Ks. Krzysztof Sudoł: - Od sześciu lat jest Ojciec „osobistym sekretarzem Matki Bożej”, rejestrując niezwykłe dzieje pisane codzienną trasą Nawiedzenia. Z jednej strony to wielki zaszczyt, a z drugiej obowiązek i trud. Domem Ojca stał się samochód-kaplica.
O. Hieronim: - Kiedy Ojciec Generał zaproponował mi towarzyszenie Cudownemu Wizerunkowi Matki Bożej, przyjąłem to w duchu zakonnego posłuszeństwa, ale nie ukrywam, że było to dla mnie wielkie wyzwanie: przygotowania do kazań, do Apeli, bałem się tego. Jednak dzisiaj z sześcioletniej perspektywy dostrzegam, że obecność Matki pozwala podołać wszystkiemu.
- Proszę przybliżyć czytelnikom historię powstania Świętego Wizerunku Nawiedzenia
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Wizerunek jest dziełem prof. Leonarda Torwirda z Torunia - szwedzkie nazwisko i szwedzki rodowód profesora, jak niektórzy żartobliwie się śmieją, w przeproszeniu za napad na Jasną Górę. Ojcowie paulini szukali kogoś, kto namalowałby wierną podobiznę Jasnogórskiej Matki. Wielu malarzy prosili, ale nikt się nie chciał podjąć. Paulini pojechali wtedy do profesora z prośbą. Weszli do niego do domu o. Teofil i o. Jerzy Tomziński i powiedzieli, że szukają św. Łukasza. Profesor się zdziwił: „jakiego św. Łukasza?”, a oni odpowiedzieli, że chcą, aby to właśnie on namalował obraz. Profesor Torwird nie bardzo chciał się podjąć. Został zaproszony na Jasną Górę, ale gdy zobaczył oryginał, stwierdził, że nie jest w stanie tego dokonać. Wtedy o. Teofil powiedział: „Panie Profesorze, na Mszę św., do spowiedzi i do pracy”. Żona profesora powiedziała swojemu mężowi: „podejmij się, skoro ojcowie cię proszą”. Tak się zaczęła historia narodzin Świętego Wizerunku Nawiedzenia. Profesor Torwird wrócił do Torunia, przygotował deski, materiał. Następnie przez styczeń, luty, marzec i kwiecień namalował Obraz. Podczas prac Cudowny Obraz Jasnogórski był wyjmowany z ołtarza, przynoszony do niego do pokoju i w ten sposób powstawał Wizerunek Nawiedzenia. Jest to, jak twierdzą wszyscy, najwierniejsza z wiernych kopii Matki Bożej Jasnogórskiej: z tego Wizerunku Maryja patrzy na nas z każdej strony, obojętnie z której byśmy się nie znaleźli, tak jak na Jasnogórskim Obrazie.
- A co działo się dalej?
- Ksiądz Prymas Wyszyński, gdy otrzymał pozwolenie na wyjazd do Watykanu po odbiór kapelusza kardynalskiego, zabrał Wizerunek ze sobą i prosił papieża Piusa XII o poświęcenie tego wizerunku. Przestawił Ojcu Świętemu ideę Nawiedzenia i 14 maja 1957 r. Papież pobłogosławił Wizerunek. Ksiądz Prymas wrócił z Obrazem do Warszawy i kiedy wysiadł z pociągu, witany przez tłumy warszawiaków, oznajmił wszystkim: „Przywiozłem Wam Matkę”. Wtedy, po raz pierwszy, Obraz przewieziony z dworca do katedry odbył pierwszą peregrynację. 26 sierpnia 1957 r., w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej wziął udział w uroczystej Mszy św., a po niej Wizerunek przeniesiony był do bazyliki i tam został wyjęty Jasnogórski Cudowny Obraz, aby dokonał się duchowy pocałunek dwóch obrazów, żeby Matka Boża w tym drugim swoim wizerunku, z mocą i świętością jasnogórskiego, wyruszyła na wędrówkę po parafiach. Wyruszyła 28 sierpnia 1957 r. i wędruje do tej pory, z przerwą na uwięzienie w latach 1966-70 r.
- A historia ze słynną „kradzieżą” przez ks. prał. Wójcika z Radomia…
Reklama
- Należałoby dokonać tutaj małego sprostowania: ks. Wójcik nie wykradł Obrazu paulinom - wiedział o tym Prymas Wyszyński, wiedzieli ojcowie paulini. Chodziło o podanie władzom komunistycznym informacji, że obraz został wykradziony, bo komuniści chcieli wtedy zamknąć cztery paulińskie klasztory, więc żeby tego uniknąć, podano taką oficjalną wersję dla celów propagandy. Zaistniała w tamtym czasie możliwość wywiezienia obrazu z Jasnej Góry, ponieważ zostały zdjęte posterunki z bram klasztoru: nie było na bramach milicji. Ks. Wójcik wiele wycierpiał od reżimu komunistycznego i w tym jest jego chwała i wielkość, że się nie ugiął przed komunistami, ale trudno przypisywać tylko jemu „wykradzenie” Obrazu. Wtedy właśnie 18 czerwca 1972 r. Matka Boża wróciła na szlak Nawiedzenia w Radomiu, w dzisiejszej katedrze.
- Bogata historia Świętego Wizerunku Nawiedzenia składa się nie tylko z wielkich wydarzeń, ale i z małych historii pojedynczych ludzi, dla których spotkanie z Matką Bożą zaważyło nieraz na całym życiu. Proszę opowiedzieć o osobistych przeżyciach, które szczególnie utkwiły Ojcu z tego sześcioletniego czasu towarzyszenia Matce Bożej.
- Tak, to już 6 lat: archidiecezja przemyska, diecezja zamojsko-lubaczowska, lubelska, radomska, kielecka, teraz sandomierska. Każdy dzień to nowe przeżycia i opowieści o nich zajęłyby pewnie kolejne sześć lat, ale niesamowita wiara ludzi i radość z obecności Matki wzrusza. W archidiecezji przemyskiej ludzie stali na drodze czekając, kiedy Matka będzie przejeżdżać, klękali przed samochodem, pozdrawiając, drogi były udekorowane. Oni wiedzieli, że to nie obraz, ale sama Matka Boża - jak Prymas uczył i podkreślał - przemierza polskie drogi. My widzimy wizerunek, deskę, obraz, ale tak naprawdę to jest to, czego doświadczamy na Jasnej Górze: czuje się obecność Matki. To samo przebija z tego Wizerunku, inny duch. Ludzie to czują bardzo mocno. Zaangażowanie wskazuje, że widzą Matkę: sprawdzają się słowa Prymasa Tysiąclecia o tym wędrowaniu Matki pośród swoich dzieci. Zdarzają się nawrócenia, cudowne uzdrowienia, o tym można godzinami opowiadać. Przeżyciem wielkim było dla mnie spotkanie ze Słowakami w archidiecezji przemyskiej: przeszli przez granicę, widząc dekoracje, zatrzymali konwój, całowali koła, karoserię samochodu-kaplicy i mówili: „Polacy, jacy wy jesteście szczęśliwi, że u was może wędrować Matka Boża, że macie takie sanktuarium, takie możliwości, jak my wam zazdrościmy”.