Helena Maniakowska: - Księże Doktorze, z racji swojej funkcji w Sądzie Biskupim, w jednej z diecezji centralnej Polski, w której żyje głównie ludność małych miasteczek i wsi, proszę powiedzieć, jak wygląda kondycja rodziny w tej diecezji i z jakimi problemami zgłaszają się ludzie?
Ks. dr Hubert Wiśniewski: - Moje spostrzeżenia odnośnie kondycji rodziny wiejskiej wynikają nie tylko z racji funkcji w sądzie, diecezji, lecz także pełnienia posługi proboszcza na wsi. Sprawy, które toczą się w naszym sądzie dotyczą głównie środowiska wiejskiego. Kwestie, które kiedyś dotyczyły środowisk miejskich, teraz mają również miejsce na wsi. Trzeba zauważyć, że różnica między małżeństwem zawieranym na wsi i w mieście zaczyna się zacierać. Oczywiście, w obu środowiskach ludzie rozwodzą się albo mieszkają bez małżeństwa sakramentalnego. Jednak w środowisku wiejskim nie ma takiego przyzwolenia społecznego jak w mieście, takie sytuacje nadal są oceniane negatywnie. Jako że w mieście ludzie żyją bardziej anonimowo, jest większe przyzwolenie na związki nieformalne.
- Jakie są zasadnicze powody rozpadu małżeństwa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Przyczyny rozpadu małżeństwa na wsi są podobne jak w mieście, a w każdym razie niewiele się różnią. Pierwszą, najczęstszą przyczyną jest emigracja za pracą. Duży procent spraw, które toczą się w naszym sądzie, dotyczy rozpadu małżeństwa, w którym krótko po ślubie jedno z małżonków wyjeżdża za granicę w poszukiwaniu pracy. Rozłąka powoduje, że ci ludzie nie potrafią się odnaleźć jako małżonkowie. Liczą na to, że współmałżonek wkrótce wróci i ta rozłąka nie wpłynie negatywnie na rodzinę, która dopiero powstała. Dzisiaj ludzie są często nastawieni na konsumpcję. W mieście małżonkowie łatwiej mogą znaleźć pracę, z kolei muszą być dyspozycyjni wobec firmy, instytucji, a w konsekwencji są zapracowani, nie mają czasu dla siebie i rodziny. Druga przyczyna, niezależna od tego, czy mówimy o rodzinie wiejskiej, czy miejskiej, to kwestia odpowiedzialności za słowo. Kiedyś ludzie wstępowali w związek małżeński i potrafili trwać w nim nie dlatego, że nie napotykali na trudności, ale dlatego, że byli odpowiedzialni za słowo dane przed Bogiem. Byli więc ze sobą na dobre i na złe, nie zastanawiali się nad tym, czy dobrze zrobili, nie myśleli o tym, aby wyjść z tego związku. Było dane słowo, podjęta decyzja i trzeba było zrobić wszystko, aby w małżeństwie było jak najlepiej - przebaczając sobie, czerpiąc siłę z tego, co daje Kościół, czyli z mocy płynącej z sakramentów i modlitwy. Takie było kiedyś podejście do sakramentu małżeństwa, a także do każdego słowa, które się komuś dawało.
Jan Paweł II, gdy mówił o tym, czy ktoś jest zdolny, czy też nie, do zawarcia małżeństwa, zauważył, że nie mówimy o zdolności do założenia idealnego małżeństwa, a w konsekwencji, gdyby nie było idealne - możemy się rozejść. Być zdolnym do małżeństwa, to znaczy być świadomym swoich ograniczeń i ufać, że w małżonkach działa łaska sakramentu małżeństwa. A poza tym, czerpiąc z bogactwa Kościoła, także w ruchach i stowarzyszeniach można szukać pomocy w rozwiązywaniu codziennych problemów.
- Jaki jest inny, ważny powód rozpadu małżeństwa, oprócz rozstania przy okazji wyjazdu „za chlebem”?
- Kolejnym powodem jest zdrada małżeńska. Może w środowisku wiejskim nie jest to częste zjawisko, ale i tutaj mamy z nim coraz częściej do czynienia. Pewne zachowania przestają być dla ludzi grzechem. Fakt, iż ktoś jest w związku małżeńskim nie przeszkadza, aby mieć inną, pozamałżeńską relację. Inny problem to alkoholizm. To krzyż bardzo wielu małżeństw, dźwigany głównie przez kobiety.
- Jak obecnie wygląda odpowiedzialność za słowo?
Reklama
- Wydaje się, że dzisiaj młodzi często nieodpowiedzialnie podejmują decyzję o wstąpieniu w związek małżeński. Nie dlatego, że są za młodzi. Aktualnie nowożeńcy są często starsi od tych, którzy kiedyś wstępowali w związek małżeński. Kiedyś odpowiedzialność za dane słowo była dużo większa niż dzisiaj. Wydaje się, że psychika młodych jest słabsza i pierwszy napotkany problem sprawia, że potrafią się rozstać. Ludzie często w imię rzekomej odpowiedzialności nie wstępują w związek sakramentalny, a jedynie mieszkają „na próbę”, mówiąc: „Nie wychodzę za mąż lub nie żenię się dlatego, że to jest poważna decyzja i nie jestem gotowa, czy gotowy, by ją podjąć”. Jest to oczywiście nie do końca prawdziwe, bo nigdy nie można być w stu procentach pewnym, czy to jest ta kobieta lub ten mężczyzna, bo nie możemy być pewni, czy nie spotka się kogoś, kto będzie się bardziej podobał. Ale musi być pewna konsekwencja obranej drogi. Mówienie o sobie „nie jestem w tej chwili dojrzały, aby podjąć tak poważną decyzję wstąpienia w związek małżeński” jest tylko przejawem egoistycznego podejścia do życia i sakramentu małżeństwa. W konsekwencji, gdy przychodzi problem, małżonkowie stwierdzają, że nie pasują do siebie i bez żadnych zobowiązań rozstają się. Nie powinno tak być. Młodzi ludzie, wstępując w związek sakramentalny, powinni zdawać sobie sprawę, że są wspierani przez łaskę Bożą, modlitwę, jest więc możliwość rozmowy i przebaczania, dzięki temu szansa wierności na całe życie.
- Jaki jest staż małżeński tych, którzy się rozstają?
- Z tym bywa różnie. Są takie małżeństwa, które odchodzą od siebie po tygodniu, miesiącu, po pół roku, po roku, ale i takie, które się rozwodzą po dwudziestu latach małżeństwa. Są także i takie, które zawierane w wieku ok. 30 lat, często pozostają bez dzieci, bo to, co ich pochłania, to praca zawodowa. Tacy małżonkowie po kilku latach mają sobie coraz mniej do powiedzenia, już coraz mniej ich łączy. W pracy muszą być dyspozycyjni, mają szkolenia, wyjazdy, a dom staje się jedynie miejscem nabrania sił do dalszej pracy zawodowej. Decyzja o rozstaniu jest o wiele trudniejsza, kiedy w małżeństwie są dzieci. Stają się one tym, co scala i łączy małżonków. Do Sądu Biskupiego przychodzą ludzie w sytuacji, kiedy właściwie nie można już wiele zrobić dla uratowania związku małżeńskiego. Ludzie, którzy do nas trafiają są już najczęściej w kolejnym związku cywilnym, mają dzieci.
I tu można postawić pytanie: Co zrobić, aby narzeczonych odpowiednio przygotować do sakramentu małżeństwa? Jak przekonać młodych, że warto kochać autentycznie, całym sercem i przez całe życie?
Ks. dr Hubert Wiśniewski
przyjął święcenia kapłańskie z rąk bp. Alojzego Orszulika w 1995 r. w Łowiczu. Studia doktoranckie z zakresu prawa kanonicznego odbył w Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie. Od 2000 r. jest wikariuszem sądowym diecezji łowickiej i proboszczem w parafii pw. Matki Bożej Bolesnej w Nieborowie