Ks. Dariusz Gronowski: - Jest Pani laureatką nagrody „Człowiek Człowiekowi 2008” ze względu na wspaniałą i bezinteresowną pomoc w zielonogórskim Schronisku dla Matki i Dziecka, którą świadczy Pani od 1992 r., czyli od chwili powstania placówki. Czym jest to schronisko?
Barbarą Werka-Łuniewicz: - Jest to miejsce, gdzie kobiety bardzo pokrzywdzone przez los szukają podstawowej pomocy. Przychodzą tam, bo nie mają gdzie mieszkać, nie mają gdzie urodzić swoich dzieci, nie mają gdzie podziać się z dzieckiem. Mamy tam do czynienia z rzeczywiście trudnymi przypadkami, skomplikowanymi losami ludzkimi, osobami zostawionymi bez pomocy. Są tam też kobiety, które mają rodziny, ale z różnych względów muszą szukać schronienia. Czasem są na zakręcie życiowym.
- Jaką pomoc mogą otrzymać w schronisku?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Oprócz tego, że mogą tam zamieszkać, mogą liczyć także na pomoc w znalezieniu pracy, mieszkania, pomoc prawną, psychologiczną. Matki mogą tak otrzymać naprawdę kompleksową opiekę świadczoną z myślą o tym, by mogły się usamodzielnić. Czasem trwa to krótko, czasem przebywają tam nawet kilka lat.
- A na czym polega tam Pani rola jako pediatry?
Reklama
- Po prostu, gdy jakieś dziecko było chore, powiadamiano mnie, a ja się nim zajmowałam. Nie była to praca na stałe, ale pomoc w razie potrzeby. Pamiętajmy, że przez te kilkanaście lat różnie też wyglądała służba zdrowia. Od pewnego czasu mamy zwyczajnie zapisują się do mnie do lekarza.
- W jakim zakresie pediatra zajmuje się dziećmi?
- Właściwie praca pediatry to troska o zdrowie fizyczne dziecka. Śledzi on też rozwój dziecka, by ewentualnie dokonać jakiejś korekty. W praktyce w największym procencie problemy zdrowotne dzieci to infekcje. Poza tymi infekcjami dzieci są raczej zdrowymi pacjentami. Dzieci albo są zdrowe, albo mają infekcję, która kończy się, i znowu są zdrowe... Dziecko to bardzo wdzięczny pacjent.
- Jakie uczucia towarzyszą Pani w pracy z dziećmi?
- Jeśli chodzi o pracę w schronisku, przyznaję, że zawsze uderzało mnie, że te osoby znajdują się w tak szczególnej sytuacji. Jak trudno zaczynać życie w takim miejscu...
Ciągle przyświeca mi myśl, że troska o dzieci to moja powinność. Każdy napotkany człowiek to dar, możliwość spotkania i przekazania dobra. To odczuwam, gdy patrzę w oczy matki (choć czasem przychodzą też ojcowie), która przychodzi do mnie ze swoim dzieckiem. Cieszę się, że mogę coś dla niej zrobić. To taka swoista wymiana. Ona przychodzi, obdarzając mnie swoim zaufaniem, ja obdarowuję pomocą lekarską. Często wzrusza mnie, że matki mają do mnie takie zaufanie, przecież przychodzą do mnie z dziećmi, swoim największym skarbem... I jeśli mogę w czymś pomóc, to odczuwam szczerą radość.
- Pani kocha dzieci. Prawda?
Reklama
- Tak. A teraz, kiedy już jestem w takim wieku, że mogłabym być babcią, ta miłość nabiera nieco innego odcienia. Myślę, że to, co babcia czuje do wnuków, to jest jakieś zakochanie. Pamiętam, jak kiedyś mój tato powiedział o mojej córce Joasi, która była jego pierwszą wnuczką, że nie wiedział, że można tak kochać dziecko!
Obecnie odczuwam do dzieci tak niesamowitą czułość, że aż muszę się w jakiś sposób powstrzymywać, żeby ich zaraz nie tulić, żeby zachować minimum jakiegoś „profesjonalnego” dystansu. Dzieje się tak nawet poza kontekstem zawodowym.
- Prócz tego, że jest Pani pediatrą, ma Pani także trójkę własnych dzieci: Joannę - 21 lat, Zygmunta - 19 lat i Alberta 17 lat. Jest Pani lekarzem także dla swoich dzieci?
- Ze swoimi dziećmi jest troszkę inaczej. Ja sama jako matka czasem muszę sobie przypominać, że jestem pediatrą i w związku z tym nie mogę się zachowywać tak, jakbym nim nie była. Kiedyś rozbawiło mnie np. to, jak się niesamowicie zatrwożyłam, gdy Albert miał typowe objawy chorobowe, gorączkę. Dopiero po chwili „włączyła” mi się myśl, że muszę się uspokoić, bo przecież jestem lekarzem. I rzeczywiście, nie było żadnego powodu do poważnego niepokoju. A czasem dziwię się, że matki na wyrost boją się różnych prozaicznych objawów choroby u swoich dzieci...
- Przypomina sobie Pani jakieś ciekawe wydarzenie w pracy z dziećmi?
- W szpitalu na oddziale dziecięcym malutki chłopczyk coś niewyraźnie do mnie mówił. Nachyliłam się i patrząc na niego wyraziłam żal, że nie rozumiem, co do mnie mówi. Wtedy stojący obok niewiele starszy chłopiec z miną mędrca powiedział: „Przecież on chce do domu!”. Wtedy zorientowałam się, że nie zdołałam domyślić się tego, co dla dziecka było najważniejsze.
- Ma Pani jakieś złote rady dla rodziców dotyczące zdrowia ich dzieci?
- Po pierwsze mama musi od początku, bez względu na wszystko, postanowić, że będzie karmiła piersią. To jest podstawa zdrowia dziecka. Myślę, że współczesne matki mają już świadomość, jak to jest ważne, ale wciąż zdarzają się jeszcze kobiety, które pochopnie rezygnują z karmienia piersią.
Oczywiście mama powinna zadbać o swoje zdrowie jeszcze wcześniej. Papierosy czy inne szkodliwe używki nie wchodzą w rachubę, bo rozwój dziecka w okresie płodowym zależy od tego, jak ona będzie podchodziła do swojego zdrowia.
Chciałabym także przekonać wszystkich rodziców, że w większości przypadków są w stanie pomóc swoim dzieciom nawet domowymi sposobami, że te stare domowe sposoby nie straciły na wartości. Gdyby udało się wszystkie dzieci z przeziębieniem leczyć syropem z cebuli, czułabym się naprawdę spełnionym pediatrą. Mam takie ciągłe poczucie, że często szkodzimy dzieciom niepotrzebną terapią na wyrost, asekuranctwem, a w szczególności używaniem antybiotyków. W rezultacie sami „hodujemy” nieodpornych pacjentów, którzy łatwo popadają w kolejne infekcje.
Niezmiernie ważną sprawą w leczeniu infekcji jest wypoczynek. A dziś ludzie nie dają sobie nawet czasu na chorowanie, bo coś ciągle ich gna, mają poczucie, że wszystko musi być szybko. Każdy oczekuje poprawy już na następny dzień. Leżenie w łóżku przez tydzień w dzisiejszych czasach uważane jest za dopuszczalne dopiero w przypadku ciężkiego zapalenia płuc, a przy lżejszych chorobach człowiek nie wyobraża sobie, że mógłby się położyć i kurować przy pomocy domowych środków. To chyba jakiś znak czasów...
Wypoczynek plus domowe sposoby, taka zwyczajna pielęgnacja dziecka, to główna metoda leczenia infekcji! Wystarczą herbatki ziołowe, soki, maliny...
My jako lekarze mamy obowiązek przede wszystkim nie szkodzić. Dlatego, nawet kosztem trudu wkładanego w uparte tłumaczenie, staram się przekonać rodziców, by uwierzyli, że warto, by dziecko było leczone w sposób maksymalnie naturalny.