Od czasu do czasu pojawiają się w Redakcji listy komentujące tę
rubrykę. Jeden w sposób szczególny utkwił mi w pamięci i nie bardzo
potrafię sobie z tym dylematem poradzić, patrząc nań z punktu widzenia
właśnie prasy. Czytelniczka upomina mnie, że nie wypada w gazecie
katolickiej grzebać się w błocie tego świata, ale raczej uwydatniać
dobro, które się dzieje. Trudno tej teorii odmówić racji. Sienkiewiczowe
dzieła, ku pokrzepieniu są jakimś literackim wzorcem. Czasem jednak
trudno oprzeć się pokusie aby ujawnić pewne sytuacje, które są po
prostu tak natarczywe i tak wciągają ludzi w jakiś wir bezsensu,
że aż trudno oprzeć się skomentowania tego faktu czy wydarzenia.
Tak było z gazetką szkolną, z menu układanym przez małe dzieci.
Moje refleksje nie są próbą łatwego moralizatorstwa czy
dydaktyzmu. Rodzi je osobista refleksja właśnie nad tym, czy ja nie
uczestniczę, poprzez zaniedbanie, osłabienie swojego życia duchowego,
nie przyczyniam się do pogłębiania tych absurdalnych w swej wymowie
wydarzeń, faktów. Jest rzeczą udowodnioną, że moje dobro przyczynia
się do niwelowania potencjału zła. I tak chciałbym aby odbierana
była nasza refleksja na tych łamach.
Dziś o wartościach chciałbym porozważać. Peany na temat
wielkich sukcesów negocjacyjnych w sprawie wejścia do Unii przerwała
brutalna informacja, że jednak nie przyjmą nas tam z otwartymi rękami.
Przynajmniej rolników. Tylko 25 procent sumy otrzymywanej przez farmerów,
otrzymają nasi gospodarze. Mimo wielkiej troski mediów, aby nie dopuścić
złych informacji tego faktu przemilczeć się nie dało. Po pierwszym
odruchu protestu trwają teraz działania reanimacyjne. Nawet PSL stara
się robić dobrą minę do oczywiście przegranej sprawy.
Charakterystyczne, że sprawy finansowe tak nas zmobilizowały
w niepokoju o nasze godne funkcjonowanie w gronie europejskiej śmietanki.
Jakby w cieniu tych niepokojów i czynionych wysiłków aby
go uśpić ( chodzi wszak o trzy tysiące intratnych synekur w europejskim
gremium) przełykamy tak żywotne i moralnie ważne kwestie jak skrócenie
urlopów macierzyńskich, pomysł pani Jarugi- Nowackiej o liberalizowaniu
ustawy antyaborcyjnej. Ciekawe jak zachowa się społeczeństwo wobec
projektu nowego naliczania emerytur, które są po prostu głodowe.
Kobieta zarabiająca dzisiaj 540 złotych, a tak zarabiają, dostałaby
idąc na emeryturę 221 złotych. Niemal wszystkie partie podczas kampanii
czyniły ukłony w stronę tej grupy elektoratu.
Wszystkie wspomniane wyżej zapowiedzi były przygotowaniem
gruntu pod rewelacyjny projekt ustawy pani Sosnowskiej. Oto w imię
przypodobania się Unii i zrealizowania jej kanonów proponuje się
wspólne rozliczanie podatków dla konkubinentów zarówno hetero jak
i homoseksualnych.
Nie trzeba wielkich aktów prawnych. Wystarczy w USC zgłosić
fakt wspólnego mieszkania i już mamy ulgi.
W pierwszym rzędzie jest to uderzenie w świętą instytucję
rodziny. Deprecjonuje się wierność, trwałość związku na rzecz pełnej
swobody. I oto matka wychowująca kolejne dziecko nie dostanie urlopu,
bo nie ma w budżecie pieniędzy. Ale można sobie wyobrazić taką sytuację,
że oto małżeństwo rozchodzi się. On zamieszkuje z inną kobietą ona
z kolejnym mężczyzną. Zamiast jednej rodziny pojawiają się dwie,
które będą drenować budżet. Potem na zasadzie domina te dwie pary
stworzą kolejne związki i tak można w nieskończoność.
Wszystkie wspomniane projekty obwarowuje się jak na razie
klauzulą prywatnych pomysłów posłów czy posłanek. Nie trzeba wielkiej
przenikliwości, że już wkrótce staną się one wykładnią politycznej
poprawności. Mało tego, postępowi będą nadal szafować kłamstwem,
że takiego wejścia do Europy pragnie Ojciec Święty.
Dziewiątego listopada 1982 roku Ojciec Święty wołał: " Ja,
Biskup Rzymu i Pasterz Kościoła Powszechnego, kieruję do ciebie,
stara Europo, okrzyk pełen miłości: powróć do siebie samej. Bądź
sobą. Odkryj swoje źródła. Ożyw swoje korzenie. Ożyw swe autentyczne
wartości, które sprawiły, że twoja historia i obecność na innych
kontynentach okazały się chwalebne i dobroczynne".
Czy to co dziś się proponuje jest ową wiernością. Czy są
to w ogóle wartości?
I oczywiście można znowu posądzić piszącego o grzebanie
się w brudach. Ale one są. Nie da się poprzez niedostrzegania oszukiwać
siebie, że ich nie ma. Co robić?
Posłuchajmy raz jeszcze słów Ojca Świętego: "Kościół dzisiejszy
przygotowuje się obecnie do nowej chrystianizacji, co stanowi dziś
wezwanie, na które będzie musiał odpowiedzieć we właściwy sposób,
tak jak w czasach minionych".
Opatrzność szykuje nam trudną drogę. Dziś miejsce męczeństwa
przesuwa się jakby z Golgoty na Piłatowe pretorium, gdzie Jezusa
opluwali i szydzili z Jego królewskiej godności.
Każdy z nas, jeśli szczerze pragnie pozostać wiernym wartościom
spotkał się z wyszydzeniem.
Dla polityków ten lęk to obawa przed ośmieszeniem, odesłaniem
do grona ciemnogrodzian. To zamknięte drzwi do studiów telewizyjnych.
Dla nas zwyczajnych ludzi to pretorium milczenia, sarkastycznych
słów, ironicznych uśmiechów. To czasem wrogie milczenie, bo po co
dyskutować z ciemnotą.
A jednak trzeba podjąć ten wysiłek, tę formę męczeństwa.
To wezwanie, znak czasu dla biskupów i kapłanów, ale także
dla wspólnot Żywego Kościoła. Trzeba protestować, upominać się o
obecność Ewangelii w życiu.
Najpierw w małym świecie naszej duchowości. Jezus zanim
podjął mękę długo modlił się w Ogrójcu. Bez modlitwy nie potrafimy
bronić naszego świata.
Dawszy właściwe miejsce Bogu w naszym życiu osobistym będziemy
umieli wprowadzić go w życie naszych rodzin, potrafimy mówić o tym
we wspólnotach naszej pracy. I tak powoli dobro zacznie się rozlewać,
rozpocznie się ten nowy etap ewangelizacji, o którym mówił Ojciec
Święty.
Post to dobra okazja aby przyjrzeć się sobie i nie ulec
lękowi przed naszym drugim ego, które broni się przed ascezą. Małe
zwycięstwa staną się jutrzenką nadziei na wielkie zwycięstwo Chrystusa
w naszym świecie.
Nowenna miesięcy przed peregrynacją obrazu Matki Bożej
to dodatkowa okazja aby wzmóc intensywność wewnętrznego wysiłku w
zmaganiu się ze złem. Maryja, która dawała moc pierwotnemu Kościołowi
uczyni to także dzisiaj. Trzeba Jej zaufać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu