Mariusz Rzymek: - Jak długo dojrzewał w Waszych głowach materiał, który znalazł się na krążku „Panu naszemu”?
Jan Stachura: - Materiał na płytę z kolędami tworzyliśmy przez trzy lata, a ukończyliśmy rok temu. Gdy aranżacje były gotowe, zaczęliśmy je publicznie prezentować. Podczas ubiegłorocznego opłatka dla ludzi kultury, prezydentowi Bielska-Białej spodobały się wykonywane przez nas kolędy i zapowiedział, że Miasto będzie finansowo uczestniczyć w ich nagraniu. Płyta jest więc finalizacją podjętych wtedy zobowiązań.
- Ile kolęd udało się zmieścić w nowym albumie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Piotr Mirecki: - Na płycie zamieściliśmy dziewięć kolęd tradycyjnych i jedną mojego autorstwa. Jest więc zachowana analogia z albumem pieśni pasyjnych. Tam też wśród znanych, typowych dla okresu Wielkiego Postu utworów pojawiła się jedna moja kompozycja.
- Co sprawia, że Wasze kolędy będą się wyróżniać spośród tylu innych wykonań?
Krzysztof Maciejowski: - Wykonujemy tradycyjne kolędy, dodając im kolorytu typowego dla zespołu. Pobrzmiewają więc w nich odcienie naszych fascynacji muzyką etniczną, której rodowodu można szukać w kulturze flamenco, rytmach cygańskich, irlandzkich, żydowskich i oczywiście góralskich. Tę kompilację można określić mianem pozytywnej akustycznej fali.
Reklama
- Ile czasu zajęło Wam zgrywanie kolędowego repertuaru?
Jan Stachura: - Jakieś pięć tygodni, od połowy października do połowy listopada. Nagrywaniem naszych kolęd zajmował się w krakowskim studiu Paweł Hebda. Z jego pracy jesteśmy bardzo zadowoleni. To pasjonat dźwięku i wyraźnie słychać to na płycie. Muszę przyznać, że nas samych pozytywnie zaskoczył efekt finalny, który Paweł nam zaprezentował.
- Według jakiego klucza wybieraliście kolędy?
Jan Stachura: - Ja nie wiem... Moje propozycje zresztą nie przeszły, więc to pytanie nie jest do mnie. Hmm… a może to właśnie dlatego ta płyta jest taka dobra (śmiech). Mówiąc poważnie, wszystko zależało od tego, czy zaaranżowana kolęda „zażarła”. Jeżeli nie, jeżeli była bez wyrazu, to staraliśmy się zastąpić ją inną. W ten sposób doszliśmy do satysfakcjonującego nas zestawienia.
- Czy Wasze zwycięstwo na festiwalu piosenek Marka Grechuty w Krakowie jest zauważalne na płycie z kolędami?
Reklama
Ks. Stanisław Joneczko: - Włożyliśmy wiele pracy, żeby wygrać ten festiwal, ale dzięki temu warsztatowo staliśmy się lepsi. Myślę zresztą, że to słychać na płycie z kolędami. Na dodatek krakowski festiwal sprawił, że na długie miesiące zdominował nas repertuar Grechuty. Wpierw musieliśmy wybrać aranżacje na przesłuchania, później odpowiednio się na nich zaprezentować i w końcu, jako zwycięzca, wziąć udział w wielu koncertach. Po tym wszystkim możliwość nagrania kolęd była zbawiennym tchnieniem świeżości. Tę witalność i energię też da się łatwo zauważyć na płycie „Panu naszemu”.
- Kolędy z jednej strony, pieśni pasyjne z drugiej. Przez taki dobór repertuaru nie boicie się etykiety muzyków przypisanych do liturgicznego tła?
Krzysztof Maciejowski: - Tutaj nie ma się czego bać. To, że gramy pieśni pasyjne i kolędy, nie wynika z żadnego koniunkturalizmu. Ta muzyka jest nam bliska i dlatego zdecydowaliśmy się ją przetworzyć po swojemu. A że nie jesteśmy zespołem występującym jedynie z repertuarem religijnym, udowodniliśmy m.in. na krakowskim festiwalu twórczości M. Grechuty.
- Występ w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie czy w radiowej Trójce ciężko jest porównać z koncertami dawanymi w kościołach. Nie zżerała Was trema przed koncertami o wysoką stawkę?
Ks. Stanisław Joneczko: - Potwornie. Zresztą proces oswajania się z tą tremą jeszcze się nie zakończył. Ciągle przychodzi nam grać przed różnymi audytorami i nigdy nie wiemy, jak zostaniemy przyjęci, a to komfortowe nie jest.
Piotr Mirecki: - Ale to z kolei powoduje, że jesteśmy coraz lepiej przygotowani. Jak prawdziwa zawodowa drużyna każdego przeciwnika traktujemy bardzo poważnie.
- Jak więc staracie sobie radzić z narastającą przed koncertem adrenaliną?
Reklama
Krzysztof Maciejowski: - Wiadomo, przed wstępem zawsze jest trema, bo chce się dobrze wypaść. Ale jak już się jest na „polu bitwy”, to nie ma zmiłuj się. Trzeba robić wszystko na maksa.
Małgorzata Ciecióra: - W uśmierzaniu nerwów bardzo pomaga modlitwa. Dzięki niej można wyciszyć się, uspokoić. Tak np. zrobiliśmy przed koncertem finałowym w Krakowie. Wtedy akurat modliliśmy się w garderobie, choć miejsca, w których to czynimy, są bardzo różne.
Ks. Stanisław Joneczko: - W Opolu przed występem poszliśmy do kościoła, w którym była adoracja. Pomodliliśmy się, a później zagraliśmy koncert z okazji odsłonięcia pomnika M. Grechuty.
- Zauważacie różnicę między odbiorem Waszej muzyki przez wielkomiejską publiczność świecką a tą, która słucha Was w kościołach?
Piotr Mirecki: - Dzięki występom na festiwalu krakowskim mieliśmy okazję przekonać się, że niezależnie od tego, czy gramy w kościele w Bielsku, czy w teatrze w Krakowie, czy gdzieś tam na sali w Warszawie, ludzie reagują tak samo. Jest żywiołowo i entuzjastycznie. Dla muzyka to niezwykle pozytywne doświadczenie.
Jan Stachura: - I wiesz, chodzi o to, że w gronie tych, którym się to podobało, nie są byle jacy ludzie. Bo np. Jan Kanty Pawluśkiewicz, który był filarem „Anawy”, tak podsumował nasz występ: „Oni wywrócili moją koncepcję do góry nogami, ale to było świetne. No i trzeba było dać nagrodę. Trzeba było”.
Reklama
- Po zwycięstwie w Krakowie zrobiło się w końcu o Was głośno i to nie tylko lokalnie. Jak długo pracowaliście na ten sukces?
Jan Stachura: - Całe cztery lata. Od początku wierzyliśmy jednak, że przyjdzie taki moment, w którym to, co robimy, zostanie dostrzeżone i docenione. Teraz czujemy, że przygoda z profesjonalną sceną już się dla nas zaczęła. Będziemy więc grali przynajmniej tak długo, jak „Rolling Stones”. Jednym słowem, koncerty będą trwały ze 3 godziny.
- Po płycie z kolędami muzycznie skonsumujecie swoją przygodę z Grechutą?
Piotr Mirecki: - Płyta z utworami M. Grechuty w naszych aranżacjach będzie nagrywana na wiosnę. Jej oficjalna premiera nastąpi jesienią na krakowskim festiwalu poświęconym jego pamięci. Na razie mamy na nią 5 gotowych kompozycji. Żeby na płycie umieścić 10-12 piosenek, musimy ich mieć przygotowanych ze 20. Dopiero z tego grona wybierzemy najlepsze. Gdy tylko zakończymy prace nad albumem „Dzień Dobry, Panie Marku”, zabieramy się za nagrywanie płyty z naszymi autorskimi utworami. Póki co, jeszcze nie wiemy, kiedy ukaże się ona w sprzedaży. Albo to będzie końcówka 2009 r., albo wiosna 2010 r.
- Wracając na koniec do tematyki bożonarodzeniowej, powiedzcie, gdzie będzie można usłyszeć na żywo zespół „Dzień Dobry” w kolędowym repertuarze.
Reklama
Ks. Stanisław Joneczko: - 19 grudnia o godz. 19 gramy na bielskiej starówce. 27 grudnia o godz. 18 w Gminnym Ośrodku Kultury w Strumieniu, 1 stycznia o godz. 19 na Beskidzkim Kolędowaniu w kościele Chrystusa Króla w Bielsku-Białej Leszczynach oraz 4 stycznia w Oświęcimiu, tu w grę wchodzi kościół św. Maksymiliana Kolbego. Pewnie miejsc, które odwiedzimy, będzie więcej, dlatego też warto stale zaglądać na naszą stronę internetową, na której można znaleźć aktualne informacje nt. planowanej trasy koncertów.
- Gdzie zainteresowani nabyciem Waszej płyty mają kierować kroki?
Ks. Stanisław Joneczko: - Na pewno będzie ją można dostać na wszystkich koncertach, które gramy. Drugim miejscem, do którego ona trafi, będzie bielska księgarnia „Misericordia”. Najprościej jednak można ją zakupić za pośrednictwem naszej strony internetowej: