-Urszula Buglewicz: Jak zazwyczaj wygląda dzień pracy kapelana w szpitalu?
-Ks. Krzysztof Podstawka: W szpitalach przyjęte są różne rozwiązania. Najczęściej zasadą jest to, by kapelan każdego dnia pojawił się wśród chorych. Nasza posługa sprowadza się w pierwszym rzędzie do udzielania sakramentu chorych osobom, które o to proszą. W dalszej części pojawia się moment na spotkanie bardzo osobiste: na rozmowę, na udzielenie porad duchowych - staramy się odpowiadać na wszystkie pytania i problemy, jakie mogą się pojawić u człowieka chorego, niezależnie od wyznania. Punktem centralnym każdego dnia jest Eucharystia, sprawowana w przyszpitalnym kościele. Z frekwencją bywa różnie: wiadomo, że część chorych osób nie może opuścić łóżek, ci więc którzy czekają na zabiegi albo są tuż po operacjach łączą się z nami duchowo.
-Z jakimi problemami w codziennej pracy spotykają się księża kapelani?
-Wymieniłbym ich kilka. Pierwszy to odwieczne pytanie człowieka o sens cierpienia. Po co taka choroba, dlaczego właśnie ja? Niektórzy ludzie odczytują ją jako "dopust Boży", karę za brak wierności Bogu, albo znak Jego opuszczenia. To jest pierwszy, moim zdaniem, najważniejszy problem, jaki pojawia się w szpitalu. Drugi to problemy w środowisku medycznym. Dzisiaj, w dobie przemian ustrojowych i gospodarczych, coraz częściej słyszy się o zwolnieniach, także w szpitalach, wielu ludzi ma odczucie tymczasowości pracy, nie wiążą z nią swojej przyszłości, zwłaszcza personel niższy. Te problemy także nas dotykają, spotykamy się z nimi i musimy im jakoś zaradzić: przede wszystkim prosimy ludzi, aby nie tracili nadziei oraz by w miarę możliwości szukali sposobów na rozwiązanie tej swojej trudnej sytuacji. Innym problemem są kontakty z rodzinami osób chorych; te sprawiają często wiele kłopotów. Tu także trzeba odpowiedzieć na pytanie o sens cierpienia, niekiedy wysłuchać cierpliwie tego, co rodzina ma do powiedzenia.
-Nierzadko konsekwencją choroby, zwłaszcza ciężkiej, jest śmierć. Czy chorego trudno przygotować do chwili odejścia?
-Tak, jest to bardzo trudne. Jako punkt wyjścia trzeba wziąć pod uwagę, że każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje życie i powinien przez całe życie przygotowywać się na tę chwilę. Niestety, człowiek zabiegany wokół wielu spraw nie ma czasu na refleksję, na zastanowienie się nad sobą i omija ten aspekt w codziennych rozważaniach. Kiedy nadchodzi śmierć, kiedy człowiek czuje, że dni życia na ziemi dobiegają kresu, pojawiają się nowe pytania. W zależności od tego, na jakim poziomie życia duchowego człowiek się znajduje, tak reaguje na śmierć. Niektórzy strachem, inni spokojem. Wydaje mi się, że ci, którzy starają się duchowo rozwijać, którzy rzeczywiście wierzą i prawdy wiary uczynili swoją codziennością odchodzą spokojniej. Na pewno nie ma takiego człowieka, który nie czułby lęku przed śmiercią; ona jest czymś, co wydaje się być przeciwne naszej naturze. Każda śmierć jest bardzo indywidualna i o każdej śmierci trzeba zawsze mówić z wielkim szacunkiem wobec tego człowieka.
-Jak spotkania z chorymi i umierającymi wpływają na osobiste życie Księdza?
-Gdy byłem świadkiem czyjeś śmierci, to zdarzało się, że niekiedy, nawet we snach te sytuacje powracały, zawsze zaś zmuszały do refleksji. Po kilku latach tej pracy mogę powiedzieć, że z jednej strony czuję się "uodporniony" w tym znaczeniu, że nie przeżywam tego tak emocjonalnie, natomiast każda śmierć, której byłem świadkiem, pozostawia ślad. Ślad w postaci twarzy, którą się pamięta, niedokończonych rozmów, gestów. Pamiętam śmierć 18 letniej dziewczyny, która pojawiła się w szpitalu jakby z przypadku. Drobne zaburzenia pracy narządów wewnętrznych okazały się skutkiem rozwoju nowotworu. Kilka jej wizyt w szpitalu, do ostatniej chwili miała uśmiech na twarzy. Ostatni raz spotkałem ją na oddziale intensywnej opieki pooperacyjnej, tam już nie mogliśmy rozmawiać, ja tylko miałem do niej taką osobistą prośbę, by będąc po drugiej stronie "wspomniała na mnie". Ale szpital, to nie tylko śmierć, tutaj też rodzą się ludzie, inni zwyciężają chorobę. To Betlejem i Kalwaria w jednym.
-Jak wygląda współpraca kapelanów z pracownikami służb medycznych?
-Wydaje mi się, że jesteśmy znani w środowisku. Spotykamy się nie tylko z lekarzami, pielęgniarkami i innym personelem, ale także ze studentami, bowiem jesteśmy pracownikami szpitala klinicznego. Z tymi ludźmi spotykamy się nie tylko z jakichś nadzwyczajnych okazji, np. dnia chorego czy służby zdrowia, spotkań opłatkowych czy wielkanocnych, ale też na co dzień chcemy być pośród nich, służyć im radą, pomocą, odpowiedzią. Czasami uczestniczymy w ich życiu prywatnym; bardzo cenię sobie takie kontakty. Niekiedy staramy się gasić konflikty, które mają miejsce, np. w związku z protestami pielęgniarek dopominających się o słuszną i godziwą zapłatę. Rolą kapelana jest, by te napięcia łagodzić, by poszukiwać dróg rozwiązania. Staramy się aktywnie uczestniczyć w życiu szpitala, o cokolwiek jesteśmy proszeni - jeśli nie przekracza to naszych kompetencji - w tym bierzemy udział.
-Wykonywanie zawodu lekarza związane jest z wieloma wyborami. Czy kapelani pomagają w rozwiązaniu ich problemów etycznych?
-Takie zagadnienia pojawiają się tylko sporadycznie, najczęściej w prywatnej rozmowie. Okazuje się, że stanowiska są bardzo zróżnicowane, ale u większości medyków łatwo dostrzec olbrzymi szacunek dla życia. Ważne decyzje nigdy nie są podejmowane w sposób pochopny, ci ludzie autentycznie poszukują prawdy i starają się wyjść na przeciw ludzkim potrzebom. Z całą pewnością ludzie wierzący mają tutaj dojrzalsze spojrzenie. Ci zaś, którzy są wyznawcami innych światopoglądów mają inny system wartości - tutaj niekiedy pojawiają się "starcia" wokół takich zagadnień jak aborcja, eutanazja, badania prenatalne. Staramy się w tych dyskusjach uczestniczyć i jasno przedstawiać stanowisko Kościoła.
-Ilu chorych w szpitalu decyduje się na osobiste spotkanie z kapłanem?
-Gdyby ująć to procentowo, to powiedziałbym, że około 80% chorych to ludzie, którzy korzystają z naszej posługi. Jest jakaś część ludzi, zwłaszcza mężczyzn, którzy podchodzą do sakramentów w sposób magiczny. Wydaje się, że już sam fakt przystąpienia do spowiedzi czy Komunii św. na łóżku szpitalnym miałby odwrócić tzw. zły los od człowieka. Bywa też, że część osób jakoś lęka się sakramentów. Kapłan kojarzy im się z posługą tzw. ostatniego namaszczenia, stąd postawa strachu i ucieczki. Bardzo trudno jest nawiązać z takimi ludźmi więź porozumienia. Może dlatego, zamiast czarnej sutanny nosimy białą albę - jesteśmy częścią służby zdrowia i życia. Często jesteśmy świadkami życiowego obrotu; szpital jest miejscem głębokich nawróceń, spowiedzi po kilkudziesięciu latach. Jestem pewny, że w wielu przypadkach jest to szczera spowiedź i autentyczne nawrócenie.
-Czy zdarzały się osoby, które kategorycznie odmawiały spotkana z kapelanem?
-Tak, jednak spora część tych osób wkrótce potem zmienia swoje zdanie, ale są i tacy, których zatwardziałość jest tak duża, że prawie nieodwracalna.
-Taka postawa z pewnością zniechęca do codziennej służby chorym?
-Nie, do ostatniej chwili staramy się z takim człowiekiem rozmawiać z całą pokorą, bez agresji czy nacisku. Staramy się do końca każdemu stwarzać szanse pojednania z Bogiem. Jeśli mimo wszystko ktoś zdecyduje inaczej, to trudno wymagać od kapłana, by siłą zmieniał czyjeś zdanie.
-Czy każdy kapłan może być kapelanem?
-Każdy duchowny z natury swojego powołania do kapłaństwa jest szczególnie powołany do tego, aby służyć chorym. Wynika to z polecenia Chrystusa: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, mnie uczyniliście (...) Byłem chory, a przyszliście do mnie". Chrystus w sposób szczególny obecny jest w ludziach chorych i to przede wszystkim Jemu - w nich - służymy. W tym znaczeniu każdy kapłan nadaje się na duszpasterza chorych. Natomiast bardzo ważną rzeczą jest przygotowanie do funkcji kapelana w szpitalu. Tu nie chodzi tylko o chorych, to jest także kontakt ze służbą zdrowia. Do tego, moim zdaniem, potrzeba bardzo dobrego przygotowania teologicznego, psychologicznego i medycznego. W wielu krajach na świecie warunkiem zatrudnienia przez szpital kapłana jest zdobycie specjalistycznego wykształcenia. Pojawia się coraz więcej zagadnień, które wymagają także z naszej strony profesjonalizmu.
-Jak wyglądają obchody Dnia Chorego w szpitalach?
-Staramy się o tym dniu mówić, organizować specjalne nabożeństwa. Mamy wówczas uroczystą Eucharystię, podczas której modlimy się za chorych i tych, którzy służą ich zdrowiu i życiu. Poza tym w ten dzień w sposób szczególny odwiedzamy naszych chorych, udzielamy błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem na wzór tego z Lourdes. Staramy się budować taką atmosferę, aby ten dzień rzeczywiście był dobrze przeżyty. Dzień chorego, przeżywany w tym roku po raz 10., wpisał się już na dobre w świadomość ludzi chorych oraz personelu.
-Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu