczna i równa. Kupował zawsze dwie i łączył je w jedną.
AB: - W jaki sposób?
- Robił dziury w pniu i wkładał w nie gałęzie. A do stołu siadaliśmy zawsze z pierwszą gwiazdką, więc wypatrywaliśmy jej przez okno. Było dużo prezentów i często na święta przyjeżdżała do nas babcia.
Gdy byliśmy więksi, to dużo jedliśmy. Trzech chłopaków potrafi dużo zjeść. Dlatego spośród licznych, pysznych potraw przygotowywanych przez mamę, najbardziej pamiętam makowce: zawijane, oblewane lukrem.
AB: - Kto ucierał mak?
Reklama
- Jarek, Sławek i ja, robiliśmy to wspólnie. Mak ucierało się w glinianej misie, a potrzeba było dużo, bo mama robiła do dwudziestu takich makowców. Ucieranie nie było moim ulubionym zajęciem, ale trzeba było to robić. Pamiętam jeszcze okna w tym mieszkaniu - od strony rynku były podwójne, ale z drugiej strony albo pojedyncze albo trochę nieszczelne, więc mróz malował na szybach kwiaty. Przez te obrazy wypatrywaliśmy pierwszej gwiazdki.
Południowa Wielkopolska jest inna klimatycznie niż reszta Wielkopolski i Wrocław. To są Wzgórza Trzebnicko-Ostrzeszowskie i jest tam nieco ostrzejszy klimat, dlatego prawie każdej zimy był śnieg. Stąd święta we wspomnieniach z dzieciństwa, to dla mnie także biel i sanki. W moim domu rodzinnym nie piło się alkoholu. Natomiast do wigilii podawano w kryształowych kieliszkach wino. I nie był to napój towarzyszący, ale raczej chrześcijański symbol. Kiedy byłem już młodzieńcem również dostawałem troszkę wina i pamiętam, że bardzo mi nie smakowało.
Krzysztof Kunert: Czy na stole spotykały się smaki różnych kuchni?
- Mój ojciec pochodził z Wielkopolski, a mama z Małopolski, ale kuchnia była raczej zdominowana przez mamę. Zawsze była zupa grzybowa, barszcz, „chudy” bigos, czyli kapusta, i co ciekawe, podawana z łazankami. Był karp robiony na półsłodko. My staliśmy w kolejkach po karpia, ale to ojciec zawsze kupował i było tych ryb w nadmiarze. Był taki zwyczaj, odkąd pamiętam, że kilka ryb i ciast zanosiliśmy do mieszkających niemal po sąsiedzku sióstr zakonnych. Tato był okulistą, ale ponieważ to mała miejscowość, był też lekarzem domowym. Dlatego w czasie przedświątecznym ludzie przynosili różne dary. To były chleby wiejskie, wypiekane jeszcze w domowych piecach. Myśliwi przynosili zające i potem one kruszały wisząc za domem. To wszystko, o czym opowiadam, staram się przenosić na grunt mojego domu.
AB: - Czy to się udaje? Od 2002 r., gdy został Pan prezydentem Wrocławia wiele domowych zwyczajów zostało chyba podporządkowanych pracy?
Reklama
- Czas przedświąteczny jest najtrudniejszy, ale same święta staramy się mieć już tylko dla siebie. Moja żona Ania gotuje chyba jeszcze lepiej niż moja mama. Zresztą jestem już teraz osadzony w smakach jej kuchni. Ze względu na to, że teść pochodzi ze Lwowa, pojawiają się na wigilijnym stole smaki Wschodu. Jest kutia, są uszka, pierogi. Ania przygotowuje kilka potraw takich jak mama i myślę, że to piękny ukłon w stronę mojej rodziny. Teść robi rybę w galarecie. I to jest mistrzostwo świata. Doceniam to tym bardziej, że ja w ogóle nie umiem gotować.
AB: - Panie Prezydencie, a jak się udaje Panu duchowe przygotowanie do Bożego Narodzenia?
- To jest największe wyzwanie i trud tego przygotowania w domu w dużej mierze spoczywa na mojej żonie. To ona pilnuje, aby dzieci poszły do spowiedzi. Ja staram się, aby w te dni poprzedzające święta wracać do domu wcześniej. Jednak jest to trudne, ponieważ Polska jest ogarnięta manią różnego rodzaju wigilii. Wiem, że wypływa to z dobrych intencji, jednak uważam, że wigilia i święta mają charakter bardzo intymny, rodzinny. I choć także wspólnotowy, to wolałbym jednak, aby chodziło o wspólnotę parafialną, a więc w wymiarze religijnym, a nie każdą. W zeszłym roku uczestniczyłem w kilkunastu takich spotkaniach. Gdy zaczynałem pracę było ich w kalendarzu kilkadziesiąt. W sensie intencji jest to piękne. W sensie obyczaju myślę, że zamazuje nam istotę tego, co najważniejsze.
AB: - Powiedział Pan niedawno, a propos dyskusji o tym, czy święto Trzech Króli powinno być dniem wolnym od pracy, że wolałby Pan, aby był to Wielki Piątek?...
- Uważam, że Wielki Piątek absolutnie powinien być dniem wolnym od pracy. W tym dniu świat chrześcijański powinien zastygać. Dla mnie jest gorszące to, że w tym dniu świat komercyjny żyje swoim życiem, że się kręci, że pędzi, a Chrystus umiera.
Reklama
AB: - Wigilia w domu Państwa Dutkiewiczów?
- Czas przedświąteczny nie jest, niestety, dla mojego domu czasem wyciszenia, ale udaje nam się wyciszyć podczas Wigilii i w same Święta, wtedy wszystko na chwilę zwalnia. W czasie wigilii modlimy się, dzielenie się opłatkiem poprzedzamy czytaniem fragmentu Pisma Świętego. Przed wigilią ja i Ania pościmy.
AB: - Jak się modli prezydent Wrocławia...?
- Chciałbym się modlić skutecznie... Można próbować tak robić, aby modlitwą było życie. I to jest odpowiedź i prawdziwa, i wymijająca. Największe kłopoty dla mnie, z modlitwą, to brak koncentracji. Moje życie zawodowe, jego tempo, sprawiają, że mam szczególną trudność, aby wysiąść z tego pędzącego pociągu. Myśli są rozbiegane. Dopiero wtedy, kiedy staram się mieć chwilę ciszy, refleksji, widzę, z jaką trudnością to przychodzi, ile walki wymaga. Mnóstwo spraw ważnych i ważniejszych wciąż mnie absorbuje. Uważam, że modlitwa i czas na nią są najważniejsze, jednak to, do czego ja przywiązuję ogromną uwagę, to rachunek sumienia.
AB: - W jaki sposób prezydent Wrocławia wybiera prezenty gwiazdkowe dla swojej rodziny? Ma na to czas?
Reklama
- Niestety, nie mam. Na szczęście teraz oferta handlowa jest tak duża, że niekoniecznie trzeba wszystko wcześniej zaplanować. Choć ja z przyzwyczajenia siadam wraz z żoną nad kartką i wymyślamy. Staramy się nie kupować zbyt drogich prezentów, ale też dbamy o to, aby on naprawdę sprawiał przyjemność.
KK: - Czy udaje się Państwu być na Pasterce, intymnie, rodzinnie?
- Zawsze rodzinnie, choć nie zawsze na Pasterce. Często wybieram wraz z rodziną Mszę św. dopołudniową w pierwszy dzień świąt, a nie o północy.
KK: - Czego można życzyć prezydentowi Wrocławia?
- Najpierw to ja chcę życzyć wrocławianom, aby nie lękali się przyszłości, aby zachowali ten optymizm, z którego słyną. Życzę też, aby w spokojnej modlitwie powierzyli swoje sprawy. I by znaleźli czas na pomoc najbiedniejszym. A mnie trzeba życzyć uśmiechu.