Jakub nawrócił się pół roku temu. To było niesamowite i niezapomniane
wrażenie. Był na Jasnej Górze podczas pielgrzymki Odnowy w Duchu
Świętym. Nigdy w życiu nie widział tylu głębokich ludzi, radosnych
i wpatrzonych w ołtarz. Jasna Góra stała się dla niego przysłowiową
górą Tabor. Zawsze bał się jakiegoś pójścia na całość, a dzięki temu
doświadczeniu zrozumiał, że albo pójdzie za Jezusem całkowicie, albo
będzie ciągle krytycznym i smutnym niedzielnym katolikiem.
Poszedł więc na całość. Początkowe tygodnie były dla niego
tak pełne wiary i pasji, że czuł się w przedsionku nieba. Czymś normalnym
stała się codzienna Eucharystia, godzina medytacji Pisma Świętego,
rozmyślania, czytanie duchowych książek. Tak bardzo pragnął być nieustannie
z Jezusem, że doskonale rozumiał Jakuba, Piotra i Jana, którzy chcieli
budować namioty i zostać na zawsze w blasku góry Tabor.
Wakacje po nawróceniu były więc dla niego czasem wręcz wymarzonego
komfortu na praktykownie przyjaźni z Bogiem. Trudniej zaczęło się
robić we wrześniu. Zaczęła się szkoła i to do tego klasa maturalna.
Jakub nie mógł się odnaleźć w tej szarej rzeczywistości. Przygotowania
do matury, coraz częstsze klasówki i próbna matura stały się wielkimi
przeszkodami w utrzymywaniu pełnego klimatu góry Tabor. Jakub był
jednak radykalny. Wolał zawalać szkołę niż uszczuplić swój program
życia duchowego. Ten ostatni rozrastał się do niepojętych rozmiarów.
Do codziennej Mszy św. doszły jeszcze godziny miłosierdzia, godzinna
adoracja Najświętszego Sakramentu, brewiarz dla księży i mnóstwo
dodatkowych litanii i modlitw. Przez te pobożne ćwiczenia tracił
też kontakt z ludźmi. Rzucił swoją dziewczynę, bo zabierała mu za
dużo czasu, miał coraz mniej przyjaciół, gdyż i oni stanowili pokusę
oderwania od niebiańskich klimatów. W pewnej chwili musieli interweniować
rodzice. Do tej pory z sympatią przyglądali się nawróceniu Jakuba.
Początkowo byli bardzo szczęśliwi z tego faktu. Dopiero po zawalonej
przez Kubę próbnej maturze, wkroczyli do akcji. "Kuba, musisz wziąć
się za naukę i normalnie żyć!"-zaczęli go delikatnie upominać. Reakcja
rodziców wywołała w Jakubie eksplozję napięcia, które nosił w sobie
od dłuższego już czasu. "To wasze życie jest nienormalne!-odpowiedział
zdenerwowany.-Gonicie za sprawami tego świata, zamiast żyć dla Boga
i całkowicie mu się oddać".
W takim stanie emocji trudno było o spokojną rozmowę. Rodzice
wycofali się z dyskusji, a Jakub dalej wchodził w swój niebiański
świat. Jednak dyskusja z rodzicami stała się dzwonkiem alarmowym,
że coś idzie w złym kierunku. Był już na marginesie życia i ciągle
przeżywał napięcie między tym światem a światem Pana Boga. Chciał
przecież dobrze, robił naprawdę święte rzeczy i bez żadnego udawania
czy obłudy. Mimo to coraz częściej pojawiało się w nim nerwowe napięcie,
zmęczenie i coś w rodzaju duchowego wypalenia. Modlitwy od-mawiał
bardziej ze strachu niż z miłości. Bał się stracić to niesamowite
doświadczenie Boga z pierwszych dni po nawróceniu.
W takim rozbitym stanie ducha trafił znowu na Jasną Górę.
Dużo się modlił o zrozumienie wszystkiego. Przechodząc obok sali
papieskiej, usłyszał jakieś śpiewy. Wszedł do środka i od razu zorientował
się, że to jakaś kolejna pielgrzymka. Uśmiechnął się, gdy nagle zauważył,
że jest to grupa bankowców. "Ci to dopiero mają problemy!-pomyślał
sobie.-Cały dzień liczą pieniądze i jeszcze próbują wierzyć". Uderzyło
go mocno to zes-tawienie: bankowcy i modlitwa, ludzie od pieniędzy
ipielgrzymka na Jasną Górę. Nagle usłyszał znajome słowa z Ewangelii
o Przemienieniu Pańskim. Usiadł więc wygodnie w fotelu i zaczął się
przysłuchiwać konferencji opartej na wydarzeniu z Taboru. "Panowie,
złazimy z góry!-mówił ksiądz konferencjonista.-Złazimy z góry Tabor,
bo trzeba jeszcze dużo zrobić dla Jezusa na tym świecie. Wiem, że
wam jest tu dobrze i że mogliście odkryć wspaniałą prawdę o Nim,
ale On bardzo was potrzebuję na ziemi. Przemienieni, zejdźcie teraz
z tej góry i wejdźcie w swoje zajęcia z Jezusem w sercu".
Te słowa zrobiły na Jakubie wielkie wrażenie. Czuł, że dopiero
teraz dopełnił swoje nawrócenie. Tamto było jedynie wstępem do tego,
co stało się w tej właśnie chwili. Zbiegał więc jak na skrzydłach
z Jasnej Góry i wołał do siebie z radością. "Panowie, złazimy z góry!"
. Czuł, że mając Chrystusa w sercu, musi jeszcze swoje konkretne
życie uczynić poligonem miłości i wiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu