Tegoroczny Światowy Dzień Młodzieży był wielkim świętem chrześcijaństwa.
Wspomnieniami dzielą się uczestnicy pielgrzymek z naszej diecezji.
Ks. Marek Sędek, duszpasterz akademicki: - Tegoroczny
Światowy Dzień Młodzieży był dla mnie mocnym doświadczeniem Kościoła
w wymiarze przestrzennym i czasowym. Przestrzennym, ponieważ zgromadził
ludzi nie tylko z Europy, ale z całego świata, zjednoczonych w wierze
pod przewodnictwem następcy św. Piotra. Doświadczenie Kościoła w
wymiarze czasowym - to ślady męczenników pierwszych wieków chrześcijaństwa,
to grób św. Piotra. Byliśmy w miejscach kultu św. Franciszka, św.
Antoniego, św. Marka. Jest to niesamowite doświadczenie: móc poczuć
się cząstką Kościoła, który trwa dwa tysiąclecia i brać udział w
wydarzeniu, które na pewno przeszło do historii.
Kasia, studentka muzykologii: - Kiedy oglądałam
przed wyjazdem relacje telewizyjne ze spotkań pielgrzymów z Ojcem
Świętym, patrzyłam na nie z pewnym dystansem. Odbierałam te spotkania
jako wielkie "spędy". Wszyscy słuchają, potem zapominają i nic z
tego nie wynika. Wyjeżdżając do Rzymu, pomyślałam, że może teraz
trzeba posłuchać Papieża, może coś ciekawego usłyszę.
Ojciec Święty powiedział rzeczy ważne dla nas, tam zebranych,
ważne dla mnie osobiście. Mówił, byśmy nie bali się świadczyć o Jezusie,
że ważne jest świadectwo nas, młodych. Patrząc na młodzież, która
przyjechała na spotkanie, można powiedzieć, że była świadoma, po
co tam przybyła. Poza tym można było zobaczyć wiele dobra w tych
ludziach, nawet podczas spotkań na ulicy czy w metrze. Po wyjeździe
do Rzymu zmienił się mój obraz młodzieży z innych krajów. Cieszę
się, że Ojciec Święty chciał zorganizować takie spotkanie i zaprosić
młodzież.
Bogumiła, studentka polonistyki: - Pobyt w Rzymie
był jak gościna u Ojca Świętego. Czuliśmy się, jakbyśmy byli w jego
domu. Papież w spotkaniach z nami mówił dużo o drodze powołań, w
tym wiele o małżeństwie. Mówił, że nie można drugiemu człowiekowi
zaufać do końca - jeśli zabraknie oparcia się na Bogu, odniesienia
do Boga, to wszystko może ulec zniszczeniu. Małżeństwo nie jest ciągłą
radością, musi w nim być miejsce na cierpienie, przyjęcie zranienia
ze strony drugiej osoby. Przypominał, że jeśli ktoś odczuwa powołanie
kapłańskie czy zakonne, to powinien, nie zważając na nic, pójść za
tym głosem. Najgorszym nieszczęściem jest odrzucenie powołania. Usłyszane
słowa były dla mnie powtórką tego, co Ojciec Święty napisał w książkach
i wydanych dokumentach. Nie mówił wiele. Mówił o rzeczach prostych.
Takie przypominanie jest bardzo potrzebne. Ojciec Święty starał się
pamiętać o wszystkich, wszystkich pozdrawiał. Żegnając się z nami
życzył, aby dni spędzone w Rzymie przyniosły jakieś owoce. Myślę,
że te owoce muszą we mnie stopniowo dojrzewać.
Grzegorz, kleryk: - Nie planowałem wyjeżdżać na
Światowy Dzień Młodzieży do Rzymu. Częściowo ze względów finansowych,
a po wtóre brałem w tym roku kilkakrotnie udział w uroczystościach
związanych z Wielkim Jubileuszem. Stwierdziłem, że ten wyjazd nie
będzie mi potrzebny. Na krótko przed pielgrzymką, już w lipcu, okazało
się, że jest jedno wolne miejsce w autokarze pielgrzymów z Mińska
Mazowieckiego. Propozycję odebrałem jako Boże działanie.
W diecezjach odbywały się spotkania z młodzieżą z różnych
krajów. Łączyły nas między innymi wspólne przygotowywania do Mszy
św. Przyszła konieczność konfrontacji, porozumienia się w znanych
nam językach. Zobaczyliśmy bogactwo tradycji Kościoła w innych państwach,
inne postawy zachowania się podczas Mszy św. Ze spotkań z Włochami
można nauczyć się spontaniczności.
Niezwykłe było spotkanie z Ojcem Świętym na placu św.
Piotra w dniu rozpoczynającym Światowe Dni Młodzieży. Ojciec Święty
mówił o swojej drodze do kapłaństwa, o latach okupacji. Niezwykłym
dla mnie świadectwem były słowa Papieża, że on wierzy głęboko i jest
święcie przekonany, że Jezus Chrystus jest Zbawicielem świata. Proste
słowa, ale w ustach Ojca Świętego bardzo autentyczne.
Ogromnym przeżyciem była dla mnie Msza św. w Circo Massimo,
w którym ginęli pierwsi chrześcijanie. Pewnie nie mieli świadomości,
że w tym miejscu za 2000 lat zbierze się młodzież z całego świata
i będzie przeżywać Eucharystię pod przewodnictwem następcy św. Piotra.
Staliśmy na placu, z nieba lał się żar, a przy podnoszeniu stóp podnosił
się pył z wyschniętej ziemi. To wszystko uświadomiło mi, że nie ma
chrześcijaństwa bez męczeństwa.
Kiedy przybywaliśmy na Tor Vergata, miejsca, gdzie kończył
się Światowy Dzień Młodzieży, byłem trochę rozczarowany atmosferą.
Ostra muzyka, ludzie zachowywali się jak na pikniku. Kiedy przybył
i przemówił Ojciec Święty, nadał spotkaniu zupełnie inny ton. Ewangelia
o powołaniu pierwszych Apostołów i Litania do Wszystkich Świętych
pozwoliły doświadczyć komunii Kościoła w świętych obcowaniu; byliśmy
tam my jako pielgrzymujący i ci, którzy wyprzedzili nas w tej pielgrzymce.
Niesamowita była katecheza Ojca Świętego mówiąca o wierności małżeńskiej
i lojalności między przyjaciółmi.
W naszym sektorze nie było gromkiego aplauzu. Chodziło
o coś więcej niż tylko o oklaskiwanie Papieża. Mówił o ważnych rzeczach,
chcieliśmy się dobrze w nie wsłuchać. Światowy Dzień Młodzieży był
nie tylko świętem młodzieży, ale świętem chrześcijaństwa, świętem
Kościoła. Dla mnie był też bardzo dobrymi rekolekcjami. Dziękuję
Bogu, że wezwał mnie na ten pielgrzymi szlak.
Justyna, studentka polonistyki: - Bardzo miłym
doświadczeniem była gościnność rodzin włoskich w diecezjach poza
Rzymem. Pomimo tego, że nie znaliśmy wspólnego języka, gospodarze
w różny sposób starali się okazywać nam życzliwość. Nauczyli się
nawet przed naszym przyjazdem kilku słów polskich. Czasem dochodziło
do śmiesznych pomyłek, np. w sypialni usłyszałyśmy: "Smacznego".
Nasi młodzi gospodarze również uczestniczyli w spotkaniach w parafii.
Miłym gestem z ich strony było przywiezienie nam ciepłych swetrów
na wieczorny powrót z parafii; kiedy wychodziłyśmy na spotkanie było
bardzo ciepło, ale wieczorem zrobiło się chłodno.
Rzym "opanowała" młodzież. Młodych pełno było na ulicach,
w metrze. Miejscowi powyjeżdżali. Te kilka dni pobytu w mieście było
wielkim świętowaniem. Czuć było taką właśnie atmosferę nie tylko
podczas spotkań z Ojcem Świętym, ale nawet na ulicach. Nie chciało
się wracać. Stoi przed nami teraz wielkie zadanie dawania świadectwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu