Troska o poziom duchowieństwa i szerzenie oświaty religijnej poprzez działalność wydawniczą, czytelnictwo i zakładanie szkół, zwłaszcza w ramach Polskiej Macierzy Szkolnej, budowa nowych kościołów i odnawianie starych świątyń, wizytacje pasterskie i czuwanie nad katolickim obliczem ruchem ludowego i robotniczego - to zwyczajna praca Kościoła Włocławskiego, którym w pierwszym ćwierćwieczu XX stulecia kierował biskup Stanisław Zdzitowiecki. Ale to duszpasterstwo pośrednio owocowało też w przygotowaniu narodu do osiągnięcia celu, jaki stawiały sobie kolejne pokolenia: odzyskanie niepodległości. Służyła temu również troska o przetrwanie różnych form życia zakonnego, na które zaborca w pierwszym rzędzie wydał wyrok śmierci. Podobnie było zresztą w latach PRL-u.
Walka o przetrwanie zakonów
Reklama
Zakony katolickie miały w zaborze carskim zakaz przyjmowania nowych
członków. Likwidowane więc były kolejne domy zakonne, a żyjących
jeszcze zakonników umieszczano w tzw. klasztorach etatowych, zabierając
opuszczone przez nich budynki na cele świeckie. I tak np. w 1864
r., w ramach represji za pomoc powstańcom styczniowym, został zniesiony
klasztor dominikanów w Brześciu Kuj. i w Sieradzu, reformatów w Koninie,
kapucynów w Lądzie (bo cystersi zostali usunięci stamtąd w roku 1818),
franciszkanów konwentualnych w Pyzdrach, Nieszawie i w Radziejowie,
paulinów w Brdowie, karmelitów bosych w Zakrzewie i karmelitów trzewiczkowych
w Kłodawie (do r. 1920 - arch. warszawska), nie mówiąc już o tych,
które są poza terenem dzisiejszej diecezji włocławskiej. Na skutek
zgonów zakonników likwidowano dalsze klasztory. I tak bernardynów
w Warcie w 1868 r. i Kazimierzu Biskupim w 1898 r., bernardynki w
Warcie w 1898 r. Ograniczoną tolerancją cieszyły się szarytki z
racji pracy w szpitalach. Po czterdziestu latach represji z około
2000 zakonników i zakonnic, które żyły w 167 klasztorach przed kasatą,
pozostało w 1904 r. w Królestwie Kongresowym tylko 7 klasztorów męskich
z 59 zakonnikami i 8 klasztorów żeńskich z 68 zakonnicami. Nic więc
dziwnego, że biskup Zdzitowiecki jadąc do Zduńskiej Woli zabrał z
sobą reformata, ojca Tytusa z Włocławka, by pokazać tam, jak wygląda
zakonnik. "Wielu było takich, którzy po raz pierwszy widzieli zakonnika" ("
Kronika Diecezji Kujawsko-Kaliskiej" 1 (1907), s. 324).
Do niektórych klasztorów wrócili zakonnicy po dziesiątkach
lat: reformaci do Konina w 1919 r., bernardyni do Warty w 1929 r.,
franciszkanie do Radziejowa w 1937 r., paulini do Brdowa w 1952 r.
Na marginesie tych zakonnych powrotów warto odnotować, że kameduli
po ich kasacie w 1819 r. wrócili do Bieniszewa w 1937 r., a więc
po 118 latach. Imponująca jest pamięć Kościoła i jego żywotność!
Nic dziwnego, że ostatnio wróciły niektóre gmachy szkolne do dawnych
właścicieli. Sprawiedliwość zwycięża, a grabież nie przynosi korzyści.
Niektóre klasztory, za porozumieniem stron, objęły nowe
zakony: klasztor cystersów w Lądzie huczy młodzieżą salezjańską,
w murach bernardynów w Kazimierzu Biskupim uczą się misjonarze św.
Rodziny, w krużgankach dominikanów opiekują się dziećmi urszulanki
w Sieradzu i elżbietanki w Brześciu Kuj. Podobnie podziwiałem kiedyś
w Kaliszu, jak dobrze czują się jezuici w klasztorze bernardynów,
a panny nazaretanki skromnie spacerują po celach reformatów. Kontemplacji
zaś oddały się kamedułki w celach bernardynów w Złoczewie. Łaska
omodlonych murów nie ginie i daje owoce w nowych formach życia zakonnego.
Karczmę na przedmieściu Zduńskiej Woli wykupił w 1924 r. pierwszy
polski orionista - ks. Aleksander Chwiłowicz i zorganizował tam "
Dom Misyjny". Silny jest duch Kościoła!
Co więc czyniono w okresie zaborów, zwłaszcza za czasów
biskupa Zdzitowieckiego, dla ratowania zakonów? Życie zakonne zaczęło
rozwijać się w ukryciu; przodowały w tym zgromadzenia żeńskie. Przy
kratkach konfesjonału w klasztorze kapucynów w Nowym Mieście nad
Pilicą bł. ojciec Honorat Koźmiński, obdarzony przez Boga charyzmatem
rozpoznawania powołań, skłonił wiele swoich penitentek do złożenia
w ukryciu ślubów zakonnych i kontynuowania życia w świecie. Siostry
więc chodząc w świeckim stroju i wykonując pracę zawodową, prowadziły
życie oddane Bogu i ludziom. Tam, gdzie się pojawiły, umacniały wiarę
i polskość, ratując lud od złych wpływów. Bł. ojciec Honorat ukierunkował
je na pewne dziedziny życia, w których okazały się bardzo przydatne.
W ten sposób przy kratkach konfesjonału sterował duchowym życiem
narodu, ratując go przed rozpaczą i zniewoleniem. Podziw nas ogarnia,
ile można zrobić dobrego dla Ojczyzny, kierując sumieniami penitentów.
Zgromadzenia przez niego utworzone torowały drogę do wolności, ucząc
solidnej pracy i oddania służbie Bogu i ludziom. I tak np. powołał
do istnienia siostry służki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej (
z Mariówki), by zajęły się pracą wśród ludu wiejskiego, honoratki
- dziewczętami zatrudnionymi w fabrykach, by nie zeszły na złą drogę;
siostry Imienia Jezus - pracą wychowawczą wśród dzieci i młodzieży,
westiarki - miały na celu troskę o szaty liturgiczne i wygląd kościołów,
obliczanki - wynagrodzenie Panu Bogu za znieważanie Oblicza Jezusa.
Siostrom tym, ale również i braciom, nieobce było też życie
wspólnotowe, gdyż ich działalność objęta była często osłoną zalegalizowanych
rządowo instytucji lub organizacji (zakłady usługowe, szkoły, sklepy)
. Siedemnaście takich zgromadzeń nadal istnieje. Jest to ciekawy
fenomen, który przez tyle lat sprawdził się również w Związku Radzieckim. "
Duch Boży tchnie, kędy chce" (por. J 3, 8). Nie można zniszczyć potencjału
Kościoła!
Trzeba jeszcze koniecznie wspomnieć o Stowarzyszeniu Kobiet
Wspólnej Pracy ze względu na jego włocławskie korzenie, sięgające
roku 1889, kiedy to pięć kobiet w zakładzie krawieckim spisało tajną
umowę zobowiązującą je do życia wspólnego, do wspólnej kasy i posłuszeństwa
przełożonej. To był początek Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy od
Niepokalanej Maryi z ul. Orlej. Poprzez rządową rejestrację w 1911
r. stowarzyszenie to przekształciło się, dzięki pomocy sługi Bożego
biskupa Wojciecha Owczarka, w poważne zgromadzenie zakonne, zatwierdzone
kanonicznie w 1922 r. przez biskupa Zdzitowieckiego. Jest jak biblijne
ziarno gorczycy, co rozrosło się w duży krzew (por. Mk 4, 31-32).
Reasumując, należy podkreślić, że ukryte życie zakonne w
czasach niewoli było podtrzymywaniem Kościoła i narodu i - co nieraz
jest przemilczane - torowało drogę do wolności i niepodległości.
Nic dziwnego, że znalazło ono żywe zainteresowanie biskupa.
Wizja silnego Kościoła i wolnej Ojczyzny
Biskup Zdzitowiecki dążył do ukształtowania silnych ludzi w Kościele,
bo słabi łatwo by się poddali naporowi rusyfikacji za cenę względnego
spokoju i uposażenia. Źródła tego okresu ukazują szeroką panoramę
form oporu kapłanów wobec urzędników carskich pod zaborem rosyjskim (
por. bp Paweł Kubicki, Bojownicy kapłani za sprawę Kościoła i Ojczyzny
w latach 1861-1915, Sandomierz 1933-1940). Ten opór pociągał za
sobą często kary grzywny, pozbawienia stanowiska kościelnego, pobytu
w jakimś klasztorze lub zsyłki na Sybir. Księża ci znajdowali w biskupie
Zdzitowieckim mocne oparcie i obronę.
Sam dawał tu piękny przykład. Stanowczo sprzeciwił się,
by urzędnik carski mieszkał w murach Seminarium z żoną i dziećmi
i czuwał nad "prawomyślnością" nauczania! Nie uległ też wtedy, gdy
wezwano go na rozmowy do Petersburga. A na pogrzebie arcybiskupa
Wincentego Popiela w Warszawie w 1912 r. wygłosił tak patriotyczną
mowę, że władze carskie wyszły oburzone z katedry (por. "Kronika..."
6, 1912, s. 355-360) . Okazał sprzeciw wobec Niemców, którzy zaproponowali
wprowadzenie języka niemieckiego do liturgii.
U niego, u swego konsekratora, szukał rady arcybiskup warszawski
Aleksander Kakowski i w tym celu specjalnie przyjechał do Włocławka,
by podjąć jednakowe działania: "W wyniku długich rozważań nakreśliliśmy
sobie plan i drogę postępowania (...) Będziemy dążyli do odzyskania
Polski wolnej i niepodległej, a przynajmniej do zjednoczenia wszystkich
ziem polskich. Największym nieszczęściem narodu nowy podział Polski
między mocarstwa zaborcze z granicą wzdłuż Wisły albo wzdłuż Pilicy.
W stosunku do rządów okupacyjnych zachowamy się wyczekująco, neutralnie (
...). Duchowieństwu zabronimy przyjmowania pensji od rządów okupacyjnych.
W listach pasterskich wezwiemy (...) lud do zachowania spokoju, umiarkowania,
równowagi i nieulegania zmiennym prądom opinii" (abp A. Kakowski,
Z niewoli do niepodległości. Pamiętniki, Kraków 2000, Platan, s.
249).
Działania umacniające wewnętrznie Kościół dawały też siłę
całemu narodowi. Kiedy więc pod koniec pierwszej wojny światowej
było powszechne wołanie o wskrzeszenie wolnej Polski, Niemcy i Austro-Węgry
zgodziły się na powołanie Rady Regencyjnej, w skład której weszli:
arcybiskup Aleksander Kakowski, Józef Ostrowski i Zdzisław Lubomirski.
Biskup Zdzitowiecki, najstarszy z Pasterzy, po odprawieniu Mszy św.
w katedrze warszawskiej, przyjął 27 X 1917 r. przysięgę od członków
Rady, która objęła rządy w Królestwie Polskim. W mowie wtedy wygłoszonej
kreślił ich zadania: "Wy, dostojni mężowie - triumwirowie, macie
ster naszej nawy ojczystej, zatkawszy uszy na śpiewy syrenie, uchwycić
w swe mężne i pewne dłonie i, omijając rafy podwodne i nurty niebezpieczne,
wyprowadzić ją z tego orkanu szalonego na pełne, jasne, spokojne
morze" ("Kronika..." 11, 1917, s. 293). Rada ta - jak wiadomo -
14 XI 1918 r. przekazała władzę Józefowi Piłsudskiemu i rozwiązała
się.
Biskup Zdzitowiecki, w duchu ustaleń z arcybiskupem Kakowskim,
zaangażował się w plebiscyt na rzecz powrotu górnego Śląska do Polski: "
Odwieczny wróg nasz na granicy zachodniej, potomek Krzyżaków, nie
chce się pogodzić z klęską, ale stara się wszelkimi sposobami, jeśli
nie unicestwić dzieło rąk Bożych - wskrzeszenie Polski, to przynajmniej
je osłabić i zmniejszyć. Odcięci od nas, obałamuceni przez Prusaków,
mogą się znaleźć tacy, którzy nie będą chcieli opowiedzieć się za
nami. Temu obałamuceniu przeciwdziałać należy - kłamstwa i oszczerstwa
zwalczać, prostować; wątpiących, chwiejnych utwierdzać, a we wszystkich
sercach rodaków naszych, którzy nie zaznali pieszczot Macierzy Polskiej,
rozniecić wielki ogień miłości Ojczyzny" ("Kronika..." 13, 1919,
s. 324).
A jak zachęcał do walki z bolszewikami: "Krwiożerczy, odwieczny
nasz wróg, zebrał wszystkie swe siły (...), by zmartwychwstałą cudem
Ojczyznę naszą znowu powalić, związać pętami niewoli (...) Ojczyzna
w potrzebie (...) Długi szereg lat pasterzuję Wam w ciężkim znoju
swego urzędu - za czasów moskiewskich, kiedy musiałem ciągle się
borykać z innowierczymi urzędami, które chciały wiarę i Kościół podkopać,
i za czasów ciężkiej wojny z narażeniem wolności stawałem w obronie
uciśnionych - teraz Bóg mi jest świadkiem, że dobro wasze doczesne
i wieczne jedynie mam na oku..." ("Kronika..."14, 1920, s. 226-227)
.
Ile serca wkładał, by w wolnej Polsce życie polityczne i
społeczne budowane było według katolickich zasad! Jak cieszył się
z rozwoju szkolnictwa! Jak wspierał Katolicki Uniwersytet Lubelski!
Ile radości miał z wyboru Piusa XI, któremu jako współkonsekrator
udzielał święceń biskupich w Warszawie, kiedy ten pełnił obowiązki
nuncjusza! Jak dziękował Bogu za beatyfikację Bogumiła, arcybiskupa
gnieźnieńskiego, który umarł w pustelni w Dobrowie niedaleko Koła!
Tak żywo kochał Kościół, że mimo iż wiedział, że utraci Jasną Górę,
był gorącym zwolennikiem tworzenia nowych diecezji i nowych parafii...
* * *
Nie sposób było w tych artykułach ogarnąć działalność biskupa
Stanisława Zdzitowieckiego. Potrzebna jest naukowa monografia zawodowego
historyka. Ale już ten szkic duszpasterza i biskupa, ufam, na tyle
przybliży Czytelnikom wielkiego Męża Kościoła, byśmy z wdzięcznością
wołali do Pana: Ecce Sacerdos magnus... Oto Kapłan wielki...
Pomóż w rozwoju naszego portalu