Zdaniem Smolika nie można było zmienić formuły egzaminu. "Zresztą co mielibyśmy z niego wyciąć? Nauczyciele mają absolutną dowolność w sposobie realizacji kolejnych tematów. Nie możemy zmienić punktacji i np. wyżej punktować zadania z gramatyki, a mniej wypracowanie czy na odwrót, bo w każdej szkole te rzeczy były realizowane w innej kolejności. Każde rozwiązanie będzie nie fair dla jakiejś grupy uczniów" - stwierdził.
Na pytanie, czy nie boi się, że przejście na zdalną edukację może wpłynąć na wyniki egzaminów, odpowiedział, że nie widzi takiego zagrożenia. "Po pierwsze dlatego, że nie porównujemy średnich z różnych lat. Po drugie wpływ na wyniki zawsze może mieć choćby dobór lektur. To zauważyliśmy po próbnych egzaminach – uczniowie gorzej sobie radzą z „Panem Tadeuszem”, z trenami Kochanowskiego, z tymi lekturami, które są pisane trudniejszą polszczyzną. A lepiej jest choćby z „Małym Księciem”. Wynik to wypadkowa wielu zmiennych, nie tylko formy edukacji" - podkreślił szef CKE.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Przyznał, że odejście od egzaminu na rzecz konkursu świadectw było bardzo poważnie rozważanym scenariuszem. "Braliśmy pod uwagę, że w momencie, w którym rzeczywiście sytuacja byłaby tragiczna, byłby konkurs świadectw. Na szczęście nie mamy sytuacji tragicznej, bo takie rozwiązanie powoduje również wiele problemów. Po pierwsze zarówno szkoły średnie, jak i wyższe na pewno organizowałyby dodatkowe testy – to by mogło być trudne, ale także z powodu sytuacji epidemiologicznej – gorsze, wymagałoby czasem podróżowania" - zauważył.
Na pytanie, czy podczas tegorocznych matur faktycznie doszło do przecieku tematów z języka polskiego, odpowiedział, że bierze pod uwagę, że mogła to być jakaś prowokacja, bo rzekomy przeciek miał miejsce tylko w woj. podlaskim, z którego pochodzi minister edukacji Dariusz Piontkowski. "Informacja o tym niby-przecieku była oparta o Google Analytics, tymczasem nikt poza Google’em nie wie, jak do końca działa to narzędzie" - zaznaczył.
Poinformował, że ustaleniem, czy doszło do przecieku zajmuje się policja, a CKE przekazała śledczym listę szkół (było ich 180), które otrzymały pakiety z testami maturalnymi przed godz. 7 (wtedy zaczęło się wyszukiwanie w Google).
Na pytanie, kto dostarcza arkusze do szkół, wyjaśnił, że CKE robi przetarg na druk i dystrybucję arkuszy. "Firma, która go wygra, zawiera umowę z Pocztą Polską, to jej pracownicy dostarczają pakiety do szkół. Szczegółów logistyki nie mogę zdradzić" - powiedział.(PAP)
kmz/ itm/