Nowy rok szkolny niejeden - zarówno uczeń, jak i
nauczyciel - rozpoczyna z mocnym postanowieniem solidniejszego tak
uczenia się, jak i nauczania. Bo nie najlepsze doświadczenia w roku
minionym mogli mieć jedni i drudzy.
Poniższe uwagi będą miały na względzie głównie nauczających,
przede wszystkim religii, czyli katechetów i katechetek. Nie będziemy
przy tym wchodzili w subtelne odróżnianie katechezy od nauczania
religii. Będzie chodzić o tych, którzy w swym nauczaniu zajmują się
przekazywaniem szeroko pojmowanych prawd wiary.
Kto odpowiada, nie błądzi
Reklama
Otóż pierwszy problem pojawia się w związku z samą naturą prawd
wiary. Mają one to do siebie, że rodzą mnóstwo wątpliwości. Nauczani
mają prawo - jest to przywilej zwłaszcza dorastającej młodzieży -
te wątpliwości zgłaszać, nauczający zaś ma święty obowiązek na zgłaszane
wątpliwości reagować. Ale charakter dwojakiego rodzaju może mieć
zarówno zgłaszanie wątpliwości, jak i sposób reagowania na nie. Słuchający
mogą mieć rzeczywiste wątpliwości i rzetelnie szukają sposobu na
wzbogacenie swojej religijno-filozoficznej wiedzy, lecz może się
też zdarzyć, że zadają tzw. "pytania na czas", a dokładniej mówiąc
na zajęcie albo zabicie czasu: lekcja upływa, przeważnie nie musi
się wtedy notować. Nauczający zaś albo z zasady nie dopuszcza pytań
- bo przeważnie podejrzewa pytających o złe intencje (a tym samym
zwalnia się od wysiłku umysłowego), albo cierpliwie pozwala pytać
i próbuje na pytania odpowiadać z gorszym lub lepszym rezultatem.
Doświadczenie wielu wytrawnych katechetów (zresztą zdrowy
rozsądek także) każą się opowiedzieć bez wahania za tym ostatnim
zachowaniem nauczających. Niedopuszczenie bowiem żadnych pytań tak
w czasie wykładu, jak i nawet po nim każe uczniom przypuszczać, że
nauczyciel boi się własnego zakłopotania i bezradności, ponieważ
przewiduje, że na postawione mu pytanie nie będzie umiał odpowiedzieć.
W opinii uczniów taki nauczyciel przestaje być autorytetem w swojej
dziedzinie, zaczyna się go traktować jako niedouczonego, co prowadzi
do wytwarzania się coraz większej niechęci, zarówno względem samego
nauczyciela, jak i do przedmiotu. Zdecydowanie tedy należy dopuszczać
z oczywistym umiarem - rzecz jasna - wątpliwości i pytania.
Co natomiast należałoby doradzać nauczycielom, niekiedy
słusznie przewidującym niemożność udzielenia zadowalającej odpowiedzi
na zadawane pytania? Otóż dwa rozwiązania proponują wspomniani już
wytrawni katecheci. Pierwsze sprowadza się do spokojnego, naturalnego
wyznania niemożności udzielenia odpowiedzi natychmiast, z równoczesnym
zapewnieniem jednak, że do sprawy wróci się po odpowiednim uzupełnieniu
koniecznej wiedzy, przy okazji najbliższego wykładu. Ale biada nauczycielowi,
który obietnicy nie dotrzyma i sam, rozpoczynając następny wykład,
nie nawiąże do pytań oczekujących na odpowiedź. Uczniowie poczują
się wówczas po prostu oszukani.
Rozwiązanie drugie polega na próbie podjęcia wspólnych
z uczniami poszukiwań odpowiedzi na zgłoszone przez nich pytanie.
Jest to zajęcie dość pracochłonne, wymaga bowiem zabrania pewnych
pomocy źródłowo-bibliograficznych, ale cieszy się coraz większym
uznaniem wśród uczniów, ponieważ sprawia, że wykład, angażując całą
klasę, staje się bardziej interesujący, a ponadto wytwarza mimo woli
pożądane więzy pomiędzy nauczającym i nauczanymi.
Wchodząc zaś nieco bardziej w realia całego procesu przekazywania
prawd wiary, niektórzy zwracają uwagę na problem tajemnicy w chrześcijańskiej
nauce o Bogu i Jego objawieniu się ludzkości. Jest to sprawa bardzo
trudna do przekazania zwłaszcza młodzieży szukającej racjonalnych
uzasadnień dla wszystkiego, co ją otacza i co pojawia się jako problem
w myśleniu dojrzewającego człowieka.
Uczyć się - cnotą nauczyciela
Upłynęło już wiele lat od czasu powrotu religii do szkół polskich.
Jeszcze pamiętamy opory, na jakie proces tego powrotu natrafiał,
niestety, nawet w środowiskach katolickich. Przewidywano rzeczy najgorsze:
całkowity zanik i tak szwankującej u nas tolerancji religijnej, dyskryminację,
prześladowania mniejszości nie uczęszczającej na religię przez chodzącą
na ten przedmiot większość dzieci i młodzieży, powolne stwarzanie
podstaw dla państwa wyznaniowego itp., itd.
Nie słychać, dzięki Bogu, żeby się sprawdziło zbyt wiele
spośród tych ponurych przepowiedni. Ani nauczyciele, ani uczniowie,
ani rodzice nie domagają się usunięcia religii ze szkoły. Niekiedy
co najwyżej sami katecheci wspominają jakby z tęsknotą małe salki
katechetyczne, w których bywało zazwyczaj kilkanaścioro dzieci i
nikt specjalnie nie narzekał, jeśli nauczający spóźnił się na lekcje
albo skracał ją z jakiegoś powodu. Nikomu to nie przeszkadzało, bo
nie było przestronnych korytarzy, na których uczniowie hałasując
mogliby przeszkadzać uczącym się w sąsiednich salach. Wszystko było
takie domowe, swojskie, cieplarniane. Co innego w szkole. Jest tu
konieczna znacznie większa dyscyplina i czuwanie nauczyciela nie
tylko nad uczniami, lecz i nad sobą samym.
Na odcinku samodoskonalenia się nauczających jest jeszcze
ciągle to i owo do zrobienia. Z pewnością jest też potrzebne ciągłe
podnoszenie kwalifikacji nauczających, co, jak wiadomo, dotyczy zresztą
nie tylko katechetów, lecz wszystkich powołanych do nauczania i wychowywania.
W zakresie doskonalenia swoich umiejętności katecheci
mają już dziś do dyspozycji wiele pożytecznych środków. Istnieje
kilka zestawów podręczników do wszystkich klas szkoły podstawowej
i przynajmniej dwóch klas gimnazjów. Są także cenne opracowania metodyczne,
ułatwiające mądre opracowanie każdej jednostki lekcyjnej. Jest łatwo
dostępny, coraz lepiej redagowany miesięcznik Katecheta, organizuje
się też prawie w każdej diecezji ogniska i spotkania dokształcające
katechetów.
Za dar Opatrzności i Boże błogosławieństwo należy uznać
ciągle wysoką frekwencję dzieci i młodzieży na lekcjach religii,
tym bardziej, iż wiadomo, że dzieje się to bez żadnego zewnętrznego
przymusu czy jakiejkolwiek moralnej presji. Bylibyśmy bardzo szczęśliwi
- my, duszpasterze - gdyby podobną frekwencją cieszyła się coniedzielna
Msza św.
Apostoł w szkole
Na koniec słowo o powinnościach apostolskich katechetek - zwłaszcza
sióstr zakonnych, i katechetów - zwłaszcza kapłanów. Warto pamiętać,
że powrotu nauczania religii do szkół podstawowych i średnich domagały
się środowiska, nie tylko starszych zresztą, nauczycieli. Mieli oni
przez to na względzie dobro, rzecz jasna, przede wszystkim dzieci
i młodzieży, ale wyraźnie też spodziewali się pozytywnego oddziaływania
nauczających religii na nauczycieli świeckich, umęczonych do granic
wytrzymałości komunistyczną indoktrynacją i obrzydliwym systemem
wzajemnego szpiegowania, które w ostatnim okresie przyjęło pozornie
mało groźną nazwę "weryfikacji kadry nauczycielskiej". Rolę podtrzymujących
na duchu udręczonych kolegów i koleżanek już wtedy, z pozycji pozaszkolnej,
próbował odgrywać niejeden kapłan lub siostra zakonna, a także wielu
konsekwentnie, świadomie wierzących katechetek i katechetów świeckich.
O zachowanie tej postawy w środowisku nauczycielskim nadal powinni
się troszczyć katecheci. To środowisko wyraźnie wypełniania takiej
roli spodziewa się po nauczających religii.
Widać z tego, że bycie katechetką czy katechetą to w
pewnym sensie coś więcej niż bycie tylko nauczycielem, ale do autentycznego
apostołowania każdy katolik jest zobowiązany choćby z racji przyjętego
kiedyś sakramentu bierzmowania. Owocuje ten sakrament i jest ciągle
żywy poprzez nauczanie, nie tylko zresztą słowem, lecz całym stylem
codziennego życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu