Zima nie miaBa wcale zamiaru odej[, przeciwnie na pocztku lutego
zaczBy si jeszcze wiksze mrozy. Do siedzib ludzkich zagldaBy
coraz cz[ciej ptaki i inne polne zwierzta. Ludzie wynosili za stodoBy
troch siana, sBomy owsianej i ziarno gorszego gatunku, zwane popularnie
po[ladem. Najbardziej byBo |al drzew owocowych, które w tych stronach
o bardzo zBej glebie stanowiBy rzadko[. Drzewa te owijano prost
sBom, ale w tak wielkie mrozy nie daBo si uchroni ich od zniszczenia.
Najcz[ciej nad ranem z gBo[nym hukiem pkaBy. Obserwowano, jaki
bdzie dzieD w [wito Matki Bo|ej Gromnicznej. Je[li mrozny, to wedBug
ludowych wró|b oznacza szybki koniec zimy oraz gorce i suche lato.
Je[li w ten dzieD za[wieci sBoDce i z dachu pociekn krople wody
ze stopionego [niegu, to zima bdzie jeszcze dBuga, a lato mokre.
Nawet popularne przysBowie potwierdzaBo te wywody: Je[li na Gromniczn
z dachu ciecze, to zima si jeszcze powlecze. Chocia| [wito Gromnicznej
czy raczej Ofiarowania PaDskiego nie nale|aBo do obowizujcych [
wit ko[cielnych, to niemal wszyscy w ten dzieD [witowali i szli
do ko[cioBa ze [wiecami w rku zwanymi gromnicami. Najlepsza gromnica
powinna by wykonana z prawdziwego pszczelego wosku, do[ du|ych
rozmiarów, tak aby sBu|yBa przez wiele lat i obowizkowo obwizana
pasmem lnu, zatrzymujcego roztopiony wosk, który nie mógB upa[
na ziemi. Dziadek Kubu[ tBumaczyB, |e ta po[wicona [wieca jest
darem dla ludzi od samego Pana Jezusa, jest Jego znakiem i pomoc,
ale Pan Jezus powierzyB swojej Matce po[redniczenie w rozdawaniu
Bask. Od tej pory Ona zawsze ludziom pomaga, szczególnie w godzin [
mierci czy te| w ró|nych niebezpieczeDstwach, takich jak gwaBtowne
burze z piorunami, wojny, po|ary itp. Stara Dobrzykowa mówiBa, |e
Matka Bo|a w ka|d noc podchodzi z gromnic w pobli|e domu, gdzie
ludzie si kBóc, przeklinaj i upijaj si. Przychodzi te| w bardzo
mrozne i ci|kie zimy, strzegc chBopskiego dobytku i biednych ludzi,
aby nie zamarzli i nie poginli z gBodu. To wszystko, oczywi[cie,
podnosiBo rang [wita i dlatego tak wiele osób uczestniczyBo we
Mszy [w., szczególnie tej z po[wiceniem gromnic. Najwiksz gromnic
niósB do ko[cioBa stary Stachura, który miaB wBasn niewielk pasiek
i z wosku wylewaB [wiece. Na pocztku robiB to tylko dla siebie i
niezbyt udolnie. Z czasem sztuk wyrobu [wiec woskowych opanowaB
bardzo dobrze. Jego gromnica byBa prosta, zrobiona z jasnego pachn
cego wosku, z wymy[lnymi ozdobami i zawsze dobrze si paliBa. Kiedy
zauwa|ono, jak Badne s gromnice w jego wykonaniu, ludzie zaczli
go prosi, aby robiB je tak|e dla nich. Do[ dBugo odmawiaB wszystkim
proszcym, tBumaczc, |e jest to tylko i wyBcznie jego dar dla Matki
Bo|ej. Jednak gdy kobiety bardzo nalegaBy, zgodziB si na wyrób [
wiec dla innych, nie biorc jednak zapBaty w pienidzach, lecz wosk.
Tej zimy Stachura wa|cy dobrze ponad 100 kg szedB wraz z innymi
do ko[cioBa ze swoj du| i pikn gromnic, jak zawsze gBo[no rozmawiaj
c. Ludzie szli przez pola i Bki na skróty, wszak wszdzie byBo du|
o [niegu. Zaspy
[niegowe stwardniaBy do tego stopnia, |e mo|na
byBo po nich chodzi jak po maBych górach. W pewnym momencie pod
jego nogami zatrzeszczaBo i nim chBop zd|yB co[ powiedzie, to ju|
zapadB si po sam gBow. OkazaBo si, |e w tym miejscu byB gBboki
rów, na szcz[cie prawie suchy. Pokrywa [nie|na nie wytrzymaBa ci|
aru ciaBa pot|nego m|czyzny, który z trudem wygramoliB si przy
pomocy innych osób z niespodziewanej puBapki. Kobiety |artowaBy, |
e to byB pierwszy upadek Stachury. Jemu samemu nie byBo do [miechu,
bo miaB peBno [niegu w butach, za koszul i w spodniach. W czasie
upadku gromnica przeBamaBa si na dwie cz[ci, co bardzo zmartwiBo
chBopa. ZBamana gromnica to zBy dla niego znak, mo|e oznacza zBamanie
rki albo nogi, mo|e te| oznacza [mier kogo[ z rodziny. Poniewa|
byB samotny, to pomy[laB, |e na pewno [mier przyjdzie po niego.
M|czyzni przekonywali starego, |e to zabobon, w który tylko on sam
wierzy, ale Stachura milczaB przez caB drog. Podczas Mszy [w. odbyB
dBug spowiedz, jakby z caBego |ycia.
Po powrocie z kościoła do domu poświęconą gromnicę zapalano
i jej płomieniem wypalano znak krzyża na głównej belce mieszkania.
Najpierw z papieru należało wyciąć odpowiedni szablon, następnie
namoczyć go w wodzie i przylepić do belki lub sufitu. Gdy szablon
trzymał się dobrze, wtedy gospodarz brał do ręki gromnicę i kopciem
świecy znaczył krzyż, mówiąc przy tym słowa krótkiej modlitwy: Niech
Pan Jezus i Matka Boska mają ten dom w swojej opiece i strzegą przed
złym duchem. Potem to samo, ale już bez szablonu powtarzano przy
każdym oknie i drzwiach, a zapaloną gromnicę stawiano na stole. Po
zgaszeniu była przechowywana najczęściej na ścianie obok obrazu.
Zapaloną gromnicę wkładano do ręki w chwili śmierci kogoś z rodziny,
odmawiając przy tym modlitwy za konających. Umierający był szczęśliwy,
że są przy nim najbliżsi, a w znaku świecy jest obecna Matka Boża
z Dzieciątkiem na ręku jak w świątyni jerozolimskiej. W tydzień po
Gromnicznej niespodziewanie zmarł Stachura, sąsiadka pomagająca mu
w pracach domowych zauważyła, że zaczął się dusić. Nie mogąc w tej
sytuacji pomóc, zdążyła jeszcze włożyć mu do ręki zapaloną złamaną
gromnicę. Obecni na pogrzebie sąsiedzi i znajomi byli bardzo przejęci
tym, że wróżba Stachury tak szybko się spełniła.
Na Gromniczną zwożono do kościoła dzieci, aby je ochrzcić.
Nie wiadomo, dlaczego wybierano ten dzień. Dobrzykowa mówiła, że
dobrze chrzcić dzieci w to święto, bo sama Matka Boża w ten dzień
małego Jezusa przyniosła do kościoła. Z Dębic do kościoła był kawał
drogi, wszędzie dużo śniegu, dojechać można było tylko sankami. U
Gienaka urodziło się dziecko na samego Sylwestra. Ojciec chciał dać
mu na imię Sylwester, ale reszta rodziny nie zgadzała się. Postanowiono
więc, że dadzą chłopcu po dziadku na imię Aleksander. Wyszykowano
sanie, małego Olesia włożono w okazały becik, owinięto w chusty i
koce. Rodzice z chrzestnymi przez pola i zaspy ruszyli sankami zaprzęgniętymi
w dwa konie do kościoła. Jechali dość szybko, wcześniej na rozgrzewkę
kapkę wypili, mieli więc dobry humor. Gdy weszli do świątyni, przed
chrztem ksiądz kazał dziecko uwolnić ze wszystkich przyodziewków,
z wyjątkiem becika. Jakież było zdumienie rodziny, gdy nie znaleźli
wewnątrz ani dziecka, ani becika. Zrozumieli, że podczas jazdy i
ich beztroskiej rozmowy dziecko po prostu się wysunęło. Szybko wrócili
tą samą drogą, na szczęście dostrzegli zawiniątko w pobliżu największej
zaspy. Stary becik był tak dobry i ciepły, że dziecku nic się nie
stało. Wrócili więc do kościoła, gdzie mała zguba przyjęła chrzest.
Pomóż w rozwoju naszego portalu