Niewątpliwie wiosna, a zwłaszcza maj, sprzyja zakochanym. Nie trzeba wytężać wzroku, żeby to zauważyć. Właśnie teraz widać najwięcej przytulonych par, spacerujących po parkach. I bardzo dobrze. Bo jeżeli kogoś dopada miłość, to dopada go dobra rzecz. Zwłaszcza, gdy ta miłość jest odwzajemniona. Ale to dopiero początek. To czas „motylków” w brzuchu, chwile, kiedy zakochani dotykają swoich rąk i nie czują między nimi granicy. To świadomość, że twarz, na którą patrzy zakochana osoba, jest najprzyjaźniejszą i najpiękniejszą na świecie. Jeśli zakochani robią coś wspólnie, to się udaje. I to powoduje bardzo dużo radości. Dalszy ciąg zależy już od rzeczy bardziej przyziemnych. Tu możemy zrobić pewne klasyfikacje wiekowe. Nie mówiłbym o takim zakochaniu, które jest pierwsze: w gimnazjum czy liceum. Raczej zatrzymałbym się przy wieku, który już ma za sobą te pierwsze zachwyty. I przy zauroczeniu, które wygląda na zmierzające do małżeństwa. I tu mogą się zacząć pewne trudności. Można powiedzieć, że szczęśliwi są ci, którzy mają „przody”. Którzy to ludzie? Ci, którzy pochodzą z dobrej, trwałej, silnej rodziny. Patrząc na swoich rodziców, mogli widzieć wzór. Po owych „motylkach”, wspólnych dłoniach, długich rozmowach, przychodzi taki czas, kiedy muszą się zastanowić nad tzw. „dobrodziejstwem inwentarza”. Wtedy właśnie powinno paść pytanie o wspomniane „przody”. Dobrze, jeśli one są, ale nie zawsze tak jest. Jest wielu ludzi, którzy ciągną za sobą pewne braki, zranienia. Są poobijani przez rodzinę, szkołę, cały świat. Wtedy powinna zacząć się praca nad sobą, wzajemne pomaganie sobie. Jeśli się ona powiedzie, myślę, że nie ma co za długo przeciągać takiego stanu. Do całości brakuje jeszcze jednego: odnalezienia się w domu rodzinnym drugiej osoby. Jeżeli np. chłopak stwierdza, że dobrze mu w domu jego dziewczyny, a zwłaszcza, jeśli polubi jej mamę, to jest to bardzo dobry znak. Z drugiej strony, jeśli nie odnajdzie się w jej domu i będzie zadawał sobie pytanie: co ja tu robię, to jest fatalnie. Myślę, że to też trzeba wziąć pod uwagę. To właśnie jest czas poznawania. Dalej rozwija się uczucie, a więzi są coraz mocniejsze. Są rozmowy, zwłaszcza te o uczuciach. Wydaje mi się, że nie ma sensu wtedy odkładać ślubu, zwłaszcza jeśli ludzie ci kończą studia albo są już po nich. Powinni wtedy patrzeć na siebie w perspektywie przyszłego związku małżeńskiego.
Bardzo często młodzi nie zdają sobie sprawy z tego, że zupełnie inaczej funkcjonuje małżeństwo, które żyje w sakramencie małżeństwa niż ludzie żyjący w sposób naturalny jak małżeństwo, ale bez sakramentu. Ci drudzy są pozbawieni daru i łaski, które pomagają przezwyciężać konflikty, zdecydować się na przyjęcie dziecka, wychować je. Do tego wszystkiego jest potrzebna pomoc, bo sami z siebie jesteśmy zbyt słabi. Ta pomoc przychodzi wtedy, kiedy zaprasza się Jezusa do związku. Owo zaproszenie decyduje o zupełnie innej jakości związku.
Na koniec jeszcze jedno: warto modlić się o dobrą żonę i dobrego męża, o tę osobę, którą Bóg przeznaczył. O to, żeby doszło do spotkania. Kiedy już do niego dojdzie, to Pan nikomu nie może nakazać, bo decyzja bycia z kimś jest wyborem wolnej osoby. Ale do spotkania Pan Bóg może doprowadzić. I o to warto się modlić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu