Niedziela, 27 sierpnia była pięknym, słonecznym dniem. Nad
Sanem setki ludzi korzystały z wody i słońca. W godzinach popołudniowych
z kościoła Ojców Franciszkanów wyszła tradycyjna procesja z relikwiami
św. Wincentego. Ulice Przemyśla roiły się od spacerujących. Nagle
ukazały się wolno jadące taksówki, z których oficjele wzywali wojskowych
czynnej służby do natychmiastowego stawienia się do swoich pułków.
Napięcie z godziny na godzinę rosło. Jeden z żołnierzy miał duże
kłopoty, bowiem jak się okazało, zgubił książeczkę wojskową.
1 września o godz. 4.45 wojska hitlerowskie przekroczyły
granice Polski. Przez cały dzień i noc w punktach mobilizacyjnych
Komendy Uzupełnień w Przemyślu trwała wytężona praca. Podobna sytuacja
była w magazynach wojskowych. Już 2 września kilka razy rozległy
się syreny oznajmujące zbliżanie się niemieckich samolotów, które
jednak - po kilku strzałach z dział i karabinów maszynowych - szybko
się wycofały.
W zachowaniu ludności cywilnej zauważalna była duża nerwowość.
Próby uspokojenia nastrojów podjęła się Ziemia Przemyska pisząc: "
Nie wolno tracić wiary w jak najlepsze zwycięstwo polskiego oręża.
- Nie jesteśmy sami. Od Zachodu ruszyły tysięczne pułki francuskie
i stratowawszy linię Zygfryda niepowstrzymanie kroczą w głąb Niemiec.
My powstrzymujemy najstraszliwszy w dziejach wojny napór, oni spieszą
nam w sukurs, niosąc nieuchronną zagładę nieludzkiemu wrogowi (...)"
. Jakże złudne były to nadzieje.
W czwartek - 2 września - już o godzinie 5 rano rozpoczęły
się naloty na miasto. Jak pisze o. Rafał Woźniak przedpołudniowy
nalot trwał 2 godziny i przyniósł wielkie straty. I tak, częściowo
została zbombardowana szkoła im. Konarskiego oraz stacja w Bakończycach.
Byli zabici i ranni. Jedna z bomb została zrzucona na dom przy targowicy.
Następnego dnia kontynuowano naloty. "Zupełnie spokojnie zaczęliśmy
spożywać dary Boże, gdy po kwadransie zahuczała syrena na elektrowni.
Zaraz wszyscy poszli do schronu, ja tymczasem chodziłem po korytarzu
koło kuchni... Naraz posłyszałem straszny, ogłuszający łomot, grzmot,
po czym posłyszałem, jak dachówka zaczęła opadać na ziemię. Trwało
to może 3 sekundy, po czym kurz nakrył cały ´kwadrat´ klasztorny...
poszedłem do kuchni cały złamany. Tu przyuważyłem, jak nasza staruszka
babcia odmawia Różaniec i powiedziałem jej, co się stało... Dzięki
Bogu nikt z ludzi schowanych w klasztorze nie zginął" - pisał wspomniany
o. Rafał, którego w 1934 r. skierowano do Przemyśla. Tutaj pracował
aż do śmierci (1950) prowadząc kronikę klasztoru Ojców Reformatów.
W pochmurny ranek 15 września 1939 r. patrole niemieckie
zaczęły krążyć po ulicach Przemyśla. - Warkot wozów ciężarowych i
pochód wojsk niemieckich mógł oznaczać tylko jedno: rozpoczęła się
gehenna okupacji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu