Kiedy jechałem do Rokietnicy przyszła mi do głowy myśl, zwerbalizowana już na łamach edycji, że warto marzyć. Marzenia pozwalają wracać do kraju dzieciństwa, wspaniałego przez swą niewinność. Goszcząc w Pruchniku spotkałem ks. dziekana Kazimierza Lewczuka, który nieco nieśmiało zaprosił do siebie: „u nas też się dzieją ważne rzeczy, przygotowujemy się do poświęcenia nowej świątyni w Rokietnicy-Woli”. I oto jedziemy tam w dzień pochmurny i deszczowy, a ja mimo to wspominam melancholijne wersy niedzielnego psalmu „Ucieszyła mnie wieść pożądana...”. Zawsze czekałem na ten psalm i byłem mocno niekontent, kiedy organista Julian go nie zaśpiewał. Rokietnica to jeszcze inne wspomnienie. I ono także spełnia się w odpowiedniej porze. Jako młody ksiądz jechałem tamtędy samochodem i aż przystanąłem, żeby zajrzeć na cmentarz. Nie, nie, jeszcze nie byłem tak eschatologicznie nastawiony, ale zauroczony pięknem cmentarza. Młodszym przypomnijmy, że kiedy zbliżał się czas Wszystkich Świętych, z ambon płynęły traumatyczne nawoływania proboszczów o uporządkowanie cmentarzy. Wtedy przed laty były one w większości zaniedbane. Rokietnica witała urokliwością estetyki tego miejsca oczekiwania na zmartwychwstanie. Kiedy zatem dotarliśmy na miejsce i poczuliśmy ciepło kominkowego żaru, właśnie cmentarza dotyczyło moje pytanie skierowane do Stanisława Napory, skarbnika i jednego z członków komitetu budowy nowej świątyni.
- Jest to duża zasługa Księdza Dziekana, który zawsze w okresie przed Wszystkimi Świętymi zwraca się z prośbą do parafian o oczyszczenie cmentarza - opowiada pan Stanisław. Zatrudniamy też jako parafia osobę, która opiekuje się cmentarzem - parafianie składają się co roku na jej opłacanie. Osoba ta dba o alejki, wywozi śmieci, tak, żeby ten cmentarz zawsze estetycznie wyglądał. Początek tej troski to dzieło ks. Karasińskiego, poprzedniego, już nieżyjącego proboszcza. To on postanowił posadzić tuje. My przy tym pomagaliśmy, wybudowaliśmy kaplicę, później została ona odremontowana i tak do chwili obecnej prowadzimy te prace, dbamy o to miejsce.
Wkraczam w pełen zadowolenia nastrój Księdza Dziekana i proszę o przybliżenie historii parafii, której pasterzuje.
- Kiedy świat chrześcijański przeżywał dwutysięczną rocznicę narodzin Chrystusa, parafia Rokietnica obchodziła święto 600-lecia swojego istnienia - opowiada ks. Lewczuk. W roku 1400, 29 czerwca, w uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła został podpisany akt erekcyjny, powołujący tę parafię do życia. W Kurii do dnia dzisiejszego jest przechowywany oryginał tego aktu. Jest to więc jedna z najstarszych parafii w archidiecezji przemyskiej. Na przestrzeni tych lat było czterdziestu proboszczów. Ja jestem czterdziestym pierwszym.
Niektórzy twierdzą, że to już drugi kościół na tym miejscu, ale nie ma żadnych wzmianek o tym świadczących. W księgach zachowały się jedynie zapisy o rekonsekracji kościoła, co wskazywałoby na to, że główna bryła kościoła jest bardzo stara. Gdy w 1980 r. trwał remont tej świątyni, konserwator nakazał, by główna bryła była w kolorze brązowym, a to, co dobudowano później - w kolorze białym. Jest to zatem bardzo stary, zabytkowy kościół. Długo to była jedna duża parafia. Dopiero w 1950 r. powstała nowa, samodzielna parafia w Boratynie. Później powstał rektorat w Tapinie, który dziś funkcjonuje całkowicie samodzielnie. W 1981 r. wybudowano kościół w Czelatycach, który jest do dnia dzisiejszego kościołem dojazdowym. W tym roku powstał drugi dojazd - Rokietnica-Wola.
Pytam Księdza Proboszcza, skąd się wzięła nazwa Rokietnica. - Nad rzeką rosło wiele wierzb, które ludzie nazywali rokitą i prawdopodobnie w ten sposób zrodziła się nazwa Rokietnica - odpowiada ze znawstem, by po chwili podzielić się refleksjami na temat wiernych zamieszkujących parafię. - Pobożność jest tu tradycyjna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jest przywiązanie do Kościoła. Jeżeli 65% parafian uczestniczy w miarę regularnie w niedzielnej Mszy św., to jest to dosyć zadowalające. Na przestrzeni lat odbyło się wiele remontów, wybudowano trzy nowe świątynie - widać zatem, że jest ofiarność i pracowitość wśród parafian. Te owoce o tym świadczą.
W miarę stabilna i duża jest w parafii Rokietnica liczba prasy katolickiej. Ciekawi mnie w jaki sposób Ksiądz Proboszcz zachęca do niej ludzi. - Wydaje mi się, że fenomen polega na podpisywaniu egzemplarzy - odpowiada ks. Lewczuk. Ludzie się do tego przyzwyczaili i każdy szuka „swojej” gazety. Jeżeli jakieś egzemplarze zostają, to wiadomo czyje.
Cały czas podkreślamy wartość katolika oczytanego, katolika, który pogłębia swoją wiedzę religijną. Jeżeli katolik nie wie, co się dzieje w Kościele w Polsce i na świecie, to czegoś mu brakuje. I trzymamy się tylko „Niedzieli”. Byli tu emisariusze z „Gościa Niedzielnego”, którym grzecznie, ale stanowczo podziękowałem, gdyż uważam, że „Niedziela” jest nam bliższa poprzez swój dodatek regionalny. Poza tym informujemy i zachęcamy do prenumeraty, także podczas wizyty kolędowej. Czasem w domu zabraknie jednej osoby, zazwyczaj starszej babci, i następuje rezygnacja z gazety. Podkreślam zawsze niewłaściwość takiego zachowania.
Łatwiej jest porozmawiać z ludźmi, którzy biorą gazetę regularnie. Mają oni szersze horyzonty, inne patrzenie na pewne sprawy Kościoła. Często należą oni do Akcji Katolickiej, łatwiej jest ich zachęcić do jakichś działań dla dobra Kościoła.
Pytam zatem ks. Kazimierza o Żywy Kościół. - Cieszę się i w miarę możliwości podtrzymuję żywotność grup, mam wszak głębokie przekonanie, że to ważne zaplecze tradycyjnego duszpasterstwa - opowiada. Cieszę się zatem, że jest RAM, który skupia około 25 osób i jest się dzięki temu na kim oprzeć. Także, wspomniana już Akcja Katolicka. Są Róże Różańcowe, ministranci, Rada Parafialna, Duszpasterska.
Wdzięczny jestem Księdzu Proboszczowi za słowa o „Niedzieli”. W 4-tysięcznej parafii rozchodzi się 105 egzemplarzy tego pisma. To w dniach mojego smutku po zachwytach i rezygnacjach z „Niedzieli” - rzekomo na rzecz „Gościa”, w którym nie ma diecezjalnego dodatku - zastrzyk motywujący do intensywniejszej pracy. Słowa o kolędowej rozmowie na temat prasy katolickiej potwierdzają moje przekonanie, że to czas i okazja do ukierunkowania spotkania duszpasterza z parafianami. Wreszcie te słowa to nadzieja, że przeżyjemy, a ta ostatnio była wystawiona na ciężką próbę. Ciekawe, że najwięcej telefonów z prośbą o zmniejszenie nakładu otrzymałem od nowych proboszczów. Czyżby odchodzący - myślę - składowali gazety na strychu? Wracam jednak do rzeczywistości.
Mówiliśmy o kościele w Boratynie, w Czelatycach. Pierwszą rzeczą, jaka mnie zainteresowała, jest piękna duża szkoła. Ta szkoła w lipcu stoi pusta. Dlatego nie mogłem nie zapytać Księdza Proboszcza, czy nie myślał, żeby ten czas jakoś zagospodarować... - Może trzeba by było o tym pomyśleć, ale jakoś nikt się w tym celu nie zgłasza - odpowiada. Jest tam na pewno odpowiednie zaplecze. Przede wszystkim należałoby się zwrócić z prośbą o zgodę do Pani Wójt.
Nasza wizyta w parafii odbywa się po części w związku z uroczystościami, które będą miały miejsce tu w Rokietnicy-Woli. 19 października o godz. 11.30 odbędzie się uroczysta Msza św., w czasie której nastąpi konsekracja nowego kościoła. Uroczystości przewodniczyć będzie bp Adam Szal.
Trochę zaczepnie pytam, dlaczego powstał pomysł tej budowy punktu sakralnego. Dzisiaj wydaje się że skoro ludzie mają samochody, odległość nie powinna robić różnicy, a jednak zdecydowano się na ten wysiłek. - Tak, ludzie się zmieniają i czasy się zmieniają. Odległość, która była normalna dla ojców i praojców, dla dzieci i młodzieży staje się już zbyt duża - tłumaczy ks. Lewczuk. Pytam czasem dziecka: czemu nie byłeś w kościele? „Bo brakło miejsca w samochodzie”. Zatem zmuszeni byliśmy coś wybudować. Myśleliśmy o tym już dawno, ale nie było dobrej działki. Pokazywane działki, gdzieś daleko, pod lasem, nie spełniały odpowiednich warunków, ale właśnie wybudowano nową szkołę i miejsce spod starej szkoły dano nam. I jak już było miejsce, to tłumaczenia nie było. To jakby Pan Bóg nam podpowiedział, że teraz pora na dom dla Niego.
Od tego zamysłu i skonkretyzowanych działań minęło pięć lat. 28 września 2003 r. została podjęta na zebraniu wiejskim decyzja o budowie kościoła. Jest to świątynia dla społeczności liczącej około 1050 osób. Na razie nie wiemy dokładnie, ilu ludzi będzie dalej uczęszczało do starego kościoła, a ile do nowego. Będziemy to na razie obserwować.
Tym razem zwracam się do pana Stanisława, pytając o radości i smutki czterech lat jego działalności, jako skarbnika tej inicjatywy. - Przede wszystkim zastanawialiśmy się długo z Księdzem Dziekanem, przed podjęciem decyzji o tej budowie - odpowiada. Urządziliśmy wspólnie z wójtem gminy zebranie wiejskie, chcąc zasięgnąć opinii mieszkańców, gdyż była to bardzo ważna decyzja. Mieszkańcy wyrazili zgodę, ponieważ już od wielu lat chcieli tego kościoła ze względu właśnie na tę sporą odległość, nawet do pięciu, sześciu kilometrów. Automatycznie powołano piętnastoosobowy Komitet Budowy Kościoła. W październiku rozpoczęliśmy zbieranie ofiar przeznaczonych na budowę. Ustalono, że na początek będzie to 30 zł miesięcznie. W marcu 2004 r. przystąpiono do rozbiórki starej szkoły. Część gruntu została przekazana bezpłatnie przez Tadeusza Olchowego. W 2005 r. wylano fundamenty. Chcieliśmy też, by pod kościołem było miejsce na kaplicę dla zmarłych. Wiązało się to z dużymi wydatkami. Kierownictwo nad budową początkowo objął pan Ciechanowski, a później Tadeusz Kisiel, który wybudował wiele budynków sakralnych i bardzo angażował się w całe to przedsięwzięcie, ułatwiając dzięki swojemu bogatemu doświadczeniu wiele spraw. Fundamenty wykonywał Wiesław Godzień, przy murarce pracowali specjaliści z Pruchnika - pan Rabczak ze swoimi siedmioma synami, którzy niezwykle pracowicie wykonywali już wszystkie prace przy budowie, aż do jej zakończenia.
Teraz będzie kościół na miejscu i trzeba się będzie martwić o budowę Kościoła duchowego. Pytam pana Stanisława, jakie żywi nadzieje w związku z tym nowym miejscem. - Wszystko zależy od tego, w jaki sposób mieszkańcy zareagują, jak chętnie będą uczęszczać do tego nowego kościoła. Może część z nich będzie wolała pozostać w tym starym.
W tę refleksję pana Stanisława włącza się ks. Kazimierz. - Myślę, że z pewnością tymi szybko dostrzegalnymi zmianami, ożywieniem będą na pewno pierwsze piątki miesiąca. Starsi oraz dzieci będą mogli przyjść do kościoła, ponieważ będzie blisko. Zrodzi się też zapewne praktyka, że ludzie sami będą chcieli odmawiać Różaniec czy śpiewać majówki i to na pewno zrodzi owoce. To takie symboliczne, że na miejscu szkoły, w roku duszpasterskim przeżywanym pod hasłem „Bądźmy uczniami Chrystusa”, zostaje zbudowana nowa szkoła, której dyrektorem jest Jezus Chrystus. Myślę, że to dobrze rokuje na przyszłość.
Mimo, że ciepło kominka już nas nieco rozleniwiło, wyruszamy na sesję zdjęciową wszystkich trzech świątyń. Dojeżdżając do Rokietnicy-Woli mijamy pamiętny dla pątników przemyskich zakręt. Bp Adam, kiedy powiedziałem mu, że jadę do Rokietnicy, zaznaczył, że koniecznie muszę napisać o tym, że gdy idziemy w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę, zawsze na tym zakręcie, gdzie jest trochę pod górkę, stoi Proboszcz dodając nam otuchy. Droga pnie się ku górze, ale tym razem nie musimy się wspinać. Śpieszymy do miejsca, gdzie 19 października br. uczniowie Jezusa zainaugurują nowy rozdział swojego „szkolnego” życia w nowej świątyni. Życzymy, aby z tej szkoły wychodzili ludzie, z których potomni będą dumni, bardzo dumni.
Kiedy wracamy i chcemy się pożegnać, czeka nas niespodzianka. - Z Rokietnicy nikt nie wyjechał głodny, a pora jest odpowiednia, więc zapraszam na obiad - zatrzymuje nas Proboszcz. I tak przy stole agapy mogliśmy nacieszyć się jeszcze darem wspólnoty, za co z serca dziękujemy. Zapraszamy Czytelników na rokietnickie świętowanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu