"To dobry krok", zaznaczył w rozmowie z portalem Vatican News niemiecki historyk Kościoła, pisarz i watykanista Ulrich Nersinger - choć jego zdaniem, stary dobry tytuł „nadwornego dostawcy” papieskiego ma nadal wiele do zaoferowania. 1 czerwca papież ogłosił list apostolski w formie „motu proprio” nt. przejrzystości, kontroli i konkurencyjności w procedurach przyznawania kontraktów publicznych Stolicy Apostolskiej i Państwa Miasta Watykanu.
Reklama
Ulrich Nersinger zaznaczył, że w ciągu ostatnich dziesięcioleci zawsze mieliśmy do czynienia z zarzutami korupcji w Watykanie i były to poważne sprawy wymagające interwencji. "Franciszek jest szczególnie zainteresowany tym problemem. Wybrał dokument w formie motu proprio, co oznacza `z własnej inicjatywy`, co pokazuje, jak ważne jest to dla papieża. Oprócz tekstu głównego wchodzą w grę dwa dokumenty, jeden regulujący odpowiedzialność sądową, a następnie 86 artykułów zawiera do ośmiu ustępów ilustrujących poszczególne działania przeciwko korupcji. To jest bardzo szczegółowe" - powiedział historyk.
Oceniając nowe przepisy Nersinger zaznaczył, że przede wszystkim trzeba się cieszyć i że podjęto kroki na to, co w Watykanie "nie idzie dobrze". Za słabość nowych przepisów uznał wiązanie umów zawieranych między jednym lub kilkoma odpowiedzialnymi organami. Wcześniej każda instytucja Stolicy Apostolskiej była za to odpowiedzialna.
"Ale to też miało zalety. Znałeś ludzi oraz firmy z którymi rozmawiasz i wiedziałeś, jak najlepiej można z nimi współpracować. Teraz będzie trudniej. Rozumiem też niebezpieczeństwo jakim jest kolesiostwo, szczególnie w osobistych kontaktach" - powiedział historyk.
Za kolejną trudność uznał to, że z pewnością o wielu sprawach nie będzie można decydować tak szybko, jak to czasami konieczne. Ponadto przy wszystkich regulacjach należy również wziąć pod uwagę, że kontrakty są sprawdzane przez osoby, które szukają luk prawnych. "Taka jest logika `starego piernika`, który stara się uczynić sejf jak najbardziej bezpiecznym, ale ci którzy chcą włamać się do sejfu są szybsi i w ciągu kilku miesięcy, są już gotowi złamać system dostania się do niego" - zaznaczył Nersinger.
Przypomniał, że do wczesnych lat 70. XX w. istniała ciekawa instytucja, której nie można już dziś odtworzyć "nadworny dostawca" papieski. W Wielkiej Brytanii taka instytucja funkcjonuje nadal z certyfikatem: "za zgodą Jej Królewskiej Mości Królowej".
"W Watykanie było coś podobnego z tytułem 'dostawcy papieskiego dworu'. Przed przyznaniem takiego tytułu bardzo dokładnie przyglądano się partnerom biznesowym. Były to wydawnictwa, producenci świec, ludwisarnie i przyznanie takiego tytułu podawano do wiadomości publicznej. Taki partner biznesowy zobowiązywał się pracować najlepiej, jak to możliwe. Wiedział, że jeśli popełni przestępstwo można mu to natychmiast odebrać a to przestraszyłoby jego całą klientelę. W tych kontrolach była jeszcze jedna osobliwość: tytuł tracono po śmierci papieża i trzeba go było odnowić, z nowymi rozważaniami i badaniami, czy partner jest jego godny" - powiedział historyk.
Zaznaczył, że trudno sobie wyobrazić, aby papież Franciszek przywrócił tytuł np. „dostawcy Ojca Świętego”. "Nie uważam tego za aktualne i wykonalne. Ale można jednak wymyślić podobne warunki dla partnerów biznesowych np. w "służbie" lub we "współpracy". Tak, że nazwa się partnera biznesowego po imieniu i daje mu możliwość reklamowania się, ale jednocześnie jasno mówiąc: `ściśle kontrolujemy twoje działania biznesowe`. Nie sądzę, aby sposób, w jaki to się wtedy robiło, był zły" - powiedział niemiecki historyk.